niedziela, 11 maja 2014

Historia Mikołaja - Tak naprawdę rozdział pierwszy

Nie myślcie sobie, że o was zapomniałam! Po prostu musiałam jakoś przygotować się do matur. Ale teraz, odkąd będę miała więcej czasu (jeszcze tylko 3 matury i finito), postaram się wrzucać notki regularnie. Dziękuję za Wasze komentarze, wsparcie i zrozumienie, pomimo że blog jest dla mnie ważny, to jednak na razie egzaminy były ważniejsze. Jako iż historia Mikołaja Wam się spodobała, postanowiłam ją podtrzymać. Na jak długo? Dopóki wam się nie znudzi! Ach, no i nie mam dobrego pomysłu na nazwanie tego opowiadania. Jeśli macie pomysły - jestem otwarta :D
Trzymajcie kciuki za moje wyniki! Kochająca, wiecznie pamiętająca i nierozgarnięta Ashtray! 

***

Nie mogłem otworzyć oczu, bo oślepiało mnie irytująco jasne pomieszczenie. Co jest? Przecież w bibliotece było tak cudownie ciemno... I był ze mną Aleks... Mój kochany Aleks...
- Słyszysz mnie? - Głos mojego ukochanego odbił się echem w mojej głowie. Uśmiechnąłem się słodko.
- Tak, skarbie.. - Wymruczałem, składając usta w dzióbek. Czekałem na buziaczka.
- Stary... Ty chyba nadal jesteś nieprzytomny... - W jego głosie słychać było lekką panikę. - Wróć na ziemię! Jesteś w szpitalu!
Szybko otworzyłem oczy. Otaczały mnie białe, sterylnie czyste ściany, mnóstwo aparatury mierzącej puls, oraz masa kroplówek. Poczułem pulsujący ból głowy.
Aleks siedział tuż obok, wpatrując się we mnie ze zmieszaniem i lękiem. Był potargany i brudny, a jego prawa ręka owinięta była bandażem. Zaniepokoiłem się.
- Co tu się dzieje? Dlaczego jesteśmy w szpitalu?
Blondyn podrapał się po głowie.
- Ty nic nie pamiętasz... - Mruknął. - Jechaliśmy razem autobusem, który miał wypadek. Jakiś pajac wjechał kierowcy pod koła, a ten trafił w słup. No i niefortunnie, wpadła na ciebie starsza pani, waląc się laską w głowę, przez co przeleciałeś przez pół autobusu, rozbijając sobie głowę o szklaną szybę. - Zabawnie wytrzeszczył swoje granatowe oczy. Opowiadał z takim zapałem. - Byłem pewien, że zginąłeś na miejscu.... Stary, krew była wszędzie!
- Boże... - Jęknąłem przerażony.
- No, a potem przyjechała karetka.. I pomimo zakazów, wzięli nas obu do jednej, bo cię znałem i sam miałem kłopoty z ręką... Twoja mama będzie dopiero wieczorem. Już do niej zadzwoniłem.
- Pewnie jest przerażona...
- Nie powiem, prawie się popłakała. Ale lekarz mówił, że nic ci nie jest, tylko przez kilka dni będziesz musiał leżeć i odpoczywać, bo ładnie sobie główkę rozciąłeś... Aaa, no i jeśli chcesz wymiotować, albo coś, to mów – tutaj stoi specjalne wiadro dla ciebie. Jest ci niedobrze?
- Nie... - Mruknąłem, nadal łącząc wszystko co usłyszałem. Czyli to wszystko było tylko snem. Wróciłem do rzeczywistości. No tak, kto normalny uwierzyłby w takie love story? - Kretyn...
- Co? - Aleks natychmiast się ożywił. - Źle się czujesz?
- Nie... Ale chętnie bym się napił. - Rozejrzałem się, szukając czegokolwiek. Już miałem sięgnąć po butelkę wody, stojącą na stoliku, ale on złapał ją pierwszy.
- Nie przemęczaj się. - Podetknął mi ją do ust. Wziąłem kilka łapczywych łyków.
- Dziękuję.. - Uśmiechnąłem się.
- A tak w ogóle, to ja ci się jeszcze nie przedstawiłem! Chodziliśmy razem do gimbo, ale nigdy nie mieliśmy okazji się poznać. Jestem Aleks! - Wziął moją rękę i ją uścisnął.
- Mikołaj. Nie mieliśmy wspólnych znajomych... - Dodałem smutno. W środku nadal wszystko we mnie szalało. To co było między mną, a nim.. tak naprawdę nie istniało. Dupa.. Położyłem głowę na poduszce.
- Źle się czujesz? Zawołać kogoś? - Popatrzył na mnie z przerażeniem.
- Nie.. Miałem po prostu fajny sen... Nawet bardzo fajny...
- Śniła ci jakaś dupeczka, co? - Uśmiechnął się do mnie znacząco. - Mamrotałeś coś przez sen.
O mamo, o mamo, o mamo...
- Taaak. Moja skryta miłość. - Starałem się na swobodny ton.
- Nie jesteś jednak taki niewinny, na jakiego wyglądasz. - Zaśmiał się. - Skryta? To nie żadna twoja dziewczyna?
Uff...
- Nie.. I wątpię żebyśmy byli kiedykolwiek razem.
- Nigdy nie mów nigdy. Moja przyjaciółka podkochiwała się w gimnazjum w pewnym kolesiu, ale ją olał. Miała jakiś czas złamane serce, ale los chciał, że spotkali się po pięciu latach. I wiesz co? Już prawie pół roku są razem. Miłość to dziwne uczucie. Ale jeśli już się pojawi, nie wolno z niego rezygnować. Choćby cały świat mówił ci, że musisz odpuścić.
Spojrzałem na niego zaciekawiony. To co mówił, było wyjątkowo... głębokie. Jakby nie mówił tego typowy mat-fiziak.
- Skoro tak twierdzisz.. Zaufam ci.
- Czasami warto. Może wyglądam jak bezmózgi mięśniak, ale coś jednak mi świta pod kopułką. - Puknął się w czoło. Chcąc, nie chcąc, roześmiałem się cicho.
Prawdziwy Aleks nie był taki, jak ten z mojego snu.
- Nie masz kłopotów z językiem polskim? - Zapytałem, nadal błądząc w nierealnym świecie.
- Nieeeee... - Spojrzał na mnie podejrzliwie. - Właściwie, to zdaję rozszerzony polski, bo szczerze uwielbiam ten przedmiot. Chciałem nawet wziąć udział w tym konkursie na napisanie sztuki, ale nie miałem osoby do współpracy...
- Ty też?! - Prawie zerwałem się z łóżka. Chłopak odskoczył, jak szalony.
- Znaczy... Ten, no.. Tak. Nikt nie chce się za to zabrać...
- Więc skoro obaj chcemy wziąć udział... Może powinniśmy pracować razem?
- Czemu nie? Tylko to już, jak wydobrzejesz. Na razie trochę się ciebie boję.
Do sali weszła pielęgniarka.
- Mikołaj, jak się czujesz? Miałeś mnie wezwać, gdy się obudzi. - Potargała mojego towarzysza po włosach.
- Przepraszam panią. - Bąknął. - Zagadaliśmy się.
- No dobrze. - Starsza pani przytknęła mi dłoń do czoła. - Wszystko w porządku? Żadnych zawrotów głowy? Zrobimy ci później prześwietlenie.
- Nie, czuję się dobrze. - Starałem się uśmiechać.
- Na pewno? Jeśli coś cię boli, mów. Możesz mieć jeszcze kawałki szkła wbite w ciało.
Przeszedł mnie zimny dreszcz i poczułem, jak moje ciało pokrywa gęsia skórka. Boże, jak to musiało mną rzucić!
- D..ddd.. dobrze, proszę pani...
- A ciebie blondasku zaraz wypiszemy. Ręka jest tylko lekko poobijana.
- Nie będę musiał rezygnować z treningów? - Zapytał z wyraźną ulgą.
- Nie, chociaż uważaj. Nigdy nie wiadomo, co mogłeś sobie obtłuc.
- Czyli mogę dzwonić już po rodziców?
- Tak, tak. Potem przyjdź do pokoju numer 51. - Uśmiechnęła się. - A ty.. - Wskazała na mnie palcem. - ..jeśli będziesz czegoś potrzebował, wciskaj guzik nad głową, dobrze? Wtedy ktoś do ciebie przyjdzie. - Wyszła, kołysząc biodrami.
- Zaraz wracam. - Aleks wskazał na telefon i również opuścił pomieszczenie. To wszystko było szalone. I trochę nierealne. Ale przynajmniej miałem partnera do pomocy, przy pisaniu sztuki. Zabawne, że pierwszą rzeczą, o której pomyślałem, była właśnie szkoła. Dziwak ze mnie.
- Kujon i geek... - Dodałem, zamykając oczy.
- Mikołaj! - Blondyn wetknął głowę do środka. - Ja idę do tej babki. Rodzice już po mnie jadą, więc... do zobaczenia w szkole! - Pomachał mi i zamknął za sobą drzwi.
Uśmiechnąłem się do siebie.
- Do zobaczenia, mój drogi... Do zobaczenia.

- Synu, połóż się i leż. - Mama owinęła mnie kocem, jakbym co najmniej przez tydzień przebywał na Syberii. - Kakałko, herbatka? Zrobię ci naleśniczki! Albo kurczaczka!
- Mamo, spokojnie. Nic mi nie jest.
- Lekarz kazał ci leżeć w domu przez tydzień. Dodatkowo powiedział, że powinieneś przytyć, bo jesteś za chudy. Czas zmężnieć synu! - Posadziła mnie na kanapie i zniknęła w kuchni.
Połączyłem się z wifi i wszedłem na fejsa, sprawdzić co w trawie piszczy. Ikonka zaproszenia do znajomych była czerwona.
- Aleksander Zakrzewski.. - Przeczytałem na głos i kliknąłem akceptuj. Ohohoho, był nawet online.
- Mikołaj, masz herbatę! - Mama wcisnęła mi czerwony kubek w grochy. - Bardzo dobra, waniliowo - karmelowa!
- Dzięki... Czy mogłabyś podać mi pilota? - Usadowiłem się wygodniej na kanapie. Herbata pachniała nieziemsko!
- Oczywiście. Wolisz naleśniki na słodko, czy ostro? Mamy nutellę i pyszny dżem malinowy babci, albo mogę zrobić ostry sos tajski z cukinią.
- Nutella i dżemik będą dobre. Nie fatyguj się. - Uśmiechnąłem się do niej.
- Tak się bałam, że coś ci się stało. - Cmoknęła mnie w czoło. - Nie zniosłabym, gdyby opuścił mnie najważniejszy mężczyzna mojego życia.
- Nie jestem taką ciapą, mamo. Mnie nie da się tak łatwo pozbyć. - Ścisnąłem ją za rękę, widząc jej szklane oczy. - Zbytnio cię kocham. - Dodałem niespodziewanie.
- Ja ciebie też, synku. I będę przy tobie, choćby nie wiem co...

- Ale wszystko w porządku, tak? - Monika dopytywała się po raz trzeci. - Nie potrzebujesz pomocy, niczego nie złamałeś?
- Dziękuję za troskę, ale nie. Szczęśliwie jestem cały. Jeśli chcesz, możesz do mnie jutro wpaść.
- Zrobię ci muffiny. Skoro tydzień musisz siedzieć w domu, przynajmniej nie będziesz głodny.
- Czy wy chcecie mnie spaść wszyscy? - Zaśmiałem się do słuchawki. - Mama Kamila robi mi już ciasto, a babcia jedzie z pierogami i gołąbkami.
- Żebyś szybciej wyzdrowiał, baranie! Poza tym, musisz nabrać trochę masy, bo chuchro z ciebie...
- Z moją wagą wszystko w porządku! - Oburzyłem się. - Chociaż, tak myślę, że twoimi muffinami nie pogardzę...
- Aaaa, widzisz! - Przedrzeźniła mnie. - Nikt nie jest w stanie się im oprzeć! Chcesz może coś do poczytania? Albo jakieś gry, co?
- Nieee, poczytam do matury. Ale dzięki, że o mnie myslisz.
- Tak się bałam. - Nagle zmieniła ton. - Jak się dowiedzieliśmy, że miałeś wypadek.. Boże, myślałam o najgorszym... - Zacięła się. - Ale szczęśliwie nic ci nie jest. Jutro oczekuj mnie i reszty. Tymczasem wypoczywaj. Śpij dobrze. - Cmoknęła słuchawkę i się rozłączyła.
Ciekawe, czy Kamil mówił prawdę. Czy Monika się we mnie podkochiwała? Znamy się od urodzenia – nasze mamy są najlepszymi przyjaciółkami od czasów podstawówki. Dlatego chciały, żeby ich dzieci też łączyła bliska relacja. Spędziłem z Moniką praktycznie całe życie. Ładna, wesoła i mądra dziewczyna, o przepięknych, czarnych włosach i takich samych oczach. Wyjątkowo zgrabna, miała czym oddychać, oraz na czym usiąść, a przy tym bystra i zabawna. Dla wielu – ideał. W sumie, gdybym nie był gejem... Pewnie stworzylibyśmy fajną parę. Pomimo, że kłócimy się jak stare małżeństwo. Na pewno wyciągnęłaby ze mnie to, co najlepsze. A tak... kocham ją tylko jak siostrę. Gdybym był normalny, życie na pewno byłoby prostsze. Na pewno całowałbym się częściej, niż teraz, miałbym kogoś bliskiego i ludzie nie posyłaliby mi takich dziwnych spojrzeń.
Pomimo tego, że bardzo nie chciałem, zwracałem uwagę innych. W ten nieprzyjemny sposób, jak wtedy, gdy normalny człowiek chodzi z plamą na spodniach. Ja miałem taką plamę na twarzy. I za nic w świecie nie mogłem się jej pozbyć.

Następny dzień był jednymi, wielkimi odwiedzinami. Przyjechała babcia, ciotki, sąsiadki, no i oczywiście moi przyjaciele. Przy nich nie musiałem udawać śmiertelnie chorego.
- Zazdroszczę ci! - Anka bezwstydnie obżerała mnie ze wszystkiego, co znalazła w lodówce. - Już dawno nie jadłam takich frykasów!
- To on ma przytyć, nie ty! - Monika klepnęła ją w pośladek. Zaśmiałem się głośno.
- Nie krępuj się, w końcu jesteśmy prawie jak rodzina.
- Ohohoho, jaki uczuciowy. - Przedrzeźnił mnie Kamil. - Czyżby wypadek odblokował w tobie pokłady uczuć?
- O co ci chodzi? - Zapytałem z niedowierzaniem.
- Przez te wszystkie lata naszej znajomości, ani razu nie usłyszałem, że jestem twoim przyjacielem, czy chociażby że mnie lubisz. Byłeś w takiej jednej, wielkiej, zamkniętej skorupie. A teraz nagle teksty, że jesteśmy jak rodzina... Nie poznaję cię!
- Po prostu uświadomiłem sobie coś ważnego... Jeślibym wtedy zginął, albo zapadł w śpiączkę.. Nie wiedzielibyście co do was czuję, ani że jesteście dla mnie najważniejsi. Wiecie, boję się mówić ludziom o swoich uczuciach, bo obawiam się odrzucenia i wyśmiania przez nich. Dlatego tyle z tym zwlekałem.
- Zupełnie niepotrzebnie! - Monika przycisnęła usta do mojego policzka i przytuliła mnie mocno. - Znamy się tyle lat, że myślałam że się mnie nie wstydzisz!
- Dobra, baby... dajcie spokój. Nie będziemy teraz rozmawiać o uczuciach, nie? - Kamil wywrócił oczami.
- A niby czemu nie? - Anka podłapała temat. - Czyżby twoje męskie ego nie pozwalało ci na takie rozmowy?
- Facet nie powinien mówić o takich rzeczach. Oprócz ciebie, Mikołaj... - uśmiechnął się złośliwie. - Szurnięte humany zawsze mogą o tym mówić.
- No dzięki. - Udawałem, że jestem zły.
- Nie kochasz nas, Kamilu? - Monika spojrzała na niego ze sztucznym smutkiem.
- Eeee... to znaczy... - Próbował się wymigać.
- Nie kocha nas! - Spojrzała się na mnie przerażona. - Tyle lat się przyjaźnimy, a on nic do nas nie czuje!
- Pieprzcie się! - Przyjaciel poczerwieniał na twarzy. Nasza trójka roześmiała się wesoło.
Ten dzień chyba nie mógł być lepszy.

Następnego dnia poczułem się na tyle dobrze, że olałem polecenia lekarza i poszedłem do szkoły. Większość klasy słyszała o wypadku, więc przez chwile byłem sensacją. Podczas długiej przerwy, gdy rozmawiałem z grupką ludzi, nagle poczułem silny uścisk na ramieniu. Ludzie spojrzeli z niedowierzaniem, a ja zanim zdążyłem zareagować, zostałem odciągnięty na bok.
- Co to ma znaczyć? - Niebieskie oczy Aleksa zabłyszały gniewnie. - Miałeś przez tydzień zostać w domu!
- Eee... a skąd ty o tym wiesz?
- Bo byłem przy twojej rozmowie z lekarzem?
- Matko, zupełnie zapomniałem....
- A więc? - Założył ręce na piersi. - Co tu robisz?
- Po prostu... - Próbowałem się tłumaczyć. - Poczułem się na tyle dobrze, że postanowiłem przyjść. Przed maturą nie mogę pozwolić sobie na tygodnie przerwy.
- Tutaj chodzi o twoje zdrowie.
- Mówisz jak moja mama.
- Mikołaj, posłuchaj.. Poproś kogoś, żeby przyniósł ci notatki, sam nadrób zaległości. A jeśli nagle poczujesz się źle? Mówili ci w szpitalu, że objawy mogą pojawić się parę dni później.
- Wczoraj czułem się dobrze, nic mnie nie bolało. Dlaczego dzisiaj miałoby się to zmienić?
- Nie dbasz o swoje zdrowie... - Pokręcił głową. Aż przyjemnie było patrzeć na tę jego piękną, męską twarz.
- Przesadzasz! Nigdy w życiu nie czułem się lepiej! - Dla zademonstrowania obróciłem się wokół własnej osi. I w tym samym momencie świat coś ścisnęło mnie w żołądku, głowa zaczęła mi pulsować, a przed oczami zrobiło się czarno. Słyszałem tylko krzyk ludzi wokół siebie.
- Boże, nic mu nie jest?
- Uderzył się, czy co?
- Niech ktoś pójdzie po pielęgniarkę! - Głos Aleksa wybijał się ponad wszystkie głosy. - Mikołaj! Słyszysz mnie? Mikołaj! - Delikatnie poklepał mnie po policzku. Chciałem mu odpowiedzieć, ale nie miałem siły. Wszystko było takie ciężkie...

Wiedziałem że jestem przytomny, jednak nie chciało mi się otwierać oczu. Westchnąłem ciężko, czując jak coś podchodzi mi do gardła.
- Mówiłem, że to nie był dobry pomysł... - Znajomy głos brzmiał prześmiewczo. - Ale nieee, po co słuchać lekarza, skoro można być samozwańczym medykiem, prawda? Teraz cierp.
Otworzyłem oczy.
- Czekam na jedno, ważne zdanie z twoich ust. - Bawił się swoimi złotymi włosami, unosząc brew w dość zalotny sposób. - Chcę je usłyszeć teraz!
- Miałeś racje... - Wydukałem. Obaj znajdowaliśmy się w gabinecie pielęgniarki.
- Dziękuję. Obiecałem już, że odwiozę cię do domu.
- Nie musisz.. Sam dojadę...
- Chyba zwariowałeś. Nikt normalny nie puści cię do domu samego. Poza tym, szczęśliwie jestem dziś samochodem, więc to żaden problem.
Do gabinetu weszła pielęgniarka.
- Ocknąłeś się już? Jak się czujesz? - Przyłożyła dłoń do mojego czoła. - Dobrze, że masz takich wspaniałych przyjaciół, jak Aleksander. Powiedział, że się tobą zaopiekuje.
W sumie czemu nie dziwi mnie fakt, że gość, którego poznałem wczoraj, tak bardzo się mną opiekuje?
- To prawdziwy skarb... - Mruknąłem cicho.
- Jedziemy? - Aleks pomachał kluczami.
- Tak. Tylko wezmę swoje rzeczy...

- Dlaczego to robisz? - Spytałem, gdy tłukliśmy się jego małym samochodem przez Warszawę
- Robię co?
- Pomagasz mi i tak się o mnie troszczysz? To... niespotykane.
- Nie pomyśl sobie, że może jestem jakimś gejem, czy coś, ale... od zawsze czułem, że jesteś spoko gościem i można się z tobą zakumplować.
- Serio? - Spytałem z niedowierzaniem.
- Tak. Czasem, gdy widzisz człowieka, coś się w tobie budzi. Takie przekonanie „to jest ktoś wartościowy”. Ja tak miałem z tobą. Dlatego chcę się przekonać, czy jakaś przyjaźń wchodzi w grę.
Uśmiechnąłem się najsympatyczniej jak tylko umiałem, ukrywając to, co czułem w środku. On chciał tylko przyjaźni. A ja musiałem to zaakceptować.