środa, 23 października 2013

Rozdział 7 - Ważne pytania

- Czy każda kryzysowa sytuacja pojawiająca się w naszym związku musi być rozwiązywana w łóżku? – Zapytałem lekko podirytowany.
- Nie. – Mruknął Antoine, wtulając się w mój obojczyk. Oddychał spokojnie i miarowo. – To moja rekompensata za to co ci zrobiłem ostatnio.
- A to nie powinno być na odwrót? Najpierw rozmowa, potem rekompensata? – Spojrzałem na jego wpół przymknięte oczy. Uśmiechnął się leniwie.
- Seks pod wpływem negatywnych emocji jest pikantniejszy, nie sądzisz? – Przejechał palcem  po mojej klatce piersiowej.
- Może… - Westchnąłem, wpatrując się w sufit. - Jak znalazł się tam Danny?
- Był tam jeden chłopak z którym aktualnie sypia i to on po niego zadzwonił.  A że w haremie Dannego nie ma miejsca na monogamię, chłopakowi nie przeszkadzał fakt, że Danny przystawiał się do mnie.  Co więcej zaproponował nam trójkącik. – Wciągnąłem nosem powietrze.
- Wkurzasz mnie, wiesz? Twój brak asertywności jest strasznie irytujący. Czemu pozwoliłeś mu się zbliżyć do siebie choć na centymetr?
- Bo byłem już nieźle pijany. Próbowałem, serio. Ale…
- Ale co?
- Ale wcześniej dostałem dziwnego drinka w którym na pewno coś było. Elix, nie oszukałbym cię. Nie byłem w stanie się kontrolować.  Czułem jak ciało pali mi się żywym ogniem. I do tego miałem trudności z poruszaniem się. Widzę że mi nie wierzysz, ale tak właśnie było… Możesz zapytać Carli. Ona widziała. – An położył się na mnie, tak że patrzyliśmy sobie w oczy.
- I ci nie pomogła? 
- Pomogła. Zadzwoniła po ciebie. Dałem jej twój numer, tłumacząc całą sytuację.
- Wiesz jak się poczułem, gdy zobaczyłem twojego byłego kochanka  tulącego się do ciebie? Jakbym dostał po twarzy. Nie wyobrażasz sobie nawet jak mnie to bolało. Miałem wrażenie że osoba z którą jestem już od paru lat nie chce się pożegnać z przeszłością.
- Przepraszam cię. Serio, nie myślałem wtedy racjonalnie. Chyba w ogóle nie myślałem. Ale uwierz mi – jesteś dla mnie tym jedynym. Kocham i pragnę tylko ciebie.
- Nie zawsze potrafię to dostrzec. – Mój głos był cichy i łamiący się. Spuściłem wzrok niczym skarcone dziecko.
- Elix, o czym ty mówisz? – Antoine był przerażony.
-  Zobacz.. Siedem lat temu Danny mocno cię skrzywdził. Powiedziałeś że nie chcesz mieć z nim nic wspólnego, jednak po roku rozłąki znowu do siebie wróciliście i przez kolejny rok z nim „byłeś” . Następnie on o mało cię nie zabił, a ty obiecałeś, że już  nigdy się do niego nie odezwiesz. I rzeczywiście w dniu swoich dziewiętnastych urodzin zmieniłeś numer i zacząłeś uporządkowywać sobie życie, olewając zupełnie człowieka, którego powinieneś olewać. Jednak rok temu przypadkowo spotkałeś go na imprezie i od tamtej pory co jakiś czas Danny odwala dziwne akcje, które mają w założeniu zaciągnąć cię do łóżka. A ty wydajesz się do tego bardzo chętny, bo ani jakoś specjalnie się przed nim nie bronisz, co więcej często ucinacie sobie pogawędki. Antoine…. Ja się boję. Ja się boję że w końcu mnie zostawisz i ponownie wrócisz do niego. To był niszczący, ale jakże uzależniający związek, prawda? Rozumiem to że kiedyś może coś do niego czułeś, ale An… Nie wiem czy zauważyłeś, ale od czterech lat ja jestem przy tobie cały czas. Wiem że nigdy nie będę tak niesamowity, charyzmatyczny  czy seksowny jak Danny i że nie będę praktykował z tobą tak ostrego seksu jak on, ale ja cię do cholery kocham! – Czułem pod powiekami łzy. – I nie chcę cię skrzywdzić ani sprawić żebyś cierpiał. Nie rozumiesz kim dla mnie jesteś..  – Zepchnąłem go z siebie i usiadłem na krawędzi łóżka, resztami sił powstrzymując łzy. - Jak to jest gdy osoba, która jest dla ciebie wszystkim, tak bardzo cię rani.  – Zacząłem płakać jak dziecko.
- Elix… -  Czułem jak mój chłopak siada obok mnie i przyciąga mnie do siebie. Bezwładnie przykleiłem się do jego piersi, wylewając ciepłe łzy. – Nie miałem pojęcia… - Głos Ana drżał. – Nie miałem pojęcia że to wszystko tak wygląda… - Poczułem jak po moim uchu spływają łzy… An płakał? –Jesteś w moim życiu jedyny. – Jego głos przebił się przez moje ciche łkanie. To było żałosne. Prawie trzydziestoletni facet ryczał jak nastolatka po pierwszym zawodzie miłosnym. Ogarnij się Frencer! – Jeśli tego nie widać, to cię przepraszam. Wręcz błagam o wybaczenie! Jezu, nawet nie wiesz jak mi z tym źle… - Położył rękę na moim sercu. – Odkąd cię poznałem moje życie zmieniło się na lepsze. Pamiętasz jak zachowywałem się w dniu gdy cię poznałem? – Zaśmiał się cicho. – To ty jesteś powodem dla którego potrafię i chcę się uśmiechać. Nie chcę cię krzywdzić i obiecuję- podniósł mój podbródek – że od tej chwili kończę z moim dawnym życiem. Usuwam numer Dannego, jego email i wywalam go ze swojego życia. Nie będzie stał pomiędzy naszym szczęściem. Ty jesteś moim priorytetem. Rozumiesz? – Nie czekając na odpowiedzi, delikatnie mnie pocałował, tak jakbym był jego największym skarbem. W tym krótkim zetknięciu ust czuć było pasję, poświęcenie i mnóstwo miłości, pomimo iż był on bardzo lekki i niewinny. – Jesteś moim numerem jeden. – Powtórzył cicho, wtulając się we mnie. Przez chwilę wdychałem znajomy zapach jego ciała. Kocham tego faceta. Pomimo że czasem doprowadza mnie do płaczu.
- Ty moim też. – Wyszeptałem drżącym głosem w którym jeszcze odbijały się moje łzy. Mój chłopak pochylił się nad moją twarzą, delikatnie scałowując je z moich mokrych policzków.
- To ostatnie łzy w twoim życiu. Obiecuję. – Przytuliłem się do jego piersi, nadal drżąc z nadmiaru emocji.

- Wiesz cooo? – And spojrzał na mnie z łobuzerską miną. – Żeby całkowicie wyrzucić Dannego z mojego życia, odrzuciłem na Facebooku jego zaproszenie na imprezę.
- No coooś ty? Ale mu pójdzie w pięty! – Nie chciałem być złośliwy. Żartuję, chciałem.
- Jestem draniem, prawda? – Uśmiechnął się głupkowato, żeby pięć sekund później wybuchnąć śmiechem. Sam zacząłem się śmiać jak wariat i chwilę później nie mogłem już złapać oddechu.
Jego twarz wyglądała dziś niesamowicie młodo, jakby znowu miał 17 lat. Jakby cała młodzieńcza energia  do niego powróciła.
- Ostatnio troszkę odmłodniałeś.  – Podrzuciłem, gdy salwy śmiechu ucichły.
- Bo mi włosy odrosły. Taką długość miałem, jak się poznaliśmy. Nie pamiętasz? – Spojrzał z wyrzutem.
- Oczywiście że pamiętam. Tak wyglądałeś najlepiej.
- Też powinieneś zapuścić. – Przeczesał mi włosy palcami. – Mógłbym cię za nie pociągać. – Warknął i ugryzł moją dolną wargę.
- Żebym wyglądał jak czucher? – Przeraziłem się. – Zrozum, to co pasuje tobie, niekoniecznie musi pasować mi.
- Ta koszulka jest moja, a wygląda na tobie świetnie.  – Spojrzał na mnie uważnie. – Czasem pożyczasz ode mnie spodnie albo swetry i też wyglądasz w nich dobrze. – Oplótł dłonie wokół mojej talii. – Chociaż uważam że i tak najlepiej wyglądasz nago.  – Zaśmiał się do mojego ucha.
- Przeestań! – Poczochrałem mu włosy. – Na dziś starczy tych emocji.
-  No dobrze. – Cmoknął mnie w szyję. – Co robimy na obiad? Jako dominująca strona naszego związku muszę dbać  żebyś miał co jeść.

- Dominująca? Niby od kiedy?
- Obejrzyj sobie jakiegokolwiek pornosa albo yaoi. Zawsze ten wyższy jest stroną dominującą. – Klepnął mnie w pośladek. – Od dzisiaj to ty będziesz klęczał przede mną. – Uśmiechnął się do mnie czarująco. – Może być paella? – Odwrócił się i ruszył w stronę drzwi. Przez chwilę nie wiedziałem co i jak.
W trzech krokach pokonałem dystans pomiędzy nami, złapałem Ana w pasie i przerzuciłem z łatwością przez ramię. Z jego ust wydobył się okrzyk zaskoczenia.
- Co ty robisz? Elix! Elix do cholery postaw mnie na ziemię! - Ruszyłem w stronę kuchni.
- Możesz być wyższy te 4 centymetry. – Mruknąłem niedbale. – Jeśli zechcesz to pozwolę ci nawet na więcej. Jednak… - Postawiłem go przy kuchence. – Prawo dżungli mówi że to ta silniejsza strona jest tą dominującą. A wiesz bierz fartuszek i biegnij do garów, bo prawdziwy facet jest głodny. A co do klęczenia… zapomnij. To twoja fucha, skarbie. – Ze słodkim uśmiechem cmoknąłem go w usta. Antoine patrzył na mnie przez chwilę z szeroko otwartą buzią.
- Ty suko! – Zaśmiał się głośno. – Przecież żartowałem!
- Ty może tak. Ja nie. Gotuj  szybciej, MAŁY! – Klepnąłem go żartobliwie. Mój chłopak zmrużył oczy.
- Skaranie  boskie z tobą, Frencer. Oczekuję za to specjalnej zapłaty! – Krzyknął gdy wychodziłem z kuchni, podśmiewając się sam z siebie. Nagle wszystko stało się lepsze. Tylko na jak długo? 

niedziela, 13 października 2013

Rozdział 6 - Walka

Z impetem wypuściłem powietrze z płuc. Przede mną, na desce kreślarskiej leżał skończony projekt dwóch domów dla Jacobiego. 10 stron idealnych, nieskazitelnych szkiców, tydzień przed umawianym deadlinem. Przez te ostatnie dni pracowałem dzień i noc, rezygnując ze snu, posiłków, życia towarzyskiego i wszelkich pasji. Liczyło się tylko skończenie tych rysunków.
- Brawo, Frencer. – Mruknąłem sam do siebie. – To jest coś.
Dwa piękne, monstrualne budynki w staro angielskim stylu, dopracowane w najdrobniejszych szczegółach były… po prostu wspaniałe. Tak przynajmniej uważał najwybredniejszy człowiek na tym świecie – ja.
Wyjąłem z kieszeni telefon, żeby zadzwonić do mojego obecnego szefa. Przez chwilę zastanawiałem się czy wypada mi dzwonić do niego grubo po 11 w nocy. Z drugiej strony Jacoby nie należał do osób, które kładły się spać wcześnie. Wybrałem jego numer.
- Elix! – Odebrał po trzecim sygnale. – Czyżby dobre wieści?
- Skończyłem. Jutro ci go dostarczę. – Nie chciałem rozmawiać z nim dłużej niż to konieczne.
- Od kiedy to ty dyktujesz MI warunki? – Mruknął do słuchawki.
- Od momentu, gdy powiedziałeś mi że dostanę więcej kasy, jeśli skończę wcześniej. –  Salwa szczerego, głośnego śmiechu odrzuciła mnie od telefonu.
- Jutro o 7.30. – Zmienił ton. – Masz mój adres, prawda?
- Mam jechać do ciebie do domu? – Zdziwiłem się. – Przecież to jakieś dwie godziny drogi ode mnie.
- Myślałem że chcesz tych pieniędzy. Poza tym godzinę później mam klienta. Zabiorę ci czas rano albo dopiero o 23.30. Wybieraj.
Przez chwilę zastanawiałem się co zrobić. Musiałbym wstać przed piątą.. ale miałbym wszystko z głowy. Na dłuższy czas. A wieczorem… czy chciałoby mi się jechać? Niekoniecznie. Pojutrze muszę być w biurze…
- Przyjadę rano. – Zadecydowałem. – Czekaj na mnie.
- Nie mogę się doczekać. – Dałbym głowę że uśmiecha się do słuchawki. Dwie sekundy później odłożył słuchawkę, nie mówiąc nawet „dobrej nocy”. Świr.
Ponownie przeszukałem listę kontaktów i znalazłem odpowiedni numer.
- Halo! – W tle słyszałem tylko podenerwowane rozmowy i brzęk talerzy. Antoine wydawał się być wytrącony z równowagi. – Wiesz że cię kocham, ale masz minutę. Mów co się dzieje.
- Jadę jutro oddać projekty do Jacobiego i musze wstać o 5, żeby do niego dojechać. Błagam cię, nie rób hałasu jak wrócisz. – An wracając z pracy zawsze zachowywał się tak głośno, że skutecznie mnie budził. - I proszę cię nie dzwoń do mnie w środku nocy i nie budź mnie na seks czy na co innego. Jutro muszę być w formie.
- Dobra… - Mruknął zdezorientowany. – Co prawda miałem plany na dzisiejszy wieczór, ale ok..  No cóż.. Śpij dobrze. Mam rano wstać razem z tobą? Zrobię ci śniadanie albo coś..
- Przestań. Nie musisz tego robić. – Zaśmiałem się. – Nie wiem czy w ogóle będę miał czas na jedzenie. – Nagle w słuchawce coś bardzo głośno brzdęknęło. Antoine zaklął.
- Kończę. – Warknął. – Powodzenia jutro!
- Nie dziękuję, ale tobie również życzę powodzenia. – Cmoknąłem do słuchawki i rozłączyłem się.  Następnie umyłem się i położyłem do łóżka.  Niemalże natychmiast zasnąłem.

Ktoś dzwonił. W środku nocy. Nieźle wkurzony zerwałem się z łóżka i spojrzałem na wyświetlacz. Nieznany numer.
- Halo! – Nie brzmiałem zbyt przyjemnie. W końcu ktoś dzwonił do mnie o drugiej w nocy.
- Elix? – Dźwięczny, kobiecy głos wydawał się nie zauważyć mojej wściekłości.
- Tak. Czego pani chce? – Nie wiem co bardziej mnie wkurzyło – to że mnie obudziła, czy to że była w aż tak dobrym humorze.
- Posłuchaj mnie. Znasz Antoine’a, prawda? – Coś ukłuło mnie w sercu.
- Tak… Coś mu się stało?
- I tak.. I nie. – Zaczęła. –  Po pierwsze nie denerwuj się na niego, on był przeciwny dzwonieniu do ciebie, bo wiedział że jutro musisz rano wstać. Jednak…
- Jednak… - Powtórzyłem głucho.
- Musisz po niego przyjechać.  – Wkurzyłem się na żarty.
- Czemu?
- Ponieważ nie ma pieniędzy na taksówkę, nikt z nas nie może prowadzić bo jesteśmy troszeczkę pijani. - zaśmiała się – No i nasza impreza wymknęła się troszkę spod kontroli.
- Co się stało? – Impreza? Pierwsze słyszę…
- No po pracy postanowiliśmy sobie spędzić trochę czasu razem…  - Dziewczyna zaczęła opowiadać. – Przyszliśmy do mnie do domu, żeby napić się czegoś, pogadać, pograć itp… Jednak godzinę później niewiadomo skąd znalazła się tu kupa ludzi, w tym niejaki Danny. Znasz go? – Krew zagotowała mi się w żyłach. – No i on strasznie przyczepił się do Antoine’a, który nie wydaje się być tym zachwycony i nie wie co zrobić.
- Podaj mi adres. – Warknąłem głucho, ignorując  jej dalsze słowa. Skąd ten rudy skurwiel tam się wziął.
- Już.. – Chyba nie na żarty przestraszyła się mojego tonu. – To niedaleko od waszego domu, tak ze dwadzieścia minut… - Zapisałem sobie jej adres, ubrałem się i niemal wybiegłem z domu. Czułem że dwanaście lat trenowania Kick-boxingu dziś na coś mi się przyda.

Jechałem ponad 150 km/h , ale nadal było to dla mnie zbyt wolno. Danny… Skąd wziął tam się Danny? Wzdrygnąłem się na myśl, co może teraz robić mojemu chłopakowi. Ale chwilę później coś zaświtało mi w głowie.
Od kilku dni An bez przerwy z kimś pisał. Non stop. Zaczynał już rano, a kończył dopiero parę chwil przed pójściem spać. Gdy pytałem go z kim rozmawia, odpowiadał zdawkowo: „z nikim ważnym”. Czyżby… Czyżby cały czas kontaktował się ze swoim byłym, a dziś zadzwonił, żeby wpadł na imprezę? Na samą myśl zacisnąłem zęby. 
Chwila, spokojnie! Żadnych pochopnych wniosków. Przecież ta dziewczyna sama mówiła że An „nie wydaje się być tym zachwycony’’. Czyli jak zawsze Danny przyczepił się do Ana, a ta uległa sierota, nie umie mu powiedzieć nie. Już ja się tym zajmę…
Dwadzieścia minut później stałem przed domem tej dziewczyny. Słychać było dudniącą w środku muzykę. Parę osób leżało na werandzie przed domem, zupełnie nie ogarniając co się dzieje. Wkurzony pokonałem parę schodków i wszedłem do środka. Było tłoczno, głośno i cuchnęło papierosami, marychą i alkoholem.  Rozejrzałem się dokładnie po otoczeniu. Ana nigdzie nie było.
- Elix?! – Niska brunetka uczepiła się mojego ramienia. Skinąłem głową. – Danny zaciągnął Ana na górę. Chodź za mną! – Ruszyłem po schodach, spodziewając się najgorszego. Jeśli nie daj Boże przespali się ze sobą… nie ręczę za siebie.
- An! – Krzyknęła brunetka, ciągnąc mnie za rękaw. - Ostatnie drzwi po lewej.. – Wskazała.
Zacisnąłem pięści, żeby w razie czego ktoś mógł dostać po twarzy i złapałem za klamkę.  To co zobaczyłem, wytrąciło mnie z równowagi.
An stał przyparty do ściany, niezdarnie próbując odepchnąć od siebie tę małą, rudą gnidę, która obmacywała go w najlepsze.
- Zostaw mnie… - Mój chłopak miał zachrypnięty głos. Coś było nie tak..  – Danny, mówiłem ci że nie chce ciebie… - On nie był po prostu pijany, on był… na prochach?
- Daj mi siebie ten jeden raz. Masz ochotę na seks, prawda? – A to szmata…
- Ale nie z tobą… - Mruknął mój chłopak resztkami sił.
- Wolisz to robić ze swoim chłoptasiem? – Zaśmiał się Danny. – Ale popatrz, jego tu nie ma..
- Ale gdyby był.. Nie wyszedłbyś stąd cały…
- Och, dostałbym od niego z liścia tak jak od ciebie. Skarbie, obaj wiemy co robiliśmy parę lat temu. Było to o wiele bardziej bolesne niż twoja marna podróbka prawdziwego ciosu..
- Bo on nie ma odwagi krzywdzić ludzi. – Wtrąciłem się do rozmowy. – W przeciwieństwie do mnie.
Danny wzdrygnął się i natychmiastowo odsunął się od Ana.
- Elix..  – Mój chłopak ciężko osunął się na podłogę.
- Co mu zrobiłeś? – Podwinąłem rękawy kurtki, szykując się do walki.
- To on sam.. Wypił za dużo… - Tłumaczył się niezręcznie, tracąc wątek. – Sam się na mnie rzucił.. Praktycznie…
Prosty, idealnie wyważony cios w szczękę odrzucił go na ścianę. Odbił się od niej z hukiem.
- Jeszcze raz.. – Złapałem Dannego za włosy. – Jeszcze raz zbliżysz się choć do mojego chłopaka, a oderwę ci jaja, rozumiesz? – Spojrzałem na jego zakrwawioną twarz. – Tolerowałem to że do niego dzwoniłeś, pisałeś i próbowałeś poderwać. Ale upijanie i narkotyzowanie go to przesada. – Rzuciłem nim o ścianę i zająłem się moim chłopakiem. – Możesz wstać?
- Tak… - Złapał się mojego ramienia. – Jest mi zimno… - Czułem jak drży.
- Zaraz będzie ci lepiej. – Objąłem go w pasie i zaprowadziłem do samochodu. Ułożył się wygodnie w fotelu, cały czas ciężko oddychając i drżąc z zimna. Chyba miał gorączkę.
- Przepraszam.. – Wymamrotał, gdy odpaliłem silnik. – Miało być inaczej…
- Skąd on się tam wziął?
- Nie wiem… Nagle się pojawił i zaczął mnie zaczepiać… Elix…
- Hm?
- On mi chyba coś dał… - Powiedział prawie szeptem. – Musiał mi coś wrzucić do picia.
- A co się stało?
- Moje ciało… Czuję jakbym się palił… - Syknął z przejęciem.
- Było od niego nie brać żadnych drinków. An, czemu się nadal z nim zadajesz?
- Sam się przyczepił…
- A ty nie umiałeś powiedzieć mu nie. No super! – Warknąłem.
- Jesteś zły? – Spojrzał na mnie nieprzytomnym wzrokiem. Nie wiedziałem co mam powiedzieć. No pewnie że byłem zły. Byłem wściekły że pozwolił się zbliżyć temu sukinsynowi choć na milimetr.
- Jestem. – Przyznałem szczerze. – Wkurza mnie twoja nieodpowiedzialność. To że mówisz że nie znosisz Dannego i nie chcesz mieć z nim nic wspólnego, a i tak przy każdej możliwej okazji do niego lecisz i nie umiesz się mu postawić. Ja dla ciebie zrezygnowałem z kontaktów z moimi byłymi, bo nie byłeś zadowolony, gdy którykolwiek z nich chciał ze mną porozmawiać. Więc dlaczego ty nie jesteś w stanie się poświęcić?
Przez chwilę w samochodzie było irytująco cicho. Żaden z nas nie miał odwagi powiedzieć już czegokolwiek, więc zrezygnowany włączyłem radio. Nowa piosenka Miley Cyrus irytująco wdzierała się do mojego umysłu. Tekst również. Zirytowany zmieniłem stację. One Republic już bardziej mi pasowało. Przez całą drogę powrotną nie zamieniliśmy ze sobą ani słowa.

Pomogłem mojemu chłopakowi wejść do mieszkania i pozbyć się butów i kurtki. Widać było że na dziś ma już dość.
- Elix.. – Zaczął, gdy starałem się go położyć do łóżka.
- Co jest?
- Tylko jedno… - Pocałował mnie delikatnie, jakbym był jakimś kruchym materiałem. – Przepraszam cię. Naprawdę cię przepraszam.
Nie odpowiedziałem mu, tylko delikatnie przejechałem dłonią po policzku.
- Porozmawiamy jak wrócę. Śpij.
- Nie położysz się obok mnie?  - Spojrzał zdezorientowany. – Elix, powiedziałem ci że cię potrzebuję… TERAZ! – Prawie krzyczał.
- Wiem. Ale złamałeś też obietnicę że nie będziesz mi przeszkadzał oraz nieźle mnie wkurzyłeś. To jest twoja kara kochanie. – Zostawiłem go samego w pokoju. Niech cierpi, należy mu się. Spojrzałem na zegarek, który wskazywał na prawie czwartą nad ranem. Cholera. Zeszło się dłużej niż się spodziewałem. Nie opłaca mi się kłaść, więc postanowiłem zrobić sobie duże śniadanie….
- Jest pan fenomenalny! – Żona Jacobiego, Ellie przyglądała się szkicom z szeroko otwartą buzią. Była zachwycona.
- Podoba ci się skarbie? – Mój szef pogłaskał ją po głowie.
- Jeszcze się pytasz! – Spojrzała na mnie z szerokim uśmiechem. – Panie Elixie, zrobił pan coś niesamowitego! Oba domy są przepiękne!
- Cieszę się że trafiłem w pani gust. – Uśmiechnąłem się szczerze. W porównaniu do małżonka, Ellie była przeuroczą kobietą. Średniego wzrostu, o bardzo kobiecej sylwetce, rudowłosa, naturalna dziewczyna. Aż dziw brał co ona robi z takim bucem jak Jacoby.
- Kochanie, muszę cię przeprosić. Chcę pomówić z Elixem o pieniądzach.
- Mam iść? Ale pan Elix jest taki sympatyczny… - Westchnęła.
- Na pewno w przyszłości będziemy mieli okazję jeszcze porozmawiać. – Ukłoniłem się jej z szerokim uśmiechem. Trudno było jej nie lubić.
- Skoro tak… Do widzenia panu!
- Do zobaczenia pani Quercy! – Chwilę później ja i Jacoby zostaliśmy sami. Spojrzał na mnie uważnie, poprawiając okulary.
- Miałeś ciężką noc, czy jesteś taki zniechęcony, bo widzisz mnie? – Spytał bez ogródek.
- Dzisiaj akurat bardzo ciężka noc.
- Nadal masz do mnie żal, prawda? – To pytanie mnie zaskoczyło. Jednak postanowiłem być szczery.
- Tak. Zabawiłeś się uczuciami młodego, niedoświadczonego chłopca. Nawet nie wiesz jak bardzo cierpiałem. – W jego oczach przez chwilę widziałem coś w rodzaju troski. Jednak po kilku sekundach zaczął się śmiać.
- Dałem ci lekcję życia, Elixie. Nie mów że ci się nie przydała? – Patrzyłem z nienawiścią na jego parszywy, prześmiewczy wzrok. – Ale skoro tak cię to boli… - Złapał mnie za podbródek. – Przepraszam za to że cię zraniłem. Obiecuję że więcej tego nie zrobię.
Dystans między nami drastycznie zmalał. Patrzyłem na jego twarz. Twarz, która mnie odrzucała, ale jednocześnie cholernie pociągała.
- To tego nie rób. – Odepchnąłem jego rękę. – Bądźmy profesjonalistami i zachowujmy się tak jak powinniśmy zachowywać się względem siebie. – Starałem się opanować drżący głos.
Patrzył na mnie w skupieniu.
- Masz rację.. Powinniśmy być profesjonalni. – Uśmiechnął się nieco chłodno. – Profesjonalni… - Powtórzył głucho. – No dobrze. A więc uwinąłeś się z pracą tydzień przed terminem. Ile obiecałem ci za każdy dzień przed? Pięć tysięcy?
- Tak.
- Za ten projekt mogę zapłacić ci… 60 tysięcy. – Przez chwilę słyszałem tylko głośne bicie swojego serca. – Są doskonałe. Idealnie trafiłeś w mój gust. I w gust mojej żony. Zasługujesz na to plus oczywiście na premię. – Uśmiechnął się sympatycznie, a ja nie mogłem uwierzyć własnym uszom. Pierwszy raz w życiu słyszałem o takich pieniądzach za prywatne zlecenie.
- Dziękuję… - Wydukałem nieśmiało.
- Duże pieniądze, prawda? Jeśli regularnie będziesz pojawiać się na placu budowy, zobaczysz ich znacznie więcej, a te marne 60 tyś to będzie pikuś. Plus nie zapominajmy o premiach. – Jacoby przeczesał włosy palcami. – Niestety muszę cię już pożegnać. Mam zaraz klienta. Zostawiam ci dwa tygodnie na wypoczęcie i zapraszam na budowę. – Podał mi dłoń.
- Oczywiście. – Starałem się być miły. – Do zobaczenia.
- Do zobaczenia. – Uśmiechnął się.

Gdy wróciłem do domu, było prawie południe. Pomimo że prawie nie spałem i jechałem dziś ponad cztery godziny nie czułem zmęczenia.  Usłyszałem brzdęk garnków.
- Jesteś? – Antoine wyjrzał z kuchni. – Jak było? Chcesz kawy?
- Chętnie. Lepiej niż się spodziewałem.. – Zamiast do kuchni, powędrowałem prosto do pokoju. – Powiem ci wszystko jak się przebiorę.
- Mów. – Usłyszałem głos tuż za sobą – Nie chcę czekać.
Zacząłem opowiadać o przebiegu spotkania, żonie Jacobiego i o samym Jacobym. Wspomniałem mu o horrendalnych pieniądzach, które dostałem za zlecenie i o tym jak wracając jakiś pajac prawie nie wpadł mi pod koła. An przez cały czas milczał, bacznie mnie obserwując. Poczułem się trochę niezręcznie.
- Słuchasz mnie, Antoine? Czy może cię zanudzam? – Spojrzałem na niego podenerwowany.
- Skąd. Mów dalej… - Podszedł do mnie bliżej i objął mnie w pasie. – Nie zabiłeś tego chłopaka czy nie?
- Co ty robisz? – Próbowałem się odsunąć, jednak An przyciągnął mnie bliżej, tak że nasze twarze były naprzeciw siebie.
- Czy nie mogę cię nawet przytulić? Zwłaszcza po tym jak tragicznie zachowałem się dziś w nocy? – Patrzył mi prosto w oczy. Pomimo że An był ode mnie wyższy tylko o cztery centymetry, w tej chwili zdawało mi się że jest gigantem. Nie lubiłem gdy ktoś mnie obserwował. Nawet jeśli to był on. – Elix, spójrz na mnie.
Delikatnie uniosłem powieki. Wpatrywał się we mnie, a jego piękne, zielone oczy błyszczały niczym szmaragd.
- Denerwuje mnie, gdy ktoś się na mnie patrzy. – Krew w żyłach płynęła mi coraz szybciej.
- Dlaczego się tak denerwujesz? – Jego usta dotknęły moich. – Przecież to tylko ja na ciebie patrzę.
- Chodzi o to że TO WŁAŚNIE TY na mnie patrzysz. – Antoine spojrzał na mnie zaszokowany.  – Zawstydzasz mnie tym.
- Intymnością? – Zdziwił się jeszcze bardziej. – Czyli gdy się kochamy… To wariujesz ze wstydu? – Zaśmiał się głośno.
- Śmiej się dalej. – Burknąłem, odchylając głowę.
- No cóż Elixie… Więc zrobię coś jeszcze bardziej zawstydzającego. – Jego ręce zjechały na moje pośladki, ściskając je lekko, a jego usta wtopiły się desperacko w moje. – Uwielbiam gdy się przy mnie czerwienisz. – Wyszeptał. – I gdy czuję że robisz się coraz twardszy. – Obrócił mnie i delikatnie położył na łóżku. To co robił przez następne pół godziny na dłuższy czas zapadnie mi w pamięć.