sobota, 14 września 2013

Rozdział 3: Mętlik

Ocknąłem się dwadzieścia minut przed budzikiem. Po głowie błąkało mi się jedno pytanie: co do cholery się wczoraj stało? An leżał na drugim końcu łóżka zwinięty w kłębek. Co go wczoraj napadło? Miał zły dzień? Nie chciało mi się ponownie kłaść, więc ciężko powlokłem się do łazienki, żeby wziąć prysznic. Spojrzałem w lustro. Wszystko wskazywało na to że to była ciężka noc - miałem podkrążone oczy, moje czarne włosy były tak rozczochrane że przypominały ptasie gniazdo, a moja twarz była dziesięć razy bledsza niż zwykle, co było swojego rodzaju ewenementem, bo i tak jestem niemalże biały. Umyłem szybko zęby i wskoczyłem pod prysznic. Przez paręnaście minut rozkoszowałem się przyjemnym ciepłem wody, jednak przez cały czas nie mogłem przestać myśleć o tej nocy. Nie to żeby nie było w jakiś sposób przyjemne... Ale An zazwyczaj nie inicjował tak ostrego seksu. Musiało się coś stać. Po prostu musiało.
Po wyjściu z łazienki włączyłem ekspres do kawy. Elix, ogarnij się. Masz dzisiaj spotkanie z klientem. I to dość ważnym klientem. Musisz być w formie. Opanowany, względnie ogarnięty, żeby tylko cię przyjął. Potem będzie już co będzie.
- Dasz radę. Jak zawsze. - Uspokoiłem się. Następnie w spokoju wypiłem kawę, zjadłem śniadanie i ubrałem się w najlepszy garnitur jaki miałem w szafie. Gdy wychodziłem, ostatni raz spojrzałem na Ana. Chyba stało się coś poważnego, bo nawet podczas snu miał markotną minę.
- Nie martw się. Będzie dobrze. - Pocałowałem go w czoło i wyszedłem do pracy. Tak, będzie dobrze!

- Panie Frencer! - Sekretarka ostrożnie zapukała do mojego gabinetu. - Klient do pana.
- Proszę go wpuścić. - Uśmiechnąłem się sympatycznie, wstając z fotela. Zastanawiałem się jak on wygląda, zważając na jego niesamowicie uwodzicielski głos. Może nie powinienem tego mówić, ale miałem nadzieję że będzie seksowny. Tak żeby choć popatrzeć.
- Dzień dobry. - Drzwi od gabinetu lekko się uchyliły i do środka wszedł bardzo młody chłopak. Na moje oko zbyt młody. - Pan Frencer? - Nie miał głosu pana Q, więc chyba nie żartował z przysyłaniem "swoich ludzi".
- Tak, to ja. - Odrzuciłem swoje rozczarowanie, wyciągając rękę do chłopaka. - Miło mi pana poznać, panie..
- Proszę nie mówić do mnie pan. Jestem Marco. - Chłopak nieśmiało uścisnął moją dłoń. Wyglądał bardzo młodo, obstawiam że ledwo skończył osiemnaście lat. Niski, bardzo szczupły z pociągłą twarzą i burzą loków na głowie. Brązowe oczy miał zasłonięte okularami "nerdami". Ubrany w jasne, dość obcisłe spodnie i beżowy sweter w dziwne szlaczki. Dość osobliwy, nie powiem.
- Jak sobie życzysz. W takim razie mów mi Elix. Jesteś od pana Q? - Wskazałem na fotel po drugiej stronie. Chłopak swobodnie usiadł na krześle.
- Tak kazał do siebie mówić? - Spytał z rozbawieniem. - Tak, miałem przynieść ci papiery. Nie wiem co mu strzeliło do głowy z tymi dwoma domami. W sumie mógłby zrobić jeden, wszyscy i tak by się zmieścili, ale nie on musi zrobić swoje.- Nawijał jak najęty, a ja nie miałem śmiałości mu przerwać. To co usłyszałem wcale mnie nie uspokajało. Wręcz przeciwnie. Słowa chłopaka były.. dość dziwne. - Ale to jego pieniądze, on więcej zapłaci, a ty więcej zarobisz. Otóż F.. znaczy Q ma do ciebie parę zastrzeżeń. Oba domy mają być zrobione na wzór brytyjskiej szkoły z internatem. Wiesz - duże, rozległe budynki, itp... - Zaczął grzebać w torbie, z której parę minut później wyjął teczkę. - Najlepiej żeby budynek był bardzo ciemny. Wtedy będzie mu pasował do ogrodu. - Wypowiedział te słowa z lekką ironią. - Tutaj masz wszystkie instrukcje, pewnie dasz radę. Wyglądasz na elokwentnego. A i najważniejsza rzecz - czas pracy. Q powiedział że masz na sam szkic dwa tygodnie. Za każdy dzień opóźnienia obcina ci 5 tysięcy z wynagrodzenia, a za każdy dzień przed deadlinem dokłada ci 5 tysięcy. Prócz oczekuje że będziesz obecny na placu budowy plus dostępny o każdej porze dnia i nocy. No może nocy nie. Ale żebyś był na każde jego zawołanie. Ja wiem, jak się to słyszy, to ma się wrażenie że to freak, ale uwierz - opłaca się. Dostaniesz za to zlecenie naprawdę sporą kasę. O ile spodoba mu się projekt i nie wkurzysz go podczas budowy.
- Czekaj, czekaj... - W końcu przerwałem. - On myśli że przez kilka miesięcy będę dostępny na każde jego skinienie? Zazwyczaj oddaję projekt i dwa, maksymalnie trzy razy pojawiam się na placu.
- Tutaj będzie inaczej. Poza tym będziesz dostawał za to odpowiednią kasę. - Chłopak uśmiechnął się uroczo. Na jego zębach błysnął aparat. - Wiem że jestem gadatliwy, ale mam nadzieję że wszystko rozumiesz.. Jakieś pytania?
- Jedno.. - Nie mogłem się powstrzymać. - Po co panu Q aż dwa domy? Ma taką dużą rodzinę?
Marco roześmiał się szczerze.
- Coś w ten deseń.. Jak ma się tyle hajsu co on, to można i trzy domy sobie machnąć. Poza tym jeden z nich ma być mieszkalny, a drugi taki raczej dla gości. Q często ich przyjmuje. - Przegryzł wargę.
- Rozumiem. Czy będę miał możliwość spotkać się z moim zleceniodawcą?
- Taaak, oczywiście. Dzisiaj miał parę biznesowych spraw, dlatego ja jestem w zastępstwie, ale przy oddawaniu projektu ugości cię osobiście. Tylko zadzwoń dzień przed, najlepiej w porach wieczornych. - Poprawił okulary. - No to będę się zbierał. Bierz się do pracy i nie zniechęcaj się od razu - myślę że z czasem ci się spodoba współpraca z takim człowiekiem jak on. - Wstał z fotela, więc zrobiłem to samo. - Jeszcze się zobaczymy, więc się nie żegnam. Owocnej pracy! - Pomachał i zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć wyszedł z gabinetu. Opadłem ciężko na krzesło.
- Najdziwniejsze spotkanie świata. Najdziwniejszy facet na świecie i prawdopodobnie najbardziej popierdolone zlecenie mojego życia. - Mruknąłem sam do siebie.
- Panie Frencer... - Po paru minutach ciszy do gabinetu weszła sekretarka. - Wszystko w porządku?
- Taak, dziękuję że pytasz. - Otrząsnąłem się. - Coś się stało?
- Szef chce pana widzieć, żeby dowiedzieć się czegoś o tym spotkaniu. Troszeczkę się tym ekscytuję, więc jakby pan mógł...
- Już idę. - Uśmiechnąłem się do niej. Początek dnia, a ja już chcę jego końca...

Ciężko wtoczyłem się do domu. Co za paskudny, niszczący psychicznie dzień. Najpierw sprawa z Anem, potem ten gościu i jeszcze półgodzinna paplanina od szefa, żebym "nie spieprzył tego zadania, bo to najlepsza rzecz jaka mi się w życiu trafi". Bla, bla, blaaaaaaaaa. Rzuciłem swoje rzeczy na podłogę. W domu było bardzo cicho i spokojnie. I nie pachniał niczym. An nie gotował? Jasna cholera.
Przeszedłem się po mieszkaniu. Wszystko wyglądało tak jak zostawiłem to rano. Filiżanka po kawie na stole, rzucona na parapet ścierka.. co jest? Poszedłem do salonu i zastałem mojego chłopaka okrytego kocem, drzemiącego na kanapie. Obok na stoliku leżał telefon. Czyli jednak się obudził. Bardzo chciałem wiedzieć co się stało, ale rozmowa z nim teraz byłaby dla mnie wykańczająca. Chyba powinienem popracować. Choć trochę. Nie przebierając się, zasiadłem do deski kreślarskiej. Założyłem słuchawki i włączyłem sobie Mindless Self Indulgence, zatracając się pracy. Skoro już i tak to robię, to powinienem trochę zarobić...

Antoine

Irytujący dźwięk telefonu nie dawał mi spokoju. Tak bardzo nie chciało mi się wstawać. Ale gdy zaczął dzwonić po raz piąty, uznałem że to coś ważnego. Owinąłem się w koc i poszedłem do salonu.
- Halo... - Mruknąłem zachrypnięty. Niech ten ktoś wie, że dzwoni nie w porę.
- Pan Clay? - Chłodny i nieprzyjemny głos niemalże wypluł moje imię. Wiedziałem kto dzwoni.
- Pani Frencer! Dzień dobry! - Starałem się być miły dla mojej niby-teściowej. Chociaż nie znosiła mnie jak zarazy.
- Czy mój syn jest w domu? - Olała moje przywitanie.
- Elix jest aktualnie w pracy, wróci... - Spojrzałem na zegarek. - Za jakieś pięć godzin. Przekazać coś?
- Tylko że dzwoniłam. To pilna sprawa. Po tej obrzydliwości jakiej się dopuścił, nie chcę z nim rozmawiać, ale tym razem muszę. - "Obrzydliwość" oznaczała nasz związek. - Nie dość że mój inteligentny, wykształcony syn obcuje z mężczyzną, to jeszcze z kimś, kto nie ma pracy. - Prychnęła. A to paskudne babsko.
- To życie Elixa, nie pani. Ma prawo obcować z kim  tylko chce.
- Homoseksualizm to choroba. Osoby z patologicznych rodzin zostają homoseksualistami. A mój syn jest normalny. To twoja wina, że jest jaki jest. - Syknęła. Krew mi zawrzała.
- Proszę sobie wyobrazić, że w momencie gdy zacząłem sypiać z Elixem, on już dawno był rozdziewiczony przez innych mężczyzn. - Warknąłem do słuchawki. Słyszałem jak wciąga powietrze. Za ostro?
- Do widzenia. - Syknęła i odłożyła słuchawkę. Ta rozmowa rozbudziła mnie na parę chwil, ale potem przypomniałem sobie o wczorajszym wieczorze. Jak bardzo byłem wściekły na samego siebie. Dlaczego? Bo przypomniałem sobie gdy jeszcze byłem z Dannym. Pamiętam jego pejcze, maski, kajdanki, bicze, kneble.. Pamiętam siniaki, jakie po nich miałem, czasem rany i godziny bólu, gdy uprawiał ze mną seks. A raczej gdy mnie gwałcił. Bo to były częściej gwałty.
Ale pamiętam też jak czasami było mi z nim dobrze. Jak wysoko potrafiłem wzlecieć. Nasz seks był zawsze emocjonujący, lekko niebezpieczny i drapieżny. Dlatego się podnieciłem po tym spotkaniu. Bo od jakiegoś czasu seks z Elixem przestał być emocjonujący. Był dobry, fakt - nauczyliśmy się swoich ciał, co lubimy, ale.. coś przestało iskrzyć. Nie to żebym go nie kochał - kocham go, ale chciałbym tego dreszczyku, który był między nami kiedyś, gdy mogliśmy kochać się parę razy dziennie, a nie raz, dwa razy na tydzień.. Tęsknie za tym wszystkim. Chyba muszę z nim o tym pogadać.
Ale to jak wróci. Teraz chyba jeszcze się prześpię.

Gdy się ocknąłem, słońce już zachodziło. Przespałem cały dzień? Chyba tak. Rozejrzałem się po pokoju - mój chłopak siedział przy desce kreślarskiej, szkicując coś namiętnie. Pracował nad nowym projektem? Przeciągnąłem się i wstałem z łóżka.
- Co robisz? - Zapytałem, ale Elix milczał. Dopiero po chwili odkryłem że ma słuchawki w uszach. Spojrzałem mu przez ramię - szkicował piękny dom w staroangielskim stylu. Przez chwilę podziwiałem jego pracę - nie dziwne że był najlepszy. Miał skurczybyk talent. Wielki talent.
- Co robisz? - Pociągnąłem za słuchawki. Zaskoczony odwrócił się w moją stronę. Wyglądał koszmarnie.
- Pracuję? - Uśmiechnął się słabo. Jego niebieskie oczy były przekrwione.
- Biedaku, wyglądasz jakby cię coś przejechało. - Szczypnąłem go w policzek. - Ciężki dzień? - Kiwnął głową. - Choć się przytul.
Owinął ręce wokół mojej talii, a ja przyciągnąłem go do siebie. Czysty, świeży zapach jego wody po goleniu wdarł się w moje nozdrza. Westchnął ciężko.
- To był najgorszy dzień świata. - Mruknął, a ja pocałowałem go w czubek głowy.
- Chcesz się wygadać?
- Tak. Najlepiej przy kawie.
- I naleśnikach?
- Czytasz mi w myślach. - Cmoknął mnie w usta. Dzisiaj zajmę się tylko nim. Rozmowa o Dannym może poczekać...

2 komentarze:

  1. Niezłe, chociaż nie bardzo akcja.... Dość krótki, mogło być dłużej, ale jest dobrze tak, jak jest. Dużo weny życzę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety dwa sprawdziany w poniedziałek sprawiły że nie mogłam napisać więcej. Ale w tym tygodniu to odbiję i to podwójnie, więc mam nadzieję że będziesz zadowolona ;)

      Usuń