sobota, 28 września 2013

Rozdział 5: Wyjaśnienie

Z racji że was mocno kocham napisałam dziś 5 stron, które wrzucę za jednym zamachem, żeby zrekompensować wam wszystko. Mam nadzieję że taka długość notki będzie wam odpowiadała, a i że treść przypadnie wam do gustu. Enjoy! :D Kocham was!

W pierwszej chwili myślałem ze stoi przede mną jakiś wezyr. Miał na sobie czerwone spodnie, zwane przez Ana „haremkami”, biały, obcisły podkoszulek i pasującą do spodni kamizelkę obszytą złotą nicią z hinduskimi wzorami.  Na jego dłoniach widniały liczne pierścienie, a w uszach udało mi się dostrzec złote kolczyki. Spojrzałem na jego twarz.  Szczupła, pociągła z widocznie wklęsłymi policzkami o pięknym, ciemnym kolorze.  Kształtne, zgrabne usta o lekko jaśniejszym odcieniu, idealny nos i oczy… te oczy. Czarne, błyszczące, pasujące idealnie do krótkich, czarnych włosów. To nie pierwszy raz, gdy zrobił na mnie aż takie wrażenie. Bo to nie pierwszy raz gdy go widzę.
- Jacoby Frederic Quercy.. – Uśmiechnąłem się bardzo profesjonalnie. Bo widok tego człowieka w moim przedpokoju to ostatni widok jakiego pragnąłem.
- Elix Frencer! – Szeroki uśmiech nie schodził z jego twarzy. – Nic się nie zmieniłeś! – Podał mi rękę.
- A ty owszem.  Ledwo cię poznałem. – Skłamałem.
- Znacie się? – Stojący tuż za moimi plecami Antoine był chyba oczarowany naszym niezwykłym gościem, bo patrzył na niego tak jak dziecko patrzy na fajerwerki.
-  Stara znajomość. – Mruknąłem niedbale. – Jacoby, to jest Antoine. Mój chłopak. – Położyłem wyraźny nacisk na ostatnie słowo. Jacoby łakomie spojrzał się na Ana i uścisnął jego rękę. – An, to jest Jacoby. Poznaliśmy się, gdy jeszcze chodziłem do liceum.  Był stażystą u mojej szkole i uczył mnie fizyki. – Wytłumaczyłem.
- Miło mi cię poznać. – An, odetchnął. Czemu?
- Mnie również. Długo jesteście razem? - Jacoby próbował zagadać mojego ukochanego.
- Od czterech lat. – Ręka Ana objęła mnie w pasie. – Ale znamy się już siedem.
-  Ładnie. – Skwitował. – Ale to nie była miłość od pierwszego wejrzenia, co?
- Myślę że po prostu obaj musieliśmy dojrzeć do związku. – An roześmiał się beztrosko.  – Gdybyśmy zostali parą te siedem lat temu, myślę że nic by z tego nie wyszło.
- Jacoby, co cię tu sprowadza? – Przerwałem miłą pogawędkę. Spojrzał na mnie z lekkim zdziwieniem.
- Skoro pytasz… Chciałem sprawdzić czy Elix Frencer przygotowujący mi moje dwa nowe domy, to ten fizyczny geniusz, którego uczyłem parę lat temu. Plus Marco mówił że bardzo chciałeś mnie poznać. – Uśmiechnął się.  – Przepraszam że obudziłem was tak wcześnie, jednak chciałem to załatwić jak najwcześniej, żeby mieć pewność że praca będzie fantastyczna.
- O to się nie martw, Elix już ma wspaniały szkic. – An położył głowę na moim ramieniu.
- Już? Widać nie próżnujesz. – Jacoby spojrzał na mnie z podziwem. – Ale co ja się dziwię, zawsze był pracowity. Dlatego był moim ulubionym uczniem.
- Dlaczego chcesz żebym codziennie był obecny na placu budowy?
- Ponieważ to ty stworzysz te budynki i ty będziesz mógł nadzorować pracę. Przeszkadza ci to? Przecież dostaniesz za to wynagrodzenie.
- Zastanawiam się tylko czy to konieczne. W końcu ci szkice. Możesz sobie pozwolić na lepszą firmę, która zrobi to dokładnie, bez mojego udziału.
- Przepraszam, jednak moja żona się uparła, że to artysta musi pilnować swojego dzieła. – Przepraszająco spuścił oczy.
- Twoja żona? Czyżby miała coś wspólnego ze sztuką? – Zdziwiłem się lekko na wzmiankę o żonie.
- Nie, ona nie, ale jeden z moich synów już tak. Co prawda ma tylko pięć lat, ale już widać jego skłonności. Moja żona jest po prostu perfekcjonistką. – Spojrzał na Ana wzrokiem pt. „ach te kobiety”. Mój ukochany wybuchnął śmiechem.  – Elixie, wiem że to dość dziwna praca, jednak czy zgodzisz się ją wykonywać? Zrób to dla starego przyjaciela.
- Jeśli spełnisz wszystkie warunki, o których była mowa w umowie, to tak.
- Czyżbyś mi nie ufał? – Czarne oczy zalśniły niczym słońce.
- To nie tak. Po prostu kalkuluję czy mi się to opłaca. – Zdobyłem się na uśmiech.
- Zobaczysz że opłaci. Wybaczcie mi panowie, ale będę musiał was opuścić.  Dwie godziny temu opuściłem samolot i chcę zrobić rodzinie niespodziankę. Stąd ten strój.
- Byłeś w Indiach? – An nagle się rozpromienił. – Zawsze chciałem tam pojechać! Warto?
- Pomijając wszelkie nieprzyjemne widoki slumsów, śmieci i ten okropny smród, to powiem ci szczerze że warto. Bogactwo kolorów, aromatów i smaków to niemalże bajka. Poza tym dla dwojga będzie to bardzo romantyczna podróż, uwierzcie mi. – Uśmiechnął się znacząco. – Więc Elixie, jeśli się zgodzisz w poniedziałek podpiszemy umowę i zaczniemy współpracę. W razie czego, dostępny jestem cały czas pod telefonem, nie bój się do mnie dzwonić. – Odwrócił się do drzwi. – Do zobaczenia panowie, przepraszam za najście. – Uśmiechnął się. – Bardzo do siebie pasujecie. – Rzucił na odchodnym i zamknął drzwi.
- Myślałem że to jego codzienny styl. – Mruknął niezadowolony An. – Misiu, reflektujesz na jakieś śniadanie? – Cmoknął mnie w policzek.
- Szczerze? Pospałbym jeszcze trochę, ale jeśli ty jesteś głodny…
- Nie, skąd! I tak idę dziś na szóstą do pracy, więc możemy jeszcze trochę poleżeć. – Pociągnął mnie za sobą.

Gdy tylko położyliśmy się z powrotem, An przylgnął do mnie i usnął. Ja natomiast analizowałem to co się stało. Na świecie jest ponad siedem miliardów ludzi. Dlaczego musiało paść akurat na tego skurwiela? Dlaczego szef pokazał to zlecenie właśnie mnie?
Przymknąłem oczy i wróciłem myślami do starych czasów…

18 marca 2003

- Proszę państwa, mamy dla państwa smutną wiadomość. – Wychowawczyni próbowała przekrzyczeć prawie trzydzieści osób.  – Pani profesor Tifer miała wczoraj wypadek i złamała sobie biodro. Więc od dziś fizykę będzie prowadził stażysta.
- Ten słodki chłopak, który nigdy nie był u nas na lekcji? – Krzyknęła Krista, wyraźnie podekscytowana.
- Ten dobrze wychowany młody człowiek Kristo. – Poprawiła ją wychowawczyni. – To student, więc nie zniechęćcie go od razu do zawodu. – Pogroziła nam palcem, a żeńska część klasy pisnęła z zachwytu.
- Czym się tu podniecać. – Mój kumpel z ławki Timo wykrzywił się z odrazą. – Ten gość wygląda jak pedał, nic w nim męskiego, nie Frencer?
- I tak przyciąga więcej lasek niż ty. – Rzuciłem w odpowiedzi, a dwóch chłopaków przed nami zaczęło się niesamowicie śmiać.
-  Ty frajerze. –  Zaśmiał się. Wtem gwar w klasie ucichł. I do klasy wszedł on.
- Witam państwa. Mam na imię Jacoby Quercy i od dzisiaj będę was uczył fizyki. Pani profesor przekazała mi wszystkie informacje na temat waszego programu nauczania, wiec nie będę tracił czasu na lekcje zapoznawcze. Czy ktoś z was jest zainteresowany maturą rozszerzoną z fizyki? – Mówił bardzo pewnie, jakby ktoś już powiedział mu to i owo na temat naszej klasy. Nikt nie odważył się mu przerwać.
- Ja. – Podniosłem rękę.
- Świetnie. W takim razie podejdź do mnie po lekcji, to o tym pogadamy. – Spojrzał na mnie z uśmiechem. – Proszę państwa, przechodzimy do lekcji. Proszę zapisać temat: optyka…

- Miałem się do pana zgłosić. – Podszedłem do biurka. Nauczyciel wypełniał coś w dzienniku.
- Och tak, ty jesteś do matury. Jak się nazywasz? – Spojrzał na mnie spod swoich okularów z czerwonymi oprawkami. Wiele dziewczyn się nim interesowało. Nic dziwnego. Nawet dla mnie jako faceta, był on atrakcyjny. Szczupły, wysoki brunet. Do tego musiał być inteligentny. Świetna partia.
- Elix Frencer.
- Do czego potrzebna ci fizyka rozszerzona? W ogóle siadaj. – Pokazał mi krzesło.
- Wiem że do matury mam jeszcze rok, ale chcę iść na architekturę. I dlatego muszę zdać fizykę rozszerzoną. – Przyznałem szczerze.
- Piękny kierunek. Sam miałem ambicje, ale po tym jak zobaczyłem swoje rysunki.. – Zaśmiał się. – Słuchaj, wiem jak ciężko jest zdać to cholerstwo, dlatego udostępnię ci wszystko co mam, wszelkie notatki, arkusze żebyś mógł tylko zdać to jak najlepiej. Dam ci namiary do siebie, mój numer itp., żebyś w każdej chwili mógł się o coś zapytać czy coś. Zgoda?
- Pewnie. – Odetchnąłem z ulgą. – Dziękuję panu. Poprzednia nauczycielka zbytnio nie przejmowała się tym czy zdaję maturę czy nie.
- Z wiekiem przywiązanie do pracy maleje i nie na wszystkim aż tak ci zależy. – Zauważył trzeźwo. – Jesteś pierwszą osobą, którą przygotowuję do matury rozszerzonej, więc dam z siebie wszystko żebyś mógł to zrobić. Ale czy za dziesięć lat będzie tak samo? Nie wiem.
- Studiuje pan fizykę i chce pan zostać nauczycielem? Opłaca się panu? – Zapytałem zdziwiony.
- Niekoniecznie chcę uczyć w szkole, ale mógłbym uczyć np. prywatnie, udzielając korków. Mam trochę inne plany, to że tu jestem to czysty przypadek. – Uśmiechnął się, opowiadając o planach na przyszłość.

Zaprzyjaźniliśmy się. Mieliśmy ze sobą bardzo dużo wspólnego – obaj trenowaliśmy Kick-boxing, lubiliśmy snowboard, starego rocka i filmy gangsterskie. Dodatkowo obaj pochodziliśmy z małych wsi i wynajmowaliśmy w mieście mieszkanie. Nawet się nie obejrzałem, a Jacoby stawał się częstym gościem w moim domu. Jednak dziś było na odwrót.
- Ładnie tu u ciebie. – Pochwaliłem jego skromną kawalerkę, urządzoną w bardzo prostym stylu. Wróciliśmy właśnie z koncertu AC/DC i Jacoby zaproponował żebym nocował u niego.
- Dzięki. Ale niestety nie mam drugiego łóżka i będziesz musiał spać na kanapie. Nie przeszkadza ci to? – Spytał z troską.
- No coś ty. Nie powinienem ci w ogóle robić kłopotu. – Machnąłem ręką, rozwalając się na kanapie.
- Jaki ty robisz kłopot? – Wyjął butelkę wody z lodówki. – I tak mieszkam sam. – Zaśmiał się i usiadł tuż obok.
Przez krótką chwilę rozmawialiśmy o koncercie. Podekscytowany gestykulowałem i wspominałem każdy niesamowity moment. Jacoby przyglądał mi się z uśmiechem, potakując co chwila.
- Och, oni są jak wino. – Powiedziałem. – Im starsi tym lepsi.
- Serio? Według mnie byli o wiele przystojniejsi jak byli młodsi. – Zamarłem.
- Nie o to mi chodziłoo!  - Zacząłem się tłumaczyć. – Chodziło mi o ich muzykę, ruchy na scenie i w ogóle..
- Nie uważasz żeby którykolwiek z nich był przystojny? – Jacoby spojrzał na mnie uważnie.
- Nie zastanawiałem się nad tym. Poza tym jestem facetem, a facet nie robi takich rzeczy.
- Jakich? Nie ocenia atrakcyjności innych facetów? – Uśmiechnął się półgębkiem. – Ja cały czas to robię. Uważam na przykład że ty jesteś cholernie seksowny. – Przejechał palcem po linii mojej żuchwy.
- Dz… dzięki… - Wydukałem, nie wiedząc co mam robić. Jacoby delikatnie przejechał palcem po mojej szyi i zaczął głaskać mój obojczyk.
- A co ze mną? – Szepnął, przyciągając mnie lekko do siebie. – Czy ja jestem atrakcyjny?
- Nooo…  - Powoli traciłem panowanie nad sobą. – Tak, jesteś niesamowicie atrakcyjny.
Zaśmiał się seksownie. Poczułem jego oddech na szyi. Jasna cholera.
- Elix, Elix, Elix… Czekałem na to. – Wyszeptał i jego usta objęły moje. Nie wiedziałem co się dzieje, jednak odwzajemniłem pocałunek. Język Jacobiego wił się w moich ustach. Musiałem przyznać, że całował lepiej niż którakolwiek dziewczyna z którą do tej pory to robiłem.
Położył mnie na kanapie, liżąc moją szyję. Co za niesamowicie przyjemne uczucie. Jego ręka zawędrowała pod moją koszulkę, gładząc i pieszcząc mój brzuch i klatkę piersiową. Wydobyłem z siebie cichy jęk.
- Nie zostawię po sobie żadnych śladów. – Jacoby ściągnął ze mnie koszulkę, a potem pozbył się swojej. -  Twoja skóra jest tak idealnie miękka. – Wyszeptał, a następnie zaczął bawić się moimi sutkami. Zacisnąłem dłoń.
- Przecież jesteśmy facetami… - Wyszeptałem po kilku chwilach. – Nie możemy…
- Nie robimy nic złego, prawda? – Powiedział głośno w międzyczasie całując dół mojego brzucha. – Sprawianie sobie przyjemności nie zależy od płci. – Rozpiął moje spodnie i ściągnął je razem z bokserkami. – Poza tym nieźle już się podnieciłeś. Nie mam serca zostawić cię w tym stanie. – Mój penis znalazł się w jego ustach. Krzyknąłem z rozkoszy, bo było to najprzyjemniejsze  uczucie świata. Przez parę chwil nie myślałem o niczym. Miał rację, nie robimy nic złego.
- Jest ci dobrze. Zaprzeczysz? – Jacoby znalazł się tuż nade mną i pocałował mnie namiętnie. Odwzajemniłem pocałunek. – Poza tym jeśli kogoś kochasz, chcesz dla niego jak najlepiej.  – Oniemiałem. Pierwszy raz w życiu usłyszałem od kogoś to słowo. On mnie kochał. I właśnie mi to udowadnia. Serce zaczęło mi bić jeszcze mocniej.
- Jestem twój. – Szepnąłem. – Zrób ze mną co chcesz.
- Dobrze. – Jacoby uśmiechnął się słodko. Jego ręka przejechała po mojej męskości, jednak nie zatrzymała się na niej, tylko wsunęła się między moje uda. Wzdrygnąłem się, gdy poczułem jak dwa palce wbijają mi się tam. – Widać że jesteś już gotowy. – Jacoby pozbył się ubrań i położył sobie moje nogi na ramionach. – Pamiętaj że cię kocham. – Powiedział, patrząc mi prosto w oczy. Wierzyłem każdemu jego słowu. Potem we mnie wszedł. Ból, który oplótł moje ciało był nie do zniesienia. Jacoby bawił się świetnie, bo cały czas wzdychał i powtarzał jak bardzo jestem wspaniały, jednak ja miałem łzy w oczach. Pocieszałem się tylko tym, że Jacoby mnie kochał. Naprawdę kochał. A ja chciałem mu pokazać, że odwzajemniam jego uczucia. Znosiłem więc cierpliwie każde ostre i niemiłe pchnięcia, co więcej nawet pieściłem szyję i sutki ukochanego, żeby tylko było mu dobrze. Aż do samego finału.

Obudziłem się obolały. Przez chwilę leżałem w łóżku, zastanawiając się co się stało. A potem sobie przypomniałem. Rozejrzałem się po pokoju, jednak nigdzie nie widziałem Jacobiego. W końcu wyszedł z łazienki. Pachniał wodą kolońską.
- Dzień dobry. – Przywitałem się.
- Cześć. Jak się czujesz? – Spytał z drwiącym uśmieszkiem.
- Trochę obolały. Ale nie jest źle.
- To dobrze. Nie powinieneś już wracać? – Jego pytanie mnie zamurowało.
- Co? Dlaczego?
- No.. Jest ranek. Nie powiedziałem ci że w pakiecie „nocowanie u Jacobiego’ jest też śniadanie. – Zaśmiał się. – No co się tak na mnie patrzysz?
- Wczoraj byłeś taki słodki… - Mruknąłem. – Powiedziałeś nawet że mnie kochasz… - Wybuch śmiechu zbił mnie z tropu.
- I ty w to uwierzyłeś? – Spojrzał na mnie jak na kompletnego kretyna. – Malutki, powiedziałem tak, bo inaczej twój słodki tyłek nie byłby mój. A tak był. Ciesz się że trafiłeś na mnie, a nie na jakiegoś zarażonego, starego oblecha. Uwierz mi mały, uczucia to bagno. A teraz spadaj.

Gdy wyszedłem na ulicę, kręciło mi się w głowie. Usiadłem na krawężniku, czując pieczenie pod powiekami. Jak on mógł? Czułem się jak dziwka. Jak ja mogłem być takim idiotą? Przez parę chwil płakałem jak bóbr, jednak potem dźwignąłem się ciężko z ziemi. Ludzie patrzyli podejrzanie na bladego, potarganego chłopca ze spuchniętymi od płaczu oczami, ale ja byłem pewien że mnie osądzają. Że oni wszyscy wiedzą i drwią ze mnie. Nigdy w życiu nie czułem takiego wstydu. Ten okrutny, zabójczy śmiech, który rozdarł moje serce na miliardy kawałków…

Teraźniejszość.

Tamtego dnia obiecałem sobie że już nigdy nie powiem komuś że go kocham. Używałem życia, robiąc to samo ludziom, co Jacoby zrobił mnie. Dopóki trzy lata później nie poznałem Ana. Dopóki to całe gówno nie zmieniło się na lepsze. Spojrzałem na mojego ukochanego. Dlaczego właśnie teraz Jacoby wraca z powrotem do mojego życia? Dlaczego?
- Wyspałeś się? – An delikatnie otworzył oczy.
- Tak. – Skłamałem. – A ty?
- Również… - Przejechał dłonią po moim brzuchu. – Elix… Chyba śniło ci się coś przyjemnego. – Zaśmiał się, gładząc wybrzuszenie w moich  bokserkach. Cholera. Chcąc, nie chcąc się podnieciłem. Ja pierdzielę.
- Bo śniłeś mi się ty. – Uśmiechnąłem się, nie dając po sobie żadnych oznak zdenerwowania.
- Więc muszę ci to jakoś wynagrodzić. – Odkrył mnie i dorwał się do mojej bielizny. Przez chwilę całował moją męskość przez materiał.
- An…  - Wyszeptałem.
- Taaak? – Mruknął przeciągle, obciągając materiał.
- Jesteś najlepszy! – Niemalże krzyknąłem, gdy zaczął go ssać. Nie delikatnie, lecz mocno i agresywnie, tak jak lubiłem.  An jak nikt na świecie potrafił mnie rozgrzać do czerwoności. Tak było i tym razem. Wystarczyła krótka chwila, a wygiąłem się, dając upust rozkoszy. An jeszcze chwilę trzymał męskość w swoich ustach. Pogładziłem go po głowie.  Uśmiechnął się, oblizując usta.
- Masz ochotę na jakieś śniadanie? – Pocałował mnie delikatnie. Ugryzłem go w szyję. – Aaau, Elix! Jesteś dziś bardzo agresywny.
- Nie agresywny, tylko nienasycony. – Warknąłem.
- To już twój problem. Chodź do kuchni, głodny jestem. – An ubrał się i wyszedł z pokoju. Gdy usłyszałem szczęk garnków, zwlokłem się leniwie i poszedłem do niego.

- Zastanawiałem się… - Zaczął An. – Dlaczego byłeś taki niemiły dla Jacobiego? To taki sympatyczny facet.
Prawie nie zadławiłem się omletem.
- Booo…. – Chyba nie powiem mu prawdy. Nie teraz. – Parę lat temu się pokłóciliśmy. Rozbił mi samochód i strasznie go nawyzywałem. – Skłamałem.
- To dobrze. – Uśmiechnął się. – Znaczy niedobrze, ale dobrze. Bo myślałem że to jakiś twój były kochanek albo coś. – Kawałek szynki stanął mi w gardle. – Ale on ma żonę, dzieci, więc wszystko ok. Bo na początku patrzył na ciebie jak na łakomy kąsek.
- Tak jak ty patrzysz teraz na te ciastka na parapecie? – Mruknąłem złośliwie, zmieniając temat.
- Dokładnie. Wiesz co, Elix. Mam ochotę na sernik. – Zamyślił się. – Tak, zrobimy dziś sernik!
- My? – Zdziwiłem się.
- My. Pójdziesz do sklepu, kupisz wszystko i mi pomożesz. Dobrze, skarbie? – Zamrugał swoimi idealnie zielonymi oczami.
- No dobrze.. Tylko wiesz że w kuchni jestem pierdołą. – Zaśmiałem się.
- No to najwyższy czas to zmienić. – Z uśmiechem dopił kawę. 

sobota, 21 września 2013

Rozdział 4: Niespodzianka

- An, musimy w końcu o tym pogadać. – Próbowałem zmusić swojego chłopaka do zwierzeń już jakieś dwie godziny.
- Elix, nie dziś. Jesteś zmęczony i możesz to wszystko źle zrozumieć. – An odwrócił się od ekranu laptopa z wyraźnie zdenerwowaną miną. – A nie chcę mieć na głowie jeszcze kłótni z tobą.
- Wspaniale. – Syknąłem zdenerwowany.  – Jak zawsze, zamiast znaleźć rozwiązanie jakiegoś problemu i się wygadać, ty wolisz trzymać to w sobie. Myślałem że przez te siedem lat zmądrzejesz.  – Antoine wstał z fotela. Chyba go wkurzyłem.
- I kto to mówi? – Stanęliśmy twarzą w twarz. – Ty natomiast musisz wiedzieć wszystko, nieważne czy ciebie to dotyczy czy nie.
- Nie chcę wiedzieć wszystkiego. – Wkurzał mnie swoimi słowami. – Tylko w momencie gdy mój chłopak wraca do domu wkurzony na cały świat i mnie gwałci, chyba nie dziwne że chcę wiedzieć co się dzieje. Zrozum, nigdy tak się nie zachowywałeś. Powiedz mi o co chodzi, wiesz że ci pomogę.  – Postanowiłem zmienić taktykę. Muszę być dla niego miły i obiecać mu nagrodę. Wtedy mi powie. – An, wiesz że możesz mi zaufać. – Moje usta zetknęły się z jego ustami. Opierał się przez chwilę, ale w końcu jego wargi wtopiły się w moje.  Całowałem go przez chwilę, aż w końcu An odsunął głowę.
- Nie powinienem.. Nie jesteś dziś w nastroju… - Mruknął.
- Tutaj chodzi o ciebie. Chcę ci pomóc. – Pogładziłem go po policzku. Przez chwilę obserwowałem jak bije się z myślami.
- Dobrze, ale nie bądź na mnie zły. – Złapał mnie za rękę i pociągnął na kanapę. –  Elix, nie wiem jak to się stało, ale  przedwczoraj w pracy przyszedł do mnie Danny. – Krew zaczęła mi wrzeć w żyłach. – I zaproponował mi spotkanie, jeśli wiesz o czym mówię.  – Ścisnąłem pięść.
- Dlaczego przylazł do ciebie właśnie teraz? 
- Nie wiem, może usłyszał… - An przerwał w pół zdania. – Jezu, ktoś mu powiedział.
- Powiedział co?
- Elix, błagam nie denerwuj się… - Antoine spojrzał mi w oczy. Były pełne łez. – Ostatnio spotkałem Tima, a jak wiesz on nadal sypia z Dannym. No i po dłuższej rozmowie trochę mu naopowiadałem.
- Co mu powiedziałeś? -  Coś w sercu podpowiadało mi że to nie będzie przyjemne.
- Że od jakiegoś czasu nasz seks nie jest taki jak kiedyś i chciałbym coś w nim zmienić. – Wypowiedział to zdanie bardzo szybko, bojąc się mojej reakcji. Poczułem jakbym dostał w twarz.
- Rozmawiasz na takie tematy z innymi, zamiast ze mną? – Odwróciłem wzrok.
- To nie tak.. Ja chciałem.. Może Tim by mi coś doradził.. Bo sam zauważyłeś chyba że nie kochamy się tak często…
- Ale nie rozpowiadam tego każdej osobie, którą spotykam! – Wrzasnąłem, wstając z kanapy.  – Sam przecież wiesz jak to działa. W tym środowisku nikt nie ma prywatności. A zwłaszcza w środowisku byłych czy obecnych kochanków Dannego. Nie wierze jak mogłeś to zrobić. – Prychnąłem.
-  Przepraszam! – Mój chłopak niemalże rzucił się na mnie. – Wiem że zrobiłem źle, ale nie miałem się komu wygadać. A Tima zawsze lubiłem, nie wiedziałem że może zrobić coś takiego. Ale powiedziałem Dannemu że go nie chcę, bo mam ciebie.  Wybacz mi, proszę cię. – Jego dłonie zacisnęły się w mojej talii. – On już nic dla mnie nie znaczy. 
- Tak? To dlaczego aż tak bardzo się wkurzyłeś? – Spojrzałem na niego spode łba. –  Może zdenerwował cię fakt, że Danny zaproponował ci seks, a ty zwyczajnie nie mogłeś?  - Wiem, jestem potworem.
- Nie.. Tylko.. Boże. – An położył głowę na moim ramieniu. – Chciałbym żeby między nami było czasem tak, jak było kiedyś. Nie tylko między mną, a nim, ale między nami. Gdy okazywanie uczuć nie było wymuszone lub przeczekane przez parę tygodni, tylko naturalne, dzikie i niesamowicie gorące i ekscytujące. Nie mów że za tym nie tęsknisz. – Spojrzał mi w oczy.
- Ale to nie zmienia faktu, że powinieneś rozmawiać o tym ze mną, a nie z innymi facetami. Bo to tylko i wyłącznie nasza sprawa, An. I nie próbuj się przede mną tłumaczyć. – Uciszyłem go, zanim zdążył otworzyć usta. –  Jeszcze do tego wrócimy, ale nie razie nie mam ochoty nawet na ciebie patrzeć. – Syknąłem i niemalże odepchnąłem go od siebie. Co mi odwaliło? Nie wiem. Ale byłem na niego wściekły. Ale za co? Za to że chciał jakoś naprawić to co spieprzyłem? Bo to głównie moja wina. Ja nagle poświęciłem się pracy, przestałem mieć dla niego czas. To on inicjował wszystko, a ja tylko korzystałem. Dupek z ciebie, Frencer.

Poszedłem pod prysznic. Powinienem się uspokoić i przemyśleć to wszystko. Jakby nie patrzeć An nie zrobił niczego złego. Zawsze mieli z Timem dobry kontakt i pomagali sobie w trudnych chwilach. Tak było i tym razem.  Chciał dobrze. I dostał za to opieprz. Ze złością przywaliłem w półkę z szamponem i żelem pod prysznic. Wszystko spadło z hukiem na ziemię.
- Wszystko w porządku? – Antoine zapukał w drzwi . Nie odezwałem się. Chciało mi się płakać. Jestem najgorszym facetem świata. – Elix! – Drzwi się otworzyły. – Nic ci nie jest? – Odsunął drzwi od prysznica. Spojrzał na mnie uważnie i zaczął się rozbierać. – Co ja się z tobą mam… - Dołączył do mnie.
- Jestem najgorszym facetem świata. – Przytuliłem się do niego. – Co ty jeszcze ze mną robisz?
- Nie jesteś najgorszy. Tylko czasem się tak zachowujesz. – Cmoknął mnie w głowę. – Rozchmurz się.
- Ale przed chwilą opieprzyłem cię za to że chciałeś dobrze. Jak możesz mnie pocieszać?
- Obaj popełniliśmy błąd i powinniśmy go naprawić. Ale to jak opadną emocje. Wyjdziemy z tego. – Podniósł mi brodę i cmoknął mnie w usta. – Wychodziliśmy z gorszych sytuacji. – Poczułem niesamowite ciepło w sercu. Mój An, mój kochany, słodki An, który sprawia że czuję że żyję.  Moje usta zetknęły się z jego ustami. Pocałowałem go bardzo namiętnie. Przejechałem dłońmi po jego plecach, zatrzymując się na pośladkach. Delikatnie je ścisnąłem, a An jęknął głośno.
- Chodźmy stąd. – Zarządziłem. – Prosto do sypialni. 
Przemieściliśmy się z prędkością światła. Od razu rzuciłem mojego chłopaka na łóżko.  Przez chwilę obściskiwaliśmy się na łóżku jak para nastolatków. Powróciły wspomnienia naszych pierwszych wspólnych nocy. Tyle się zmieniło..  Moje usta przejechały po jego szyi. Prócz jednego. Nadal kochałem go jak szalony.  I on chyba kochał mnie.  Palce Antoine’a wplotły się w moje włosy. Wygiął plecy w łuk. Nie przerywałem pieszczoty, bo poczułem że robi się twardy.
- Elix, co ty ze mną robisz? – An zamruczał w przerwach pomiędzy jękami.
- Naprawiam to co zepsułem.  –  Nagle jego nogi znalazły się na moich ramionach i chwilę później wszedłem w niego. Rozkoszowałem się każdą sekundą spędzoną w środku i nie mogłem opanować pomruków rozkoszy.
- Elix, poczekaj. – Antoine przerwał mi w środku akcji. Spojrzałem na niego zdezorientowany.
- O co chodzi?
- Spróbujmy inaczej. – Złapał mnie w pasie i przekręcił tak że to ja leżałem na dole. Antoine spojrzał na mnie z góry z niekrywaną satysfakcją. –  Nigdy nie kochaliśmy się na kowbojkę. – Przegryzł wargę i przejął kontrolę nad wszystkim.  Obserwowałem go w akcji. Był po prostu piękny.  Obserwowałem jego wyrzeźbioną klatkę piersiową, brzuch z wytatuowanym z boku feniksem , jego błyszczące blond włosy, które czasem zdawały się złote. Och Antoine, co ty ze mną robisz?
- Dobrze ci? – Spytał po dłuższej chwili.
- Jak w niebie. – Wyjęczałem. – Nie wiem jak ci się za to odwdzięczę. – Pochylił się nade mną.
- Znajdę sposób. – Mruknął. – Dokończ. – Ugryzł moją wargę, a ja wypchnąłem biodra do przodu i przez chwilę pracowałem na najwyższych obrotach.
Orgazm przyszedł nagle, szarpnął mną tak że nie mogłem leżeć spokojnie. Prawie krzyknąłem i przycisnąłem mojego chłopaka do siebie. Oddychałem ciężko, zmęczony całą akcją, jednak wiedziałem że to jeszcze nie koniec.
- Wyglądasz słodko. – Mój chłopak pocałował mnie w czubek nosa. – Teraz ja! – Podniósł mnie i przerzucił na brzuch. Lekko skrzywiłem się gdy we mnie wszedł, ale parę minut później dyskomfort zamienił się w dość przyjemne uczucie. An w przeciwieństwie do mnie lubił powolny, delikatny seks. Jego palce pieściły moje sutki, a jego klatka piersiowa przytuliła się do moich pleców. Słyszałem tylko długie, głębokie westchnienia. Nagle zaczął podgryzać mój kark.
- To łaskocze! – Zawołałem, próbując się nie roześmiać. – Nie rób tak, bo zaraz wybuchnę śmiechem! Aaan! – Krzyknąłem, prawie zanosząc się ze śmiechu.
- Przepraszam. – Szepnął, wchodząc we mnie jeszcze głębiej.  Po dłuższej chwili wypełnionej westchnieniami Antoine wbił paznokcie w moją klatkę piersiową i skończył. Obaj padliśmy wyczerpani na łóżko, sapiąc ciężko.
- Wiesz że cię kocham? – Słowa Ana przerwały słodką ciszę pomiędzy nami.
- Ja ciebie też. – Przytuliłem się do niego.  To będzie dobra noc.


Ktoś dobijał się do drzwi. W sobotę o 8 rano.
- Idź otworzyć. – Klepnąłem Ana w plecy. – I opieprz ktokolwiek by to nie był.
- Chyba cię pogrzało, ja jeszcze śpię.  – Warknął, przykrywając się kołdrą. – To pewnie ktoś do ciebie.
- Wtedy powiesz że mnie nie ma. No idź! – An ciężko zwlókł się z łóżka.
- Nienawidzę cię. – Przetransportował się przez mieszkanie. Usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi.
- Dzień dobry! – Usłyszałem TEN głos. Doskonale wiedziałem do kogo on należał. – Czy zastałem pana Elixa Frencera?
- Taaaak, jest… - Antoine jakby stracił zdolność mówienia. – U siebie.. Zaraz go zawołam… Proszę wejść no i ten.. zaczekać chwilę. Zaraz wracam. – Chwila ciszy. – Elix! – An skoczył na łóżko. – Wstawaj, ubieraj się! Musisz to zobaczyć! Chyba ten twój pracodawca! Jezusie, człowieku rusz się!
Natychmiast wyskoczyłem z prześcieradła i zgarnąłem ciuchy z podłogi. Były Antoine’a, ale nie zawracałem sobie tym głowy. Mój chłopak w tym czasie też zdążył się ubrać.
- Jak wyglądam? – Spytałem poprawiając włosy.
- Całkiem nieźle. W tym swetrze wyglądasz lepiej niż ja. – Mruknął.
- Dobra, idę do niego… - Przeszedłem przez salon, kierując się do przedpokoju. Tam był człowiek, który niewątpliwie był dziwny. I dla którego pracowałem.
- Dzień dobry, jestem… - Przywitałem się radośnie, nie kończąc zdania.  To co zobaczyłem, niemiłosiernie mnie zaskoczyło…

sobota, 14 września 2013

Rozdział 3: Mętlik

Ocknąłem się dwadzieścia minut przed budzikiem. Po głowie błąkało mi się jedno pytanie: co do cholery się wczoraj stało? An leżał na drugim końcu łóżka zwinięty w kłębek. Co go wczoraj napadło? Miał zły dzień? Nie chciało mi się ponownie kłaść, więc ciężko powlokłem się do łazienki, żeby wziąć prysznic. Spojrzałem w lustro. Wszystko wskazywało na to że to była ciężka noc - miałem podkrążone oczy, moje czarne włosy były tak rozczochrane że przypominały ptasie gniazdo, a moja twarz była dziesięć razy bledsza niż zwykle, co było swojego rodzaju ewenementem, bo i tak jestem niemalże biały. Umyłem szybko zęby i wskoczyłem pod prysznic. Przez paręnaście minut rozkoszowałem się przyjemnym ciepłem wody, jednak przez cały czas nie mogłem przestać myśleć o tej nocy. Nie to żeby nie było w jakiś sposób przyjemne... Ale An zazwyczaj nie inicjował tak ostrego seksu. Musiało się coś stać. Po prostu musiało.
Po wyjściu z łazienki włączyłem ekspres do kawy. Elix, ogarnij się. Masz dzisiaj spotkanie z klientem. I to dość ważnym klientem. Musisz być w formie. Opanowany, względnie ogarnięty, żeby tylko cię przyjął. Potem będzie już co będzie.
- Dasz radę. Jak zawsze. - Uspokoiłem się. Następnie w spokoju wypiłem kawę, zjadłem śniadanie i ubrałem się w najlepszy garnitur jaki miałem w szafie. Gdy wychodziłem, ostatni raz spojrzałem na Ana. Chyba stało się coś poważnego, bo nawet podczas snu miał markotną minę.
- Nie martw się. Będzie dobrze. - Pocałowałem go w czoło i wyszedłem do pracy. Tak, będzie dobrze!

- Panie Frencer! - Sekretarka ostrożnie zapukała do mojego gabinetu. - Klient do pana.
- Proszę go wpuścić. - Uśmiechnąłem się sympatycznie, wstając z fotela. Zastanawiałem się jak on wygląda, zważając na jego niesamowicie uwodzicielski głos. Może nie powinienem tego mówić, ale miałem nadzieję że będzie seksowny. Tak żeby choć popatrzeć.
- Dzień dobry. - Drzwi od gabinetu lekko się uchyliły i do środka wszedł bardzo młody chłopak. Na moje oko zbyt młody. - Pan Frencer? - Nie miał głosu pana Q, więc chyba nie żartował z przysyłaniem "swoich ludzi".
- Tak, to ja. - Odrzuciłem swoje rozczarowanie, wyciągając rękę do chłopaka. - Miło mi pana poznać, panie..
- Proszę nie mówić do mnie pan. Jestem Marco. - Chłopak nieśmiało uścisnął moją dłoń. Wyglądał bardzo młodo, obstawiam że ledwo skończył osiemnaście lat. Niski, bardzo szczupły z pociągłą twarzą i burzą loków na głowie. Brązowe oczy miał zasłonięte okularami "nerdami". Ubrany w jasne, dość obcisłe spodnie i beżowy sweter w dziwne szlaczki. Dość osobliwy, nie powiem.
- Jak sobie życzysz. W takim razie mów mi Elix. Jesteś od pana Q? - Wskazałem na fotel po drugiej stronie. Chłopak swobodnie usiadł na krześle.
- Tak kazał do siebie mówić? - Spytał z rozbawieniem. - Tak, miałem przynieść ci papiery. Nie wiem co mu strzeliło do głowy z tymi dwoma domami. W sumie mógłby zrobić jeden, wszyscy i tak by się zmieścili, ale nie on musi zrobić swoje.- Nawijał jak najęty, a ja nie miałem śmiałości mu przerwać. To co usłyszałem wcale mnie nie uspokajało. Wręcz przeciwnie. Słowa chłopaka były.. dość dziwne. - Ale to jego pieniądze, on więcej zapłaci, a ty więcej zarobisz. Otóż F.. znaczy Q ma do ciebie parę zastrzeżeń. Oba domy mają być zrobione na wzór brytyjskiej szkoły z internatem. Wiesz - duże, rozległe budynki, itp... - Zaczął grzebać w torbie, z której parę minut później wyjął teczkę. - Najlepiej żeby budynek był bardzo ciemny. Wtedy będzie mu pasował do ogrodu. - Wypowiedział te słowa z lekką ironią. - Tutaj masz wszystkie instrukcje, pewnie dasz radę. Wyglądasz na elokwentnego. A i najważniejsza rzecz - czas pracy. Q powiedział że masz na sam szkic dwa tygodnie. Za każdy dzień opóźnienia obcina ci 5 tysięcy z wynagrodzenia, a za każdy dzień przed deadlinem dokłada ci 5 tysięcy. Prócz oczekuje że będziesz obecny na placu budowy plus dostępny o każdej porze dnia i nocy. No może nocy nie. Ale żebyś był na każde jego zawołanie. Ja wiem, jak się to słyszy, to ma się wrażenie że to freak, ale uwierz - opłaca się. Dostaniesz za to zlecenie naprawdę sporą kasę. O ile spodoba mu się projekt i nie wkurzysz go podczas budowy.
- Czekaj, czekaj... - W końcu przerwałem. - On myśli że przez kilka miesięcy będę dostępny na każde jego skinienie? Zazwyczaj oddaję projekt i dwa, maksymalnie trzy razy pojawiam się na placu.
- Tutaj będzie inaczej. Poza tym będziesz dostawał za to odpowiednią kasę. - Chłopak uśmiechnął się uroczo. Na jego zębach błysnął aparat. - Wiem że jestem gadatliwy, ale mam nadzieję że wszystko rozumiesz.. Jakieś pytania?
- Jedno.. - Nie mogłem się powstrzymać. - Po co panu Q aż dwa domy? Ma taką dużą rodzinę?
Marco roześmiał się szczerze.
- Coś w ten deseń.. Jak ma się tyle hajsu co on, to można i trzy domy sobie machnąć. Poza tym jeden z nich ma być mieszkalny, a drugi taki raczej dla gości. Q często ich przyjmuje. - Przegryzł wargę.
- Rozumiem. Czy będę miał możliwość spotkać się z moim zleceniodawcą?
- Taaak, oczywiście. Dzisiaj miał parę biznesowych spraw, dlatego ja jestem w zastępstwie, ale przy oddawaniu projektu ugości cię osobiście. Tylko zadzwoń dzień przed, najlepiej w porach wieczornych. - Poprawił okulary. - No to będę się zbierał. Bierz się do pracy i nie zniechęcaj się od razu - myślę że z czasem ci się spodoba współpraca z takim człowiekiem jak on. - Wstał z fotela, więc zrobiłem to samo. - Jeszcze się zobaczymy, więc się nie żegnam. Owocnej pracy! - Pomachał i zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć wyszedł z gabinetu. Opadłem ciężko na krzesło.
- Najdziwniejsze spotkanie świata. Najdziwniejszy facet na świecie i prawdopodobnie najbardziej popierdolone zlecenie mojego życia. - Mruknąłem sam do siebie.
- Panie Frencer... - Po paru minutach ciszy do gabinetu weszła sekretarka. - Wszystko w porządku?
- Taak, dziękuję że pytasz. - Otrząsnąłem się. - Coś się stało?
- Szef chce pana widzieć, żeby dowiedzieć się czegoś o tym spotkaniu. Troszeczkę się tym ekscytuję, więc jakby pan mógł...
- Już idę. - Uśmiechnąłem się do niej. Początek dnia, a ja już chcę jego końca...

Ciężko wtoczyłem się do domu. Co za paskudny, niszczący psychicznie dzień. Najpierw sprawa z Anem, potem ten gościu i jeszcze półgodzinna paplanina od szefa, żebym "nie spieprzył tego zadania, bo to najlepsza rzecz jaka mi się w życiu trafi". Bla, bla, blaaaaaaaaa. Rzuciłem swoje rzeczy na podłogę. W domu było bardzo cicho i spokojnie. I nie pachniał niczym. An nie gotował? Jasna cholera.
Przeszedłem się po mieszkaniu. Wszystko wyglądało tak jak zostawiłem to rano. Filiżanka po kawie na stole, rzucona na parapet ścierka.. co jest? Poszedłem do salonu i zastałem mojego chłopaka okrytego kocem, drzemiącego na kanapie. Obok na stoliku leżał telefon. Czyli jednak się obudził. Bardzo chciałem wiedzieć co się stało, ale rozmowa z nim teraz byłaby dla mnie wykańczająca. Chyba powinienem popracować. Choć trochę. Nie przebierając się, zasiadłem do deski kreślarskiej. Założyłem słuchawki i włączyłem sobie Mindless Self Indulgence, zatracając się pracy. Skoro już i tak to robię, to powinienem trochę zarobić...

Antoine

Irytujący dźwięk telefonu nie dawał mi spokoju. Tak bardzo nie chciało mi się wstawać. Ale gdy zaczął dzwonić po raz piąty, uznałem że to coś ważnego. Owinąłem się w koc i poszedłem do salonu.
- Halo... - Mruknąłem zachrypnięty. Niech ten ktoś wie, że dzwoni nie w porę.
- Pan Clay? - Chłodny i nieprzyjemny głos niemalże wypluł moje imię. Wiedziałem kto dzwoni.
- Pani Frencer! Dzień dobry! - Starałem się być miły dla mojej niby-teściowej. Chociaż nie znosiła mnie jak zarazy.
- Czy mój syn jest w domu? - Olała moje przywitanie.
- Elix jest aktualnie w pracy, wróci... - Spojrzałem na zegarek. - Za jakieś pięć godzin. Przekazać coś?
- Tylko że dzwoniłam. To pilna sprawa. Po tej obrzydliwości jakiej się dopuścił, nie chcę z nim rozmawiać, ale tym razem muszę. - "Obrzydliwość" oznaczała nasz związek. - Nie dość że mój inteligentny, wykształcony syn obcuje z mężczyzną, to jeszcze z kimś, kto nie ma pracy. - Prychnęła. A to paskudne babsko.
- To życie Elixa, nie pani. Ma prawo obcować z kim  tylko chce.
- Homoseksualizm to choroba. Osoby z patologicznych rodzin zostają homoseksualistami. A mój syn jest normalny. To twoja wina, że jest jaki jest. - Syknęła. Krew mi zawrzała.
- Proszę sobie wyobrazić, że w momencie gdy zacząłem sypiać z Elixem, on już dawno był rozdziewiczony przez innych mężczyzn. - Warknąłem do słuchawki. Słyszałem jak wciąga powietrze. Za ostro?
- Do widzenia. - Syknęła i odłożyła słuchawkę. Ta rozmowa rozbudziła mnie na parę chwil, ale potem przypomniałem sobie o wczorajszym wieczorze. Jak bardzo byłem wściekły na samego siebie. Dlaczego? Bo przypomniałem sobie gdy jeszcze byłem z Dannym. Pamiętam jego pejcze, maski, kajdanki, bicze, kneble.. Pamiętam siniaki, jakie po nich miałem, czasem rany i godziny bólu, gdy uprawiał ze mną seks. A raczej gdy mnie gwałcił. Bo to były częściej gwałty.
Ale pamiętam też jak czasami było mi z nim dobrze. Jak wysoko potrafiłem wzlecieć. Nasz seks był zawsze emocjonujący, lekko niebezpieczny i drapieżny. Dlatego się podnieciłem po tym spotkaniu. Bo od jakiegoś czasu seks z Elixem przestał być emocjonujący. Był dobry, fakt - nauczyliśmy się swoich ciał, co lubimy, ale.. coś przestało iskrzyć. Nie to żebym go nie kochał - kocham go, ale chciałbym tego dreszczyku, który był między nami kiedyś, gdy mogliśmy kochać się parę razy dziennie, a nie raz, dwa razy na tydzień.. Tęsknie za tym wszystkim. Chyba muszę z nim o tym pogadać.
Ale to jak wróci. Teraz chyba jeszcze się prześpię.

Gdy się ocknąłem, słońce już zachodziło. Przespałem cały dzień? Chyba tak. Rozejrzałem się po pokoju - mój chłopak siedział przy desce kreślarskiej, szkicując coś namiętnie. Pracował nad nowym projektem? Przeciągnąłem się i wstałem z łóżka.
- Co robisz? - Zapytałem, ale Elix milczał. Dopiero po chwili odkryłem że ma słuchawki w uszach. Spojrzałem mu przez ramię - szkicował piękny dom w staroangielskim stylu. Przez chwilę podziwiałem jego pracę - nie dziwne że był najlepszy. Miał skurczybyk talent. Wielki talent.
- Co robisz? - Pociągnąłem za słuchawki. Zaskoczony odwrócił się w moją stronę. Wyglądał koszmarnie.
- Pracuję? - Uśmiechnął się słabo. Jego niebieskie oczy były przekrwione.
- Biedaku, wyglądasz jakby cię coś przejechało. - Szczypnąłem go w policzek. - Ciężki dzień? - Kiwnął głową. - Choć się przytul.
Owinął ręce wokół mojej talii, a ja przyciągnąłem go do siebie. Czysty, świeży zapach jego wody po goleniu wdarł się w moje nozdrza. Westchnął ciężko.
- To był najgorszy dzień świata. - Mruknął, a ja pocałowałem go w czubek głowy.
- Chcesz się wygadać?
- Tak. Najlepiej przy kawie.
- I naleśnikach?
- Czytasz mi w myślach. - Cmoknął mnie w usta. Dzisiaj zajmę się tylko nim. Rozmowa o Dannym może poczekać...

sobota, 7 września 2013

Rozdział 2: Drgnięcie

Dźwięk przychodzącej wiadomości oderwał mnie od papierów. Od dobrych kilku godzin przeglądałem zlecenia, które przygotował dla mnie szef. Prawda, był kawałem skurwysyna i czasami miałem go dość, jednak jeśli chodziło o pracę dla mnie, zawsze wybierał perfekcyjnie. Teraz tylko głowiłem się co mam wybrać. A to było cholernie trudne. Westchnąłem ciężko i położyłem się na plecach. To ponad moje siły.
- Co jest? - Antoine usiadł koło mnie.
- Mam dylemat. - Zacząłem marudzić. - Dwa świetne zlecenia, które chciałbym zrealizować i nie wiem które wybrać, bo oba są na swój sposób ciekawe.
- Może mógłbym ci jakoś pomóc? - An usiadł wygodniej na łóżku. Obserwowałem jak przekręca komórkę w dłoniach.
- Dobra, powiedz mi które brzmi lepiej. - Podniosłem się do pozycji siedzącej, żeby patrzeć mu w oczy. - Mogę zaprojektować pewnemu bankowi nową siedzibę w centrum miasta, albo mogę zająć się domem pewnego faceta... - Antoine zmarszczył brwi.
- Serio się zastanawiasz? Przecież to zlecenie dla tego banku to niemalże twoja życiowa okazja!
- Ale czekaj. Nie skończyłem jeszcze. - Przerwałem mu. - Gdyby chodziło o zwykły dom, to pewnie bym sobie odpuścił. Ale gościu w zleceniu mówił o tym że dysponuje działką o powierzchni 100 hektarów i chce co najmniej dwa czteropiętrowe budynki z rozległymi piwnicami i dwoma basenami w każdym domu. - Mój chłopak wytrzeszczył oczy. - Rozumiesz czemu się waham?
- Facet musi być niemiłosiernie bogaty.. Mógłbyś zgarnąć za to niezłą kasę. - Podłapał pomysł. - Nie zostawił ci może namiarów na siebie?
- No zostawił...
- No to dzwoń do niego i umów się na "rozmowę wstępną". - Odgłos sms-a. - Powiedz że jeszcze nie możesz się zdecydować na zlecenie i chcesz się dowiedzieć więcej. Jeśli się okaże że facet jest świrem, to przyjmiesz zlecenie tej firmy. A jeśli nie... To może być opłacalna robota. - Wzruszył ramionami, a potem sprawdził komórkę. Skrzywił się, a następnie przez chwilę wysilał się z odpowiedzią.
- Coś się stało? - Moja ciekawość nie miała granic.
- Mamy czas za tydzień w piątek?
- Zależy dla kogo.
- Danny urządza imprezę i..
- Nie.
- Ale Elix...
- Nie! - Warknąłem. Mało było ludzi, których nie znosiłem niemal tak bardzo jak Dannego. Pierwszy raz spotkaliśmy się trzy lata temu. Antoine przedstawił go jako swojego "przyjaciela", jednak bardzo szybko dowiedziałem się jaka była między nimi relacja. Otóż był on przez ponad rok "panem" mojego Antoine'a, gdy ten był jeszcze młody. Tacy jak on mają od cholery pieniędzy, więc "wynajmują" paru młodych chłopaków głównie dla seksu. Czasami bardzo wyuzdanego i wręcz niebezpiecznego seksu. Pamiętam Ana z tamtego okresu. Wiecznie smutny, chudy jak szczapa, poobijany. Nie. Nie chciałem żeby ten człowiek zbliżał się do niego. Zwłaszcza ze Danny cały czas miał ochotę na Antoine'a.
- Eliix. - An złapał mnie za rękę. - Nie zrobiłbym nic głupiego. Nie ufasz mi?
- To nie tak że nie ufam tobie. Nie ufam jemu. Dobiera się do ciebie, nawet jak ja jestem w pobliżu. Jeszcze nie dostał w mordę, ale to tylko kwestia czasu. - Warknąłem, całując jego palce. - To zboczeniec i seksoholik, do tego niezwykle urokliwy. Do tego pamiętam jak cię skrzywdził. Nie dziw mi się.
- Przecież nie musimy z nim nawet gadać. Elix, będzie tam Chris, Adam, Tim... Tyle osób których od dawna widzieliśmy. A jeśli Dan będzie próbował coś mi zrobić, będziesz cały czas obok mnie. A przy tobie jestem asertywny. Proooooszęęę! - Pochylił się w moją stronę, trzepocząc rzęsami. Co za paskudny, perfekcyjny manipulator.
- Zobaczymy. - Mruknąłem. An roześmiał się głośno i pocałował mnie w nos.
- Jesteś taaaki słodki. Posiedzimy parę godziny i wrócimy, zanim zdążysz się znudzić. A teraz łap za komórkę i dzwoń do tego faceta. - Uśmiechnął się szczęśliwy.
- Nie jest za późno? - Spojrzałem na zegarek. Dochodziła dwudziesta. To nieprofesjonalne dzwonić o tej porze.
- Najlepsi dzwonią kiedy chcą. - Podał mi telefon. - Dawaj, raz się żyje.
- Przez ciebie będę rozmawiał z klientem poirytowany. - Przyłożyłem telefon do ucha.
- Słucham? - Miękki głos należący do starszego mężczyzny rozległ się w słuchawce.
- Dzień dobry panu. - Niepewnie mruknąłem do słuchawki. - Nazywam się Elix Frencer, dzwonię z firmy architektonicznej Marleya. Dzwonię..
- W sprawie zlecenia? - Mężczyzna dokończył za mnie. - Zaraz połączę pana z pańskim zleceniodawcą. Proszę chwilę zaczekać. - W słuchawce na chwilę zapanowała cisza. Spojrzałem na Ana. który bezgłośnie wypytywał "no i co?". Wzruszyłem ramionami.
- Witam. - W słuchawce usłyszałem głos, który odbił się echem w mojej głowie i przepłynął przez całe ciało, powodując dreszcze. Głęboki, lekko zachrypnięty i niesamowicie seksowny. - Dzwoni pan z firmy pana Marleya, prawda?
- Taak. - Nie mogłem się skupić. - Jestem...
- Elix Frencer. - Dokończył. - Ten Elix Frencer, który przebudował ratusz, prawda? Oglądam właśnie pańskie dzieła i muszę przyznać że Marc zawsze wie kogo do mnie przysłać. - Zaśmiał się do słuchawki, a mnie zjeżyły się włosy na karku. - Nie będę owijał w bawełnę - podoba mi się pan. Znaczy to co pan robi i chciałbym pana zatrudnić. Ale ostrzegam - zadowolenie mnie to baardzo trudna sztuka, więc czeka pana sporo pracy.
- Dam z siebie wszystko. - Wtrąciłem nieśmiało.
- Wspaniale. W takim razie proszę czekać na kogoś z moich pracowników, żeby przywiózł panu resztę dokumentów. Byłby pan w stanie odebrać je jutro w biurze?
- Oczywiście, panie.. - Próbowałem zmusić go do przedstawienia się.
- Panie Q. - Facet odpowiedział po paru sekundach. W moim umyśle zamigotała czerwona lampka. Świr?
- Oczywiście panie Q.
- To jak najszybciej jutro proszę się spodziewać moich ludzi. - Zarządził. - Życzę miłego wieczoru. - Odłożył słuchawkę, zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć. To było... dziwne?
- No i? - Antoine wpatrywał się we mnie jak sroka w gnat.
- Myślę że gość albo jest nieźle popieprzony, albo to jakiś znany aktor czy coś. Kazał mi mówić do siebie per "pan Q". Ale chyba przyjął mnie do pracy, bo jutro przywozi mi resztę papierów. An, ale jaki on ma głos. Może nim hipnotyzować ludzi. Nawet nie pomyślałem o tym żeby mu powiedzieć o wstępnej rozmowie.
- To jest wskazówka! Może to jakiś znany aktor, który nie chce zdradzać swojej tożsamości?
- Mogę się założyć o to że ma po prostu coś nie tak z głową. - Zauważyłem błysk w oczach Ana.
- Założyć? O co?
- O co chcesz. - Wyciągnąłem do niego rękę.
- Okej.. - Zamyślił się. - Jeśli wygram, wytatuujesz sobie literkę "A" na biodrze. Tak żeby każdy wiedział że jesteś mój.
- Nie uważasz że taki tatuaż jest pedalski?
- Jesteś gejem, więc nie widzę w tym problemu. - Zaśmiał się złośliwie.
- No dobra.. Za to jeśli ja wygram, to... kupisz mi motor.
- Motor? No dobra. - Uścisnęliśmy sobie dłonie. - Chcesz herbaty?
- Czemu nie.
- A potem seks?
- Po tym jaki byłeś złośliwy po południu? Zapomnij!

Antoine

- An, stolik dwunasty! Dwa razy łosoś i talerz owoców morza! Migiem! To nasi ostatni klienci dzisiaj! - Szef krzyknął na mnie z końca pomieszczenia. Za dwie godziny chciałem być w domu.
- Robi się! - Odkrzyknąłem. - Fabian, zajmiesz się łososiem? - Mój najlepszy kumpel kiwnął głową i bez słowa zajął się potrawami. Znamy się od małego. Razem chodziliśmy do szkoły gastronomicznej, a potem obaj staraliśmy się o pracę w tym miejscu.
- Cytryna do niego? - Spytał lakonicznie.
- Będzie najlepsza. - wrzuciłem małże do wody. Fabian jest jedną z dwóch bliskich mi osób, które nie odwróciły się ode mnie, gdy dowiedziały się że jestem gejem. Co więcej, zakumplował się z Elixem i stanowiliśmy swojego dziwnego rodzaju paczkę.
Elix jest jedyny w moim życiu. Żadnemu człowiekowi nie zawdzięczam tyle co jemu i z żadnym nie mam aż tylu wspomnień  - może niekoniecznie tylko tych dobrych, ale faktem jest że to on zmienił moje życie. Oraz to że go kocham.
- Lili, przygotuj dodatki do owoców morza! - Krzyknąłem do pomocników, zabierając się za krewetki i kalmary. Ostatnie danie na dziś, potem do domu. Wytrzymaj.
- Antoine. - Fabian stanął naprzeciw mnie. - Dzięki za wczoraj. Dzięki że mnie zastąpiłeś.
- Nie ma sprawy. Ty też nie raz ratowałeś mi tyłek. - Uśmiechnąłem się do niego.
- Wiesz, ale ty miałeś zawsze poważne powody. A ja byłem na randce. - Wywrócił oczami.
- Życie uczuciowe to bardzo poważny powód. - Uśmiechnąłem się do niego.
- Taaaaa... Jeśli orgazm to uczucie, to wczoraj byłem uczuciowy jak nigdy. - Zaśmiał się głucho.
W milczeniu dokończyliśmy swoje dania i pół godziny później każdy z nas sprzątał swoje stanowisko. Kocham swoją pracę, ale jest cholernie męcząca. Jak wrócę, to chyba nawet już się nie będę mył, tylko od razu walnę się do łóżka. Ciekawe czy Elix będzie spał...
- Do zobaczenia An! - Fabian uścisnął mi rękę.
- Trzymaj się. - Zdjąłem fartuch i wsadziłem do szafki. Zgarnąłem klucze i pięć minut później wyszedłem z restauracji. Przy moim samochodzie ktoś stał. Zaniepokoiłem się.
- Nie bój się mnie tak Antoine. - Mężczyzna odezwał się do mnie miękko. O Boże..
- Danny? - Zapytałem, podchodząc bliżej. Jego rude włosy odbiły światło latarni. Wszyscy, tylko nie on!
- Tak kotku. Odpisałeś mi przedwczoraj tak niemiło.. - Zbliżył się do mnie. Poczułem mocny zapach piżmowych perfum. - Chciałem się upewnić że wszystko w porządku. - Jego szare oczy spojrzały na mnie z troską. An, pamiętaj co on ci zrobił.
- Jest ok. Przyjdziemy do ciebie z Elixem. - Niemalże warknąłem i spróbowałem go wyminąć. Danny złapał mnie za ramię.
- Kotku, czemu jesteś taki spięty? - Jego twarz niebezpiecznie zbliżyła się do mojej. - Czyżby jakieś kłopoty pomiędzy tobą, a twoim szczęściem? Pamiętaj, że zawsze możesz wrócić. Było nam tak dobrze...
- Chyba tobie. - Wypaliłem. - Ja jestem szczęśliwy teraz i nie chcę wracać do ciebie.
Danny zaśmiał się gardłowo. W jednej chwili przycisnął mnie do  samochodu, a jego ręka spoczęła na moim kroczu.
- Nie pamiętasz jak jęczałeś z rozkoszy, gdy cię związywałem? - Szepnął mi do ucha, masując mój rozporek. - Albo gdy wyciągałem bat? Albo..
- Dosyć! - Odepchnąłem go od siebie. - To było kiedyś. Miałem 16 lat. Imponował mi starszy o 15 lat facet, ale teraz to się zmieniło. Nie chcę z tobą walczyć, ale nie chcę też z tobą sypiać. W końcu ułożyłem sobie życie.  Może wtedy sprawiało mi to przyjemność, ale pamiętam też rany jakie mi zadawałeś.
Danny westchnął. Muszę przyznać że z wiekiem jest przystojniejszy. Ale jest też coraz większym zbokiem.
- Widzę że dzisiaj cię nie przekonam. Ale spróbuję kiedy indziej. - Podszedł i delikatnie mnie pocałował. - Nadal mi na tobie zależy kotku. Pamiętaj o tym. - Uśmiechnął się przeciągle. Zacisnąłem pięści i przeczekałem aż pójdzie. Co za palant!
Z hukiem zamknąłem drzwi od samochodu. Chciało mi się płakać. Z jednej strony go nie znosiłem. Skrzywdził mnie i chciał sprowadzić na złą drogę. Ale z drugiej strony pamiętam jaką nagrodę dostawałem za te wszelkie cierpienia. Zacisnąłem zęby. Danny już mnie nie pociągał, ale dziś udało mu się mnie podniecić. Wściekły jak nigdy pędziłem do domu.

W domu było bardzo cicho, a Elix spał jak zabity. Złość nadal ze mnie nie zeszła, więc nie obchodziło mnie czy go obudzę. Włączyłem światło w pokoju.
- An, wróciłeś? - Elix przeciągnął się w łóżku.
- Zamknij się. - Warknąłem, a następnie zdjąłem z siebie ciuchy. Mój ukochany spojrzał na mnie podejrzliwie.
- Co ty... - Próbował ze mną porozmawiać, ale mu przerwałem.
- Ściągnij spodnie. - Rozkazałem. Zauważył że nie warto dziś ze mną dyskutować. Chwilę później leżał na łóżku całkowicie nagi. - Pięknie. Teraz wyjmij lubrykant i się przygotuj. Zerżnę cię dziś jak nigdy. - Parę sekund później przewaliłem go na brzuch i uniosłem biodra. Tak, chciałem się na nim wyładować. Gdy wbiłem się w niego po raz pierwszy, usłyszałem jak syczy. Zrobiło mi się żal że to on musi cierpieć za mój zły humor, ale pożądanie zrobiło swoje. Położyłem rękę na jego głowie i wcisnąłem w poduszkę. Potem zacząłem się w nim poruszać. Bardzo szybko i bardzo agresywnie, wbijałem penisa w jego ciało. Było mi tak dobrze. Słyszałem jak Elix pojękuje, jednak nie były to jęki rozkoszy. Jego to bolało.
Oderwałem dłoń od jego głowy i przyłożyłem tors do jego pleców.
- Jest dobrze. - Szepnął gdy zbliżyłem głowę. Zacząłem się posuwać jeszcze szybciej i jeszcze agresywniej. Zacząłem oddychać szybciej, czując że za chwilę skończę katorgę zarówno swoją jak i Elixa. Wykonałem parę głębszych ruchów i wbiłem paznokcie w ramiona mojego chłopaka. Usłyszałem jak z ulgą wypuszcza z siebie powietrze.
- Dzięki. - Cmoknąłem go w głowę i walnąłem się obok niego.
- Chcesz pogadać? - Zapytał po paru minutach ciszy.
- Nie dzisiaj. Jutro wszystko ci powiem. - Tylko najpierw przemyślę parę rzeczy.
- Jak chcesz. - Przytulił się do mnie. - Kocham cię, wiesz?
- I tylko to trzyma mnie przy życiu. Śpij dobrze, ja muszę zapalić. - Wyszedłem na balkon, zapalając papierosa. To będzie długa noc.