poniedziałek, 28 lipca 2014

Rozdział 21 - To, co będzie..

Dziękuję Wam za zrozumienie <3
Fakt, czasu nie mam prawie w ogóle, ale uwierzcie, że staram się jak tylko mogę.
Dziękuję za wsparcie dotyczące prawka, ale jeszcze zostało mi parę godzin do wyjeżdżenia, więc trochę to potrwa :D
Teraz, bez zbędnego pieprzenia, kolejny rozdział z życia Ana i Elixa.
Kocham - Ashtray ;*

***

Ada

Dziwne zawirowania w moim życiu sprawiły, że przez jakiś czas zmuszona byłam do mieszkania z moim bratem i jego chłopakiem.
Rodzicom popsuł się samochód, An i Elix nie mieli czasu zawieźć mnie 100 km do domu, a nikt nie miał w stosunku do mnie tyle zaufania, żeby puścić mnie pociągiem. Dlatego niszczę sobie kręgosłup, śpiąc na ich wielkiej, skórzanej kanapie. Ale póki co, nie jest źle.
Spodobało mi się mieszkanie z nimi. Ranki i popołudnia spędzałam z moim bratem, który był dla mnie wyjątkowo miły, a wieczorami rozmawialiśmy z Elixem o życiu.
Chciałabym mieć faceta takiego jak on. Jest idealny. Inteligentny, wesoły, wygadany... Do tego jego wygląd i boskie ciało.. Kiedy mi się tak poszczęści?
Na razie nie mogłam pochwalić się dobrym związkiem. Mój (w tej chwili już ex) chłopak, co prawda był piękny, ale inteligencją i czułością popisać się nie mógł. Dlaczego dostrzegłam to w chwili, gdy kompletnie naćpany starał się mnie przelecieć w klubie? Jestem idiotką.
- Nad czym myślisz? - An spojrzał na mnie uważnie.
- O niczym ważnym. - Uśmiechnęłam się pogodnie. - Jak myślisz, udałoby mi się odbić twojego chłopaka?
Brat rzucił mi pochmurne spojrzenie.
- A chcesz być martwa?
- Debil z ciebie. Wiesz, że żartuje.
- Jeśli chodzi o Elixa, jestem potwornie zazdrosny i zaborczy. Dostaję szału, jak tylko pomyślę, że mógłby mnie zostawić.
Sięgnął do pojemnika z pieprzem, żeby doprawić gotujący się w garnku sos.
- Myślę, że w waszym przypadku działa to w obie strony. Gdy mama dzwoniła do niego w czasie twojego wyjazdu, mówiła że przez telefon słychać, że ściągnąłby cię do domu.
Triumfalny uśmiech zagościł na jego twarzy. Widać było, że jego ego zostało mile połechtane.
- An, pomóż mi. - Elix wpadł do kuchni, przykrywając dłonią powiekę. - Coś mi wpadło do oka, wyjmiesz to?
Mój brat niemalże się na niego rzucił i od razu zaczął mu oglądać oko.
- Nic nie widzę.. Może rzęsa ci się podwinęła? - Dotknął go.
- Nie wiem, może... Ty gamoniu! - Krzyknął Elix, odsuwając się od niego. - Gdzieś ty trzymał te łapy?
Antoine uświadomił sobie jak wielki błąd popełnił. Twarz pobladła mu ze strachu.
- O Boże... Zaraz ci to zakroplę! - Wyjął z apteczki jakiś medykament. - Pokaż twarz!
- Niech Ada to zrobi! - Osunął się na krzesło. Miał okropnie zaczerwienione oko. - Chyba, że ty też maczałaś paluszki w jakimś kwasie.
- Jestem czysta. Połóż mi głowę na kolanach. - Poprosiłam. Posłusznie wykonał polecenie i chwile później rozmasowywał powiekę.
- Dziękuję za pomoc. - Uśmiechnął się, a potem rzucił przelotne spojrzenie mojemu bratu. - Chciałeś żebym kurwa oślepł, czy co?
- Elix, wiesz że nie! - An od razu zaczął się tłumaczyć. - Zapomniałem, że parę chwil wcześniej pieprzyłem sos.
- Żebym ja cię zaraz nie pieprzył.. - Rzucił, wstając od stołu. Policzki poczerwieniały mi na te słowa. I na szczęście nie tylko mi.
Głównym minusem mieszkania z tą dwójką było ich bogate życie erotyczne. Jak jeszcze nigdy nie słyszałam Elixa, mój brat nie miał oporów ani zahamowań przed wydawaniem z siebie przeróżnych dźwięków. Z jednej strony mnie to irytowało, ale z drugiej... Gejowska scena erotyczna z „Czystej krwi” była fajna... Zaraz coś przywołało mnie do porządku. Stara, chodzi o twojego brata! To chore! Wzdrygnęłam się.
- Za ile obiad? - Starałam się skierować ton myśli na coś innego.
- Zaaaaaaaaa.... kwadrans? - Mój brat wzruszył ramionami. - Albo za pięć, jeśli zrobisz sałatkę.
- To daj warzywa...

Po kolacji chłopaki obiecali, że posprzątają, a ja mogłam wygodnie rozłożyć się na kanapie i pooglądać tv. Dopijałam herbatę, gdy nagle przypomniałam sobie, że w szafce są ciastka. Zeskoczyłam z kanapy i pobiegłam w stronę kuchni. Jednak w samym wejściu przerażona, wycofałam się z powrotem do ciemnego pomieszczenia. Zobaczyłam coś, czego zupełnie nie powinnam widzieć.
Antoine oparł się o stół, zawieszając ręce na szyi Elixa, który całował go namiętnie, a prawą dłoń wsadził w rozpięte już spodnie. Mój brat dziwnie poruszał biodrami, jakby dostosowując się do jego ruchów.
- Wziąłbym cię na tym stole. - Warknął Elix, napierając na niego coraz bardziej. Wyjął rękę z jego majtek i przeniósł ją pod koszulkę Ana. Ten w odpowiedzi wydał zduszony jęk. - Przeleciałbym cię tak, że zapomniałbyś jak masz na imię.
- Ale moja siostra.. - Wydukał parę słów. - Może wejść w każdej chwili..
- I co z tego? Czy to ryzyko nie jest fajne? - Poprowadził dłoń mojego brata prosto na swoje krocze. Antoine wyglądał jak w transie. Oczy miał wlepione w swojego chłopaka, który w tamtym momencie był dla niego bóstwem.
- Jest.. - Wyjęczał to prosto do jego ust. Elix uśmiechnął się leniwie i zaczął delikatnie podgryzać jego dolną wargę.
Przerażona odkręciłam głowę. Nie powinnam tego oglądać! Wróciłam do salonu, gdzie zaczęłam zastanawiać się, co mam ze sobą zrobić.
Najdziwniejsze było to, że ta scena... nie była odrażająca. Wręcz przeciwnie. Bardzo przyjemnie mi się na nich patrzyło. Obaj przystojni, dobrze zbudowani, seksowni.. STOP! Mówisz o swoim bliskim, kretynko!
Na moje szczęście telefon Ana zaczął dzwonić. Mój brat przybiegł parę sekund później i rzucił się do słuchawki. Elix przyszedł tuż za nim.
- Tak, przy telefonie... Aaa, dzień dobry pani! - Zaszczebiotał radośnie. - Taak, taaak... Oczywiście! - Przyjrzałam się Elixowi. Obserwował mojego brata z taką ilością ciepła w oczach, że aż zmiękło mi serce.
- Zaraz pani powiem, kiedy będę mieć czas... Elix, podasz mi kalendarz? - An wysłał ukochanemu powietrznego buziaka. Ten, co prawda niechętnie, ale zniknął w korytarzu, żeby chwilę później rzucić mu kalendarzyk. An wrócił do rozmowy, a Elix usiadł przy stole kreślarskim i zaczął coś szkicować. Chyba wszystko wróciło do normy.

- Ja pierdole! - Po dwóch godzinach pracy, Elix walną pięścią o stół. Nieco mnie to wystraszyło.
- Co jest skarbie?
- Nic mi nie wychodzi... - Schował twarz w dłonie. - Nie mam pomysłu na głupi budynek...
Antoine podszedł do niego i spojrzał na szkic.
- Może chcesz się przejść? Świeże powietrze dobrze ci zrobi...
- Nie... Dziękuję za chęci, ale nie sądzę, żeby to pomogło.
- Marudzisz, staruszku.. Co ci szkodzi? Stracisz jedynie pół godziny życia. No choooooooooooooooooooooooooooooooooooodź! - Antoine przeciągnął głoskę niczym małe dziecko, ponaglające rodzica.
- Pół godziny. Za każdą spędzoną na zewnątrz minutę dłużej, będę oddawał ci jeden z moich obowiązków. Na pierwszą metę pójdzie szorowanie kibla. - Pogroził mu palcem. Roześmiałam się głośno, słysząc karę, jaka czekała Ana. - A ty młoda, idziesz z nami?
- Nie, dzięki. Właśnie zaczyna się nowy odcinek „Gry o tron”. Chcę obejrzeć. - Pomachałam mu pilotem.
- Książka lepsza. - Rzucił od niechcenia Elix.
- Chyba zwariowałeś! - Zaatakował go mój brat. - Serial nie jest taki wymuszony i znacznie łatwiej zapamiętać bohaterów. W książce nie miałem pojęcia kto jest kim!
- To znaczy, że jesteś gamoniem. W serialu urywają parę istotnych wątków i zmieniają niektóre wydarzenia.. Oszukują was wszystkich! - Nawet gdy wyszli na korytarz, słychać było ich podniesione głosy. Znowu zachciało mi się śmiać.
Mika wgramoliła się do mnie pod koc. Nie wiem, czy jest duża, czy ci dwaj ją tak spaśli, ale zajmuje dwa razy więcej miejsca, niż normalny kociak w jej wieku. Ale nawet lekka nadwaga nie przekreślała jej słodkości i cudowności.
- Oglądasz ze mną, mała? - Podrapałam ją za uchem. Mogłabym z nimi zamieszkać. Albo w ogóle się usamodzielnić... Tak, to byłoby fajne.
Nagle ogarnęła mnie ta dziwna, irytująca pustka, której nikt, ani nic nie może wypełnić. Uczucie podobne do tego, gdy mam ochotę coś zjeść, tylko nie wiem co. Z tym, że ta pustka jest o wiele gorsza. Nie da wypełnić się jej brokułami, czy czekoladą, wymaga ona czegoś głębszego i bardziej skomplikowanego. Czego tak naprawdę pragnę?
Wtuliłam się w gładkie i mięciutkie futerko Miki. Odpowiedź była tak blisko, ale i tak daleko. Pragnę miłości. Chcę poczuć się kochana, a nie tylko pożądana. Nie chcę być już dłużej fajną dupą z dużymi cyckami. Chcę stać się dla kogoś całym światem i patrzeć na kogoś tak, jak dzisiaj Antoine patrzył na Elixa! Tylko kiedy to nadejdzie?

Antoine

Uwielbiam te momenty, kiedy możemy zachowywać się jak para dzikich nastolatków. Było grubo po 22, a my ganialiśmy się po uliczkach tuż przed naszym mieszkaniem. Elix ze śmiechu zgiął się w pół.
- Co w nas wstąpiło? - Przytulił się do mnie na środku chodnika. - Mam prawie trzydzieści lat. Powinienem zmądrzeć.
- Jesteś dla siebie taki surowy. Wrzuć czasem na luz.
- Nie potrafię. Całe życie matka powtarzała mi, że nie liczy się nic, prócz doskonałości. To silniejsze ode mnie.
- Nie możesz być silny przez cały czas, prawda? - Spletliśmy palce w mały koszyczek.
- I nie jestem, An. Akurat ty wiesz to najlepiej. - Odsunął się ode mnie. - Nieraz widziałeś jak bardzo słaby jestem.
- Nigdy nie byłeś przy mnie słaby. Nawet, gdy świat wokół ciebie się walił.
- Płakałem przy tobie parę razy. - Zauważył.
- Wiesz czym jest słabość? - Moja podświadomość przełączyła się na tryb filozofa. - Jest to poddawanie się, gdy na twojej drodze pojawia się niewielka przeszkoda. Ty się nigdy nie poddajesz. Walczysz do końca i pracujesz bardzo ciężko. Jesteś najsilniejszym człowiekiem, jakiego znam. Nic ani nikt nie jest w stanie cię zatrzymać. Dlatego zaprojektowanie doskonałego budynku to tylko kwestia czasu. Na początku musisz złapać inspirację, potem wszystko pójdzie gładko.
Westchnął ciężko i przez chwilę milczał. Następnie powoli ruszył przed siebie.
- To bardzo zobowiązujący tytuł. Bycie najsilniejszym człowiekiem świata jest trudne i męczące, wiesz?
- Dlatego masz mnie. Wobec całego świata możesz być niezniszczalny, najsilniejszy, czy jaki tylko chcesz, ale przy mnie nie musisz się kontrolować. Mi możesz pokazać prawdziwego siebie – tego, który płacze, załamuje się, ale również tego, który zachłannie przytula się do mnie i łaknie mojej bliskości. Tak, kochanie – widzę, jak bardzo lubisz być blisko mnie.
Zaśmiał się cicho.
- Lubię czuć dotyk twojej skóry. Daje mi poczucie niezwykłej intymności.
Poczułem, jak przez moje ciało przepływa niesamowita fala gorąca. Pomimo iż na dworze było dość chłodnawo.
- Nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo cię kocham.
- An.. - Mruknął niby żartobliwie, co w tej chwili oznaczało „chyba się trochę mylisz”.
- Wracamy?
- Możemy. Ada i Mika na pewno już się martwią.
- Nie wracasz dziś do projektowania, prawda?
- Jakoś nie mam ochoty.
- Obejrzysz ze mną „Człowieka z blizną”?
- Mogę.

Stałem kompletnie oszołomiony. Otwarte usta zasłoniłem obiema dłońmi, żeby do gardła nie wleciała mi żadna mucha. Elix gotował zupę. Zupełnie sam!
- Patrz! - Instruował mnie. - Na początku rozpuszczasz w garnku masełko. Duuuużo masełka! Teraz, jak już się rozpuści, podsmażasz pokrojoną cebulkę i ziemniaki. - Kuchnia wypełniła się cudownym aromatem smażonej cebuli. - Ok, teraz podgotowujesz wodę w czajniku elektrycznym. Litr, nie więcej. Przygotuj sobie kostkę rosołową, pokrojoną marchew, sól, pieprz, sypką paprykę, zioła prowansalskie iiii... - Pokręcił się po kuchni. - czosnek! Nadążasz?
- Yhym... - Mruknąłem, nie wierząc w to, co widzę. Ten człowiek gotował!
- No to teraz zalewasz ziemniaki i cebulę, wrzucasz marchew, kostkę rosołową i pokrojony czosnek, doprawiasz mocno i gotujesz.
- Nie wydaje ci się, że ziemniaków jest troszkę za dużo? - Stanowiły one 90% zawartości garnka. To chyba lekka przesada.
- I tutaj jest taki myk! - Elix wycelował we mnie palec. - Otóż, gdy ziemniaki się już zagotują i będą miękkie, bierzesz połowę z garnka i wrzucasz do miski. Odlewasz też trochę wywaru i to wszystko razem blendujesz. Potem wlewasz z powrotem do garnka i masz zupę-krem! - Klasnął w dłonie dla większego efektu. Przez parę sekund w kuchni panowała śmiertelna cisza. On – niczym dumny kogut – stał na rozszerzonych nogach i wpatrywał się we mnie ucieszony, a ja nadal nie wierzyłem w to, co się tu dzieje.
- Gdzie się tego nauczyłeś? - Spytałem bardzo powoli.
- Z internetu! Co myślisz o przepisie?
- Ja.. znaczy.. ten.. no... nie wiem. Naprawdę nie wiem. Najgorsze jest to, że brzmi... zjadliwie.
- Jest przepyszna, wiesz? Myślałem, że gotowanie to szamańska sztuka, a to nie jest takie trudne. Na coś mi się przydał ten twój wyjazd!
- Jesteś człowiekiem wielu talentów... - Pokazałem mu język. - Najemy się samą zupą, czy robisz coś też na drugie?
Elix spojrzał na mnie przerażony.
- D... drugie? Ja ledwo to opanowałem, nie robię żadnych drugich dań! Ale jak chcesz, to możesz coś upichcić. - Uśmiechnął się słodko. - Dawno nie robiłeś tych pysznych krewetek w sezamie... Nie to, żebym coś sugerował, ale jeśli masz ochotę...
- Wezmę Adę i idziemy do sklepu... - Mruknąłem zrezygnowany.

- Kiedy zamierzasz wrócić do domu? - Spytałem siostrę, gdy ta buszowała w alejce ze słodyczami. - Jesteś już u nas prawie dwa tygodnie, narobisz sobie cholernie dużo zaległości w szkole.
- Dzwoniłam do mamy. W sobotę przyjeżdżają. - Mruknęła smutno. - Mam wyrzuty sumienia, wiesz? - Wpakowała do koszyka dwie paczki żelek, czekoladę o smaku toffie i jakieś ciasteczka. - Zachowałam się strasznie niedojrzale. Uciekłam z chłopakiem w środku semestru, myśląc, że to on da mi szczęście, a teraz siedzę wam na głowię, objadam was i tylko wam przeszkadzam... Chodź do chłodziarki, weźmiemy jeszcze lody. - Pociągnęła mnie za ramię. - No widzisz?! Tylko wydajecie na mnie hajs.
- Tym się nie przejmuj. Stać nas na to. Bardziej boję się o twoją edukację. Za rok piszesz maturę. Mówiłaś, że chcesz zacząć tutaj studia, więc powinnaś się zająć na razie nauką.
- Mówi mi to osoba, która nawet nie zaczęła studiów. - Parsknęła.
- Od początku wiedziałem, że nie pójdę na studia. Zająłem się karierą. Ale skoro chcesz aż takiego autorytetu, pogadaj z Elixem. Studia skończył z wyróżnieniem.
- No dobrze, ale zrozum, że potrzebowałam tej przerwy... - Próbowałam się bronić. - Wiesz, jak paskudnie się poczułam, gdy zrozumiałam, że on nic do mnie nie czuje i chce się tylko ze mną przespać?
- Zbyt dobrze. Wybieraj lody. Musimy kupić jeszcze miód. - Uciąłem temat.

- Muszę przyznać, że to jest naprawdę dobre. - Zupa miała przyjemną, lekką konsystencję i była nieźle doprawiona. - Jestem pod wrażeniem.
- Niezła. Wezmę jeszcze. - Ada rzuciła się po kolejną miskę. Mój chłopak był w siódmym niebie.
- Dziękuję. Ale to nic takiego.
- Od tego się zaczyna. W sobotę mamy gości.
- Przyjeżdżają po młodą? - Ada oburzyła się na te słowa.
- Nie pozwalaj sobie!
- Kiedy masz osiemnastkę? Jakoś w sierpniu, nie? Jeszcze dzieciak z ciebie.
- Odezwał się pan dorosły... - Prychnęła.
- Dziesięć lat starszy niż ty... - Przyjrzał jej się dokładniej. - An... Wiesz, że musimy sprzątnąć ten burdel?
- Zdaję sobie z tego sprawę. O której jutro kończysz?
- Jacoby w piątki puszcza nas wcześniej, więc około siedemnastej powinienem być w domu. A ty masz wolne aż do niedzieli, tak?
- No. To weźmiemy się we trójkę do pracy, nie?
- Ja też?! - Moja siostra wyglądała na niepocieszoną.
- Nie płacisz nam za jedzenie, więc chociaż weź się do roboty. - Za te słowa zostałem potraktowany solidnym kopniakiem w piszczel. - Osz, ty mała... Panuj nad sobą!
- W przyszłości oddam ci tę forsę z nadwyżką... - Pogroziła mi łyżką. Elix roześmiał się nad swoim talerzem.
- Im dłużej was znam, tym większy mam mętlik w głowie.. Cudaczna z was rodzina.

Późnym wieczorem, stałem przed lustrem w łazience, wklepując w szczękę płyn po goleniu.
- Nie mów, że zabrałeś mi ostatnią maszynkę! - Odbicie Elixa, stojącego tuż za mną, nieźle mnie przeraziło.
- Ostatnia? A nie ma więcej w szafce? - Wróciłem spokojnie do pielęgnacji twarzy.
- Nie. Sprawdzałem rano. - Objął mnie w pasie, a głowę położył na moim ramieniu.
- Co, skarbie? - Cmoknąłem go w skroń.
- Nic. Lubię tak czasem na ciebie popatrzeć.
- Jakby jeszcze było na co.. - Przewróciłem oczami.
- Jak zwykle... - Elix momentalnie obrócił mnie w swoją stronę. - Jesteś piękny i zabójczo seksowny. Kiedy w końcu to zrozumiesz?
- Miłość jest ślepa. W twoim przypadku to prawda.
Moje szczęście uśmiechnęło się leniwie i cmoknęło mnie lekko w usta. Miały cudowny posmak czekolady.
- Obżeraliście się beze mnie?
- Trochę. - Mruknął, nie oddalając ust dalej, niż na dwa centymetry. - Ale możesz spróbować mnie.
Nie czekałem na ponowne zaproszenie. Chciwie wsunąłem język w jego usta. Całował oszałamiająco.
- Mógłbym cię próbować cały czas. - Roześmiał się na te słowa.
- Masz moje pozwolenie. Muszę cię o coś spytać...
- Tak?
- Kiedy jedziemy do Barcelony? Jest już prawie kwiecień, kiedyś musimy się zdecydować.
- Nie mam pojęcia, kiedy dostanę teraz urlop... Elix, wiesz, że chcę tego najbardziej na świecie, ale obaj mamy teraz zbyt dużo na głowie.
- Wiem, wiem.. Ta praca nas wykańcza, co?
- Taka cena. Ale znajdziemy w tym roku czas. Obiecuję. Chociaż na tydzień.
- Trzymam cię za słowo. Ech... - Westchnął.
- Co tym razem?
- Mogę użyć twojej maszynki?
- Jasne, nie krępuj się. Będę czekać w sypialni. - Pocałowałem go po raz ostatni.

Gdy tylko wszedłem do pokoju, zadzwonił mój telefon. W dodatku był to nieznany numer.
- Halo?
- Antoine Clay? - Zimny głos po drugiej stronie, od razu zdradzał z kim mam do czynienia.
- Pani Frencer? - Nieco ściszyłem głos. Matka Elixa? Niemożliwe...
- Mój syn jest w pobliżu?
- Tak, jest.. Chce..
- Odejdź jak najdalej. Nie chcę, żeby słyszał, jak z tobą rozmawiam.
- Oczywiście... - Wyszedłem na balkon. - Czego pani potrzebuje?
- Muszę się z tobą spotkać.
- Dlaczego?
- Nie będę ci teraz tłumaczyła. Masz czas w piątek za tydzień?
- Mam... Ale...
- Nie zadawaj zbędnych pytań. Przyjadę po ciebie o 18. Mój syn ma się nie dowiedzieć o tej rozmowie, jasne?
- Dobrze.
- Cieszę się. - Rzuciła słuchawką, bez jakiegokolwiek pożegnania. Co za kobieta...
- Z kim rozmawiałeś? - Elix kładł się do łóżka.
Przez chwile miałem ochotę powiedzieć mu całą prawdę.

- Zadzwonił szef. Idziemy spać?  

niedziela, 27 lipca 2014

Wyjaśnienia...

Nie zapomniałam o Was! Co to, to nie!
Ostatnio w moim życiu bardzo dużo się dzieje - załatwiam studia, robię prawo jazdy, pracuję dorywczo, a jeszcze muszę to pogodzić z chłopakiem i przyjaciółmi... Na pisanie mam baaardzo mało czasu :(
Przepraszam Was za brak notek, ale mam nadzieję, że rozumiecie... Ten blog wiele dla mnie znaczy, jednak jest to moje hobby, na które mogę pozwolić sobie dopiero po obowiązkach.
Ale z lepszych wieści - najnowsza notka pojawi się max jutro wieczorem. Mam skończoną połowę rozdziału i mam nadzieję, że pomimo mojego lekkiego stanu upojenia alkoholowego (wczoraj wesele, dziś poprawiny - ledwo żyję), uda mi się napisać to ładnie i zgrabnie :D Dlatego wyczekujcie cierpliwie!
A na koniec pytanie - co myślicie o możliwości trójkąciku Ana, Elixa i kogoś jeszcze? ;)

Kocham Was i dziękuję za pamięć!
Lekko pijana, nieogarnięta, nadal strachliwa za kółkiem Ashtray - studentka pedagogiki!

sobota, 14 czerwca 2014

Rozdział 20 - Zdrowa miłość

Jesteście najlepsi <3
Starałam się ze wszystkich sił, żeby stworzyć dobrą i długą notkę. Mam nadzieję, że będzie Wam się podobać i że wybaczycie mi te dziwne, nieregularne przerwy. Niestety mam teraz sporo problemów rodzinnych, a dodatkowo podjęłam pracę i zaczęłam kurs prawa jazdy, co niedługo odbije się na moim zdrowiu psychicznym. Ale myślę o Was w dzień i w nocy (ostatnio mi się nawet śniło, że dodałam notkę na blogu) i mam wyrzuty sumienia. 
Kochająca Ashtray, która ledwo jeździ, a zmuszana jest do śmigania po Warszawie (damn you, instruktorze!) :*

***
- O czym ty mówisz? - Starałem się być spokojny, chociaż ręce zaczęły niebezpiecznie drżeć.
- Elix, nie oszukujmy się.. - Głos Jacobiego brzmiał bardzo poważnie. - Nie zatrudniłem cię ze względu na twoje umiejętności..
- Jacoby.. Przerabialiśmy to już. - Starałem się być grzeczny, aczkolwiek stanowczy. - Jestem szczęśliwy z Anem, ty masz żonę i dzieci, poza tym nie chcę z tobą być... Od dłuższego czasu. Nie obchodzi mnie że teraz może się zmieniłeś, miałeś swoją szansę, ale ją spieprzyłeś. Dlatego nie, muszę ci odmówić. Jeśli z tego powodu stracę u ciebie pracę, w porządku. Jednak nie mam zamiaru ryzykować...
Głośny śmiech przerwał moje wywody. Zbaraniałem.
- O matko.. Nie wierzę, że dałeś się na to nabrać. - Jacoby jeszcze przez chwile podśmiewał się ze mnie. - Jasne, że chodziło mi o powrót do pracy. Robi się coraz cieplej, a ja chcę mieć ukończony budynek do września.
- Skurwysyn.. - Syknąłem, jednocześnie wypuszczając z impetem powietrze. Ta menda mnie wystraszyła.
- Wybacz, wiesz jaki ze mnie dowcipniś. - Zachichotał jak nastolatka.
- Kiedy chcesz wznowić budowę? - Zmieniłem temat, by trochę ochłonąć.
- Najpóźniej w przyszłym tygodniu. Pasuje ci?
- Może być. To do zobaczenia.
- Cześć. Mam nadzieję, że nie jesteś na mnie wściekły.
- Jestem. A przeprosiny chcę widzieć w postaci porządnej premii.
Roześmiał się i cicho odłożył słuchawkę. Przeczesałem włosy palcami. Co za palant..

- Cholera jasna! - Syknąłem, zrywając się z łóżka. Omiotłem wzrokiem pokój, żeby znaleźć jakieś niepoplamione sosem spodnie. Na moje nieszczęście chyba żadnych nie miałem.
Odczuwałem brak Ana coraz mocniej. Nie tylko w sferze seksualnej czy duchowej, ale brakowało mi go już pod względem czysto praktycznym. Tak, miałem dość śmieciowego jedzenia i nie umiałem sam sobie zrobić prania. Mea culpa. Typowy samiec ze mnie.
Telefon zawibrował tak głośno, że sam się go przestraszyłem.
- Halo?
- Elix mam nadzieję, że o mnie nie zapomniałeś. - Delikatny głos Poli trochę mnie uspokoił.
- Nie zapomniałem, tylko troszeczkę się spóźnię. Nie obrazisz się?
- Nie, skąd. I tak jestem dopiero w drodze. Tylko jest jeden problem...
- Jaki?
- Nie mam pomysłu na tę sesję. Myślałam nad nią cały dzień, ale jakoś nic sensownego nie przychodziło mi do głowy...
- Spokojnie, usiądziemy i pomyślimy. Poza tym jesteś tak ładna, że nie potrzebujesz rekwizytów.
Zachichotała cicho. Od momentu kupna aparatu, spotkałem się z Polą już dwa razy. Okazała się fajną, sympatyczną dziewczyną, z którą potrafiłem rozmawiać godzinami. Dzisiaj w końcu miałem zrobić jej parę zdjęć. I... zaspałem..
- Dziękuję. To.. do zobaczenia?
- Widzimy się za pół godziny. - Rozłączyłem się, wciąż szukając czegoś czystego do założenia. Spojrzałem na szafę ukochanego – nie powinienem, ale to wyjątkowe okoliczności.
Wygrzebałem ciemne, przetarte dżinsy i ledwo wcisnąłem je na tyłek – albo tak mi dupa urosła, albo były zabójczo obcisłe. Dobrałem do kompletu dłuższą, niebieską podkoszulkę i ray-bany. Po kiego się tak stroję? Zgarnąłem aparat, klucze oraz potrzebny sprzęt i chwilę później byłem już w drodze.

- Wybacz, że musiałaś czekać. - Pola spojrzała się na mnie lekko wystraszona. - Nie mogłem znaleźć czystych ciuchów.
- Nie szkodzi. Przynajmniej zdążyłam sobie zamówić kawę. - Dziwnie wydęła idealnie wyszminkowane usta. - Chcesz coś?
- Nie, dzięki. Swoją drogą bardzo ładnie wyglądasz. - Widać, że się starała. Miała na sobie zabójczo krótkie spodenki, luźną koszulę w kratę i obcasy. Na głowę założyła kapelusz z piórkiem.
- Ach, włożyłam byle co. - Machnęła ręką. - Słuchaj, może dzisiaj zrobisz mi po prostu parę portretów, co?
- Jak sobie życzysz. - Uśmiechnąłem się. - Tylko nie wiem na kiedy ci je dostarczę. Mam trochę swojej pracy w tym tygodniu.
- Jesteś taki zapracowany. - Przyjrzała mi się uważnie. - Nie wiem jak ty sobie dajesz radę z tym wszystkim.
- Ledwo się wyrabiam. - Zaśmiałem się. - Mówię ci, w domu mam taki burdel, że cywilizacja, która rozwinęła się w moim koszu na pranie, wynalazła już koło.
Parsknęła głośnym, zarażającym śmiechem. Trochę mnie nim przestraszyła, zwłaszcza że żart był dość żenujący.
- Potrzebujesz może pomocy? Moja współlokatorka to niezła brudaska, więc nie będzie to żaden kłopot.
- Niee, przestań. Umiem zmywać, tylko strasznie mi się nie chce. Jestem starym, leniwym prykiem.
- Nie jesteś taki stary. Ile masz lat?
- A na ile wyglądam?
Przypatrzyła mi się uważnie.
- Dałabym ci maksymalnie 24.
- Piękne, młodzieńcze lata... - Rozmarzyłem się.
- Ej no, nie mów! Jesteś starszy?!
- W tym roku stuknie mi 29. - Puściłem jej oczko. Pola otworzyła usta ze zdziwienia.
- Niemożliwe! W życiu bym ci tyle nie dała! To przez to, że jesteś taki wysportowany...
- Eee... - Zamotałem się. - Dzięki.. Trochę ćwiczę.
- Pewnie dziewczyny nie odstępują cię na krok, co?
- Szczerze mówiąc, to nie za bardzo...
- Czekasz na tę jedyną? - Zatrzepotała rzęsami. Dopiero wtedy uświadomiłem sobie, co ona kombinuje.
- Tak jakby. - Uśmiechnąłem się. Nie wiedziałem, czy warto jej wspominać o mojej orientacji.
- Czyżbyś już znalazł?
- Znalazłem.
- Jak ma na imię?
- Antoine.
Jej twarz w parę sekund zrobiła się niemalże przezroczysta. Spojrzała na mnie, jak na ufoludka i odsunęła się od stolika.
- Jesteś.. gejem?! - Zapytała cichutko.
- Tak. Jestem gejem. - Przytaknąłem.
Uszczypnęła się w ramię.
- Boże... Nie oszukujesz mnie? - W jej oczach pojawiły się łzy. - Dlaczego więc się ze mną spotkałeś?
- Bo chciałaś zrobić sobie parę zdjęć...
- W DUPIE MAM ZDJĘCIA! - Wrzasnęła. Ludzie wokół spojrzeli się na nas z przerażeniem. - CHODZIŁO MI O SPOTKANIE Z TOBĄ, CHCIAŁAM UMÓWIĆ SIĘ NA RANDKĘ, A TY WYSKAKUJESZ Z CZYMŚ TAKIM?! TO ŻAŁOSNE ELIX, WIESZ?! NIE CHCĘ CIĘ JUŻ WIĘCEJ WIDZIEĆ! - Złapała torebkę i wyszła szybkim krokiem. Ludzie nadal patrzyli na mnie, jak na zbrodniarza.
- I właśnie dlatego wolę facetów... - Mruknąłem pod nosem.

- No co ty gadasz? - Lykke prawie dławił się ze śmiechu. - Myślała, że na nią lecisz?
- Najwyraźniej. Tak się na mnie wydarła, że aż zrobiło mi się przykro, wiesz?
- Nie dziwię się. Baby, to jednak są popieprzone, nie? Aż mnie czasem zastanawia, jak ci biedni faceci z nimi żyją...
- A wiesz, że czasem przypominasz mi kobietę? - Spojrzałem na przyjaciela pobłażliwie.
- Pierdol się. Niby czemu?
- Jesteś taki malutki i nieporadny, często płaczesz i nie wiesz czego chcesz. I ta bluzeczka w kwiatki zdecydowanie nie działa na twoją korzyść.
- To nie kwiaty, tylko esy-floresy. - Oburzył się. - Poza tym, to jest teraz modne!
Moje złośliwe potaknięcie tylko go zirytowało.
- A co ja ci się będę tłumaczył! I tak nie znasz się na modzie!
- Jeśli tak wygląda męska moda, to ja dziękuję. Już wolałbym chodzić w piżamie. - Co niedługo może nastąpić, zwłaszcza, że zacząłem już nosić rzeczy Ana.
- Jesteś strasznie czepliwy, odkąd nie ma twojego ukochanego. Kiedy on w ogóle wraca?
- Za trzy tygodnie. Nie mogę się już doczekać.
- Swędzi cię, co? - Lykke znacząco podniósł brwi.
- Nie, po prostu za nim tęsknię.
- Tak, tak... A pierwsze, co zrobicie po powrocie z lotniska to dziki seks w przedpokoju. Wiem co mówię. Oczywiście nic w tym złego. Jesteście ze sobą blisko, to normalne, że brakuje ci fizycznego kontaktu. I mam dla ciebie radę – przy następnej rozmowie z nim, powiedz jak głośno będzie krzyczał z rozkoszy, jak go tylko zobaczysz. I najlepiej powiedz mu, co z nim zrobisz. Działa za każdym razem. - Spojrzałem trochę przerażony.
- Ale tu nawet nie chodzi o seks. Nawet nie wiesz jak mi ciężko żyć bez niego. Chce mi się ryczeć, gdy wracam do pustego mieszkania czy kładę się sam spać.
- Przecież An jest kucharzem, pracuje do późno. Rzadko kiedy kładziecie się razem. - Zauważył.
- Ale wiem, że on wróci w nocy. Może to zabrzmi wyjątkowo żałośnie, ale zawsze na niego czekam. Zasypiam dopiero, gdy położy się obok mnie i pocałuje mnie w szyje. Bo zawsze to robi. - Rozmarzyłem się. Przyjaciel spojrzał na mnie z dziwnym uśmiechem.
- Nawet po tylu latach jesteś w nim tak szczeniacko zakochany. Niesamowite.
- Nic wielkiego. Gdybyś sam nie był w związku, na pewno byś się w nim zakochał.
- Ktoś mi ostatnio powiedział, że w was obu można się zakochać bez opamiętania. I miał trochę racji.
Głośny dźwięk telefonu przerwał tę dziwną wymianę zdań. Dzwonił mój szef.
- Halo?
- Frencer? Jak tam robota u Jacobiego?
- Wznawia budowę. A co?
- Masz trochę czasu na nowy projekt?
- Po godzinach... Ale to jeszcze zależy od projektu.
- Centrum handlowe X zmienia swój budynek. Potrzebują nowego, świeżego wyglądu. Zainteresowany?
Serce zabiło mi mocniej. Miałbym zaprojektować jeden z większych budynków w mieście? Ja?!
- Kto by nie był? Ale... Dlaczego ja? Przecież w firmie jest wielu doświadczonych, starszych ode mnie architektów.
- Szefostwo chce nowoczesności i świeżości. Powiedzieli że potrzebują młodego i zdolnego człowieka do tej roboty. A jak wiemy, jesteś najmłodszy w biurze. To jak? Chcesz?
Przez chwilę zastanawiałem się, jak pogodzę to z obecnym zleceniem i czy w ogóle powinienem się tego podejmować. Ale z drugiej strony... Taki projekt zagwarantuje mi nowe możliwości. I na pewno dostałbym awans i różnorodniejsze projekty.
- Chcę. - Potaknąłem po chwili namysłu. Mam nadzieję, że nie będę tego żałował.
- Doskonale. Jutro o 11 mamy spotkanie z klientami. Ubierz się ładnie, umyj i ogól. Masz zrobić dobre wrażenie. O, nie zapomnij też o portfolio!
- Oczywiście, szefie. Jak sobie życzysz.
- Jeśli ten projekt wypali, nie będziesz żałował. Przez parę miesięcy będzie niezły zapierdol, ale wszystko ci się wynagrodzi już przy pierwszej wypłacie. Do jutra!
- Do jutra! - Rozłączyłem się.
Lykke przyglądał mi się z ciekawością.
- Co jest?
- Kojarzysz centrum handlowe X?
- No, mało kto nie zna. Podobno mają go remontować, czy coś. A czemu pytasz?
- Bo naprzeciw ciebie siedzi człowiek, który zajmie się jego ODBUDOWĄ. - Uśmiechnąłem się dumnie.
- Wolololo, stary! Gratulacje! No to co... trzeba jeszcze obalić po piwku, nie? - Ruszył się do lodówki. Nie wrócę do domu trzeźwy...

Siedziałem niczym kopciuszek, składając brudne ciuchy. W garnku gotowała się moja pierwsza w życiu zupa, a wszystkie podłogi lśniły niczym lustro. Czas dorosnąć i zadbać o swój dom.
Na oku miałem cały czas ekran Skype'a. Antoine miał niedługo wejść.
Dźwięk przychodzącego połączenia wyrwał mnie z letargu.
- Heeeej! - Krzyknął mój ledwie widoczny ukochany.
- Hej An! - Przywitałem się. - Zabrakło prądu, że tak siedzisz po ciemku?
- Nieee, tak jakoś wyszło. Co słychać?
- Zapal światło. Chcę cię widzieć. - Poprosiłem.
- Elix, nie chce mi się iść. - Zachowywał się dość dziwnie. - Nie mamy dużo czasu, bo lecę zaraz do pracy, ale mam fenomenalne wieści.
- Słucham cię uważnie.
- Za tydzień wracam do domu. Wyciągnęliśmy wszystko co możliwe z kursów, więc chcą się nas już pozbyć.
- Jakim cudem zrobiliście to tak szybko?! Przecież miałeś wrócić dopiero za trzy tygodnie.
- Tak, ale poświęciłem cały wolny czas na zapieprz w kuchni i nagle się okazało, że to ja uczę ich jak się robi schabowe. Dlatego program wymiany się dla mnie skończył. Cieszysz się?
- No a nie?! Stęskniłem się potwornie za tobą.
- Nie mogę się doczekać, aż się z tobą zobaczę. Wtedy przekażę ci jeszcze więcej dobrych nowin. - Coś mnie tknęło. - A co u ciebie? Jak praca?
- Po staremu. Nic ciekawego. - Uśmiechnąłem się.
- Kłamiesz.
- Co?
- Łżesz jak pies. Widzę to po twoich oczach. Co się stało?
Zaskoczył mnie. Opowiedziałem mu więc w skrócie o projekcie i spotkaniu, na którym byłem rano. O zachwyceniu dyrektorki nad moim portfolio i chęci współpracy. Oraz moich obawach, że nie będę w stanie wymyślić nic oryginalnego.
- Mój zdolniacha. - Cmoknął An. - Nie bój się, inspiracja sama do ciebie przyjdzie. Jak zawsze. Nie masz pomysłu, chodzisz jęczysz i jęczysz, a tu nagle – bach! W środku nocy lecisz coś rysować. To powinno być twoim najmniejszym zmartwieniem.
- Może i masz rację... - Zamyśliłem się.
- Jesteś najlepszy, pamiętaj o tym. Wiesz co, zaraz będę się zbierał...
- Czekaj! - Przerwałem mu. - Chcę ci coś powiedzieć.
- Tak?
- Jak tylko cię zobaczę, będę uprawiać z tobą seks tak długo, aż nie padniesz z wycieńczenia. - Coś kazało mi iść za poradą kumpla. An otworzył szeroko usta.
- C..c...ccc...co? - Wydusił po kilku chwilach.
- Będziesz krzyczał tak głośno, że usłyszą cię wszyscy sąsiedzi. A ja dam ci spokój, dopiero aż będziesz błagał o przerwę. Rozumiesz?
- Ch..chy...chyba... ttt...taak.. - Wiedziałem, że się czerwieni, oraz że troszeczkę go rozpaliłem. - Daj mi ochłonąć... - Poprosił i ukrył twarz w dłoniach. Po paru sekundach kaszlnął. - Wybacz, wyobraziłem sobie to i trochę się podnieciłem. I przez ciebie nie będę w stanie myśleć o niczym innym przez najbliższy tydzień. Ale żeby nie być dłużnym. - Wstał i zapalił światło. - Będziesz musiał jeszcze trochę na mnie poczekać. - Zdjął koszulkę i rozpiął spodnie. Zrobiło mi się gorąco na jego widok.
- Poczekam. Cierpliwie poczekam. - Obserwowałem go uważnie. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę jak bardzo tęsknię za prawdziwym seksem.
- Idę do pracy, Elix. Myśl o mnie. - Zrobił dzióbek do kamerki.
- Jakbym robił cokolwiek innego.
- Nieustannie kocham. - Rozłączył się.
- Ja też... - Mruknąłem do pustego ekranu. Tydzień... Wytrzymam.

W środku nocy zadzwonił do mnie telefon. Byłem wściekły jak jeszcze nigdy.
- Halo?! - Burknąłem do słuchawki.
- E... Elix? - Płaczliwy głos siostry Ana przywołał mnie do porządku.
- Ada? Co się stało?
- Przepraszam, że cię niepokoję... Ale potrzebuję twojej pomocy! I to szybko! - Rozpłakała się na dobre.
- Jasne! Co mogę dla ciebie zrobić?
- Przyjechałbyś po mnie pod klub nocny?
- Boże, co ty robisz pod nocnym klubem? Dobra, już się ubieram i jadę. Uważaj na siebie! - Odłożyłem słuchawkę i szybko wciągnąłem na siebie dresy. Ród Clay'ów ma talent do pakowania się w kłopoty. Wolałem nie zgadywać co stało się tym razem...

Stała samotnie, w kusej sukience i zbyt mocnym makijażu. Gdy wsiadła do samochodu, zobaczyłem rozmazany makijaż i sińce na nadgarstkach. Przestraszyłem się.
- Kto ci to zrobił? - Wskazałem na jej rękę.
- Nikt. - Próbowała ukryć rany.
- Proszę cię, powiedz co się stało. Czemu jesteś w mieście i nie dałaś znaku życia?
- Bo.. - Zacięła się. - Uciekłam z domu.
- Co?! Czemu?
- Bo poznałam chłopaka, który nie spodobał się mojej mamie... - Zaczęła. Historia wydawała się dziwnie znajoma.
- Zakochałaś się i postanowiłaś z nim wyjechać, a on okazał się palantem? - Dokończyłem.
- Taaaaa. - Spojrzała zdziwiona. - Skąd wiedziałeś?
- Jesteś taka sama jak braciszek. Mam coś zrobić temu draniowi? - Spojrzałem na nią znacząco.
- Nie... Nie możesz rozwiązywać moich błędów. - Stwierdziła wyjątkowo poważnie. - Jeśli mogłabym prosić.. Mogę się u was przespać na jedną noc?
- Zostań, ile chcesz.. Ale musimy powiedzieć twoim rodzicom. Ile nie było cię w domu?
- 3 tygodnie.
- 3 TYGODNIE?! - Przeraziłem się. - Musisz im powiedzieć!
- Nie. Nie chcę. Obrazili mnie, a ja nie będę się przed nimi płaszczyć.
- Ada, powinnaś.. Oni się o ciebie martwią.
- Przeżyli Ana, to i przeżyją mnie. Nie takie numery odwalało im moje rodzeństwo.
- Dobrze... Ale powiesz mi co się stało? Ktoś próbował cię wykorzystać?
- Nie.. Tylko... Mój chłopak chciał, żebym mu obciągnęła przy tych wszystkich ludziach. A jak powiedziałam, że nie chcę, uderzył mnie w twarz.
Gwałtownie zahamowałem.
- Pozwól mi obić mu mordę. Nie pozwolę, żeby jakaś spierdolina cię poniżała.
- Elix, nie musisz. To mój problem..
- Ale jesteśmy rodziną, prawda? A ja nie pozwolę, żeby ktoś tak traktował moją siostrę.
Spojrzała na mnie zaskoczona.
- Porozmawiajmy o tym jutro, dobrze?
- Dobrze. - Uśmiechnąłem się do niej i oboje pojechaliśmy do domu. Przez następny tydzień stała się naszym nowym lokatorem.



Antoine

Ostatni raz spojrzałem na Singapur już z okna samolotu. Nie żałuję, że tu przyjechałem. Nawet, jeśli początkowo było cholernie ciężko, pracowałem po 12 godzin dziennie i traciłem czucie w kończynach. Doświadczenie, jakie tu zdobyłem rekompensuje wszystko.
Martwiła mnie tylko jedna rzecz. Pięć dodatkowych kilogramów. I tak ostatnio zrobiłem się troszeczkę większy, ale teraz przeszedłem samego siebie. Wyglądałem jak pączek.
- Hej, o czym myślisz? - Paula szturchnęła mnie w ramię.
- Wyglądam obrzydliwie.
- O czym ty mówisz? - Spojrzała na mnie, jak na idiotę.
- Jestem gruby i obleśny. Elix jak mnie zobaczy, rzuci mnie zdegustowany.
- Naćpałeś się czegoś? Kiedy niby przytyłeś?
- Ważyłem się wczoraj. Przybyło mi pięć kilo. PIĘĆ KILO!
- Stary, masz ponad 1,90 wzrostu. Pięć kilo na tobie to pikuś. Poza tym, to pewnie mięśnie od pracy ci się wyrobiły.
- Nie. Większość ubrań jest na mnie za ciasna. - Narzekałem.
- Rozmiarówka singapurska jest dostosowana do małych i chuderlawych Azjatów, nie do ciebie.
- Nie próbuj mnie pocieszać, wiem swoje. - Odburknąłem.
- Jesteś gorszy, niż większość bab, wiesz? - Prychnęła i wróciła do czytania książki.
Przecież Elix wyśmieje mój wygląd. Sam dba o formę, więc obrzydzi go widok takiego spaślaka jak ja. To żałosne. Jak on może mnie w ogóle kochać?
Zaraz jednak opieprzyłem samego siebie. Co ja w ogóle odwalam? Przecież to tylko pieprzona waga! W każdej chwili mogę zacząć biegać, ćwiczyć czy częściej uprawiać seks. Kwestia kilku tygodni. Jestem w końcu facetem, a nie jakąś nastolatką z niskim poczuciem własnej wartości!
Ale i tak czuję się źle. W ogóle nie jestem atrakcyjny. Nie chcę się nawet pokazywać Elixowi nago.
Rozłożyłem się wygodniej na fotelu i założyłem słuchawki. Nic już chyba mnie bardziej nie zasmuci...

Na lotnisku już na mnie czekał. Boże, wyglądał fantastycznie. Jak człowiek może być aż tak piękny?
- Antoine! - Rozchmurzył się na mój widok i niemalże do mnie podbiegł. Dostałem krótkiego, aczkolwiek namiętnego całusa. Jęknąłem w duchu. - Tak się cieszę! - Uszczypnął mnie w policzek.
- Ja też. Trochę się stęskniłem.
- Jedziemy do domu, co?
- Możemy. Tylko pożegnam się z ludźmi i odbiorę bagaż. - Uśmiechnąłem się nieśmiało.
Wycmokałem się z dziewczynami i chwilę później siedzieliśmy już w samochodzie. Elix złapał moją rękę i ją pocałował. Wkurzało mnie to, że tak udawał.
- Możesz już przestać. - Warknąłem.
- O co ci chodzi? - Zapytał nieco zdezorientowany.
- Nie udawaj, że nadal ci się podobam. Musiałeś to zauważyć.
- Antoine, proszę cię... Dlaczego miałbyś mi się przestać podobać?
- Bo przytyłem. Widzę, jaki jestem gruby i straszny! - Wybuchnąłem. Przyjrzał mi się uważnie.
- Niby gdzie przytyłeś? - Zapytał zupełnie szczerze.
- Wszędzie.
- Nie zachowuj się jak dziewczyna. Jesteś piękny. - Cmoknął mnie w usta. - I po przyjściu do domu, zerżnę cię od razu w przedpokoju.
Chciałem zaprotestować, ale nie miałem najmniejszej ochoty. Wizja seksu była zbyt podniecająca.
- Nie kłam...
- Po co miałbym ci kłamać? - Zapytał, trzymając usta zaledwie parę milimetrów dalej. Pragnąłem ich. Były słodkie i odurzające, niczym dobry alkohol. Spróbowałem go pocałować, ale się odsunął. - Dojedziemy najpierw do domu, dobrze? Potem będziesz mógł ze mną robić co tylko zechcesz.
Niechętnie się od niego odsunąłem.
- Dobrze...
- Opowiesz mi, jak było w Singapurze? - Włączył radio i ruszyliśmy do domu. Przez prawie pół godziny nie zamykały mi się usta.

Elix

Nie mam pojęcia, o co mu chodzi. Pieprzy tylko, że jest gruby i brzydki. I że na pewno już mnie nie kręci. Powiedział to, gdy byliśmy sami w windzie, a ja byłem już twardy i podjarany jak nigdy. Bawi się w jakąś gierkę, czy po prostu zwariował?
Po powrocie do domu od razu sprawdził czystość w mieszkaniu. Widok jego siostry kompletnie go zaszokował.
- A ty co tu robisz? - Spojrzał na mnie z wyrzutem. - Czemu nic nie mówiłeś?
- Prosiła mnie.. - Miałem wyrzuty sumienia, że obiecywałem mu seks, a potem pokazałem Adę. Ale odrobimy wieczorem.
- Antoine, wszystko ci wytłumaczę. - Spojrzała na niego błagalnie. Mój ukochany pokręcił głową.
- Masz piętnaście minut. Elix, zrobisz mi herbaty?
- Pewnie. - Jak najszybciej zniknąłem im z pola widzenia. Mają sobie wiele do powiedzenia. Zabawne, że historia Ady jest tak podobna do historii Ana. Ale to w końcu rodzina.
Rozmawiali ponad godzinę. Potem mój ukochany stwierdził, że muszą zadzwonić do rodziców, co było najlepszym pomysłem. Oczywiście wyszło na to, że jestem bohaterem i wyrwałem ich drugie dziecko ze szpon złego gwałciciela, ale cieszył mnie fakt, że wszystko jakoś skończyło się dobrze.
Podobnego zdania był chyba An, który walnął się na łóżko dopiero około północy.
- Zasnęła? - Zapytałem, odkładając książkę. Ku najwyższemu przerażeniu moje słońce ubrane było w spodnie dresowe i t-shirt.
- Tak. Płakała, aż padła ze zmęczenia. - Wyglądał na równie wykończonego.
- Problemy sercowe w waszej rodzinie to chyba jakaś tradycja... - Rzuciłem od niechcenia. An posłał mi dziwne spojrzenie.
- Nieee... To tylko my z Adą sprawiamy im tyle kłopotów. Chociaż ona to jeszcze pikuś, przy homoseksualnym bracie, który wyprowadził się, żeby być bitym przez podstarzałego playboya. - Zaśmiał się smutno. - Nawet nie wyobrażasz sobie, przez co przechodzili moi rodzice.
Rozumiałem. Aż nadto.
- Każdy popełniał błędy, prawda? Najważniejsze, że wyciągnąłeś z tego jakieś wnioski i nie będziesz się pchał w dziwne relacje.
- Nie mam zamiaru pchać się już w żadne inne relacje, Elix. - Spojrzał mi w oczy. - Jesteś wszystkim, czego potrzebuję. Choć nadal nie mogę zrozumieć, co ty we mnie widzisz.
Odgarnąłem mu grzywkę z czoła.
- Tyle razy w życiu mówiłem ci, kim dla mnie jesteś. Tyle razy mówiłem ci, jaki jesteś piękny. A ty nadal, uparcie bawisz się w jakieś głupie gierki.
Westchnął.
- Kochasz mnie nawet takiego grubego?
- Daj sobie spokój. Nie przytyłeś. Wyglądasz tak samo pociągająco, jak przed wyjazdem.
- Nieprawda. - Przewrócił oczami.
- Prawda. - Podciągnąłem mu koszulkę do góry. Zaprotestował od razu.
- Nie, proszę cię...
- Wiem, że za tym tęskniłeś... - Próbowałem go całować, ale cały czas odwracał głowę. - Antoine, o co naprawdę chodzi?
- Nie czuję się dobrze ze swoim obecnym wyglądem... - Przyznał. - Nie czuję się atrakcyjny, ani seksowny. Nie mam idealnie wyrzeźbionego ciała, tak jak ty i sądzę, że ci to przeszkadza.
- Co ty gadasz? Czy jeśli uważałbym cię za brzydkiego, dobierałbym się do ciebie tak zawzięcie? Człowieku, kiedy zrozumiesz, że ja za tobą szaleję i pociągasz mnie bardziej, niż ktokolwiek na tym świecie? Powiem ci coś – tylko ty sprawiasz, że naprawdę się podniecam. Wiesz jak cierpię, gdy teraz zamiast słuchać twoich jęków, słucham narzekań na jakieś twoje dziwne wywody?
- Jesteś wredny. - Stwierdził, ale ściągnął koszulkę. - Nie mów, że nie widzisz zmian.
Przez chwilę bacznie przyglądałem się jego klatce piersiowej, żeby chwilę później delikatnie przejechać palcem po jego sutku. Wzdrygnął się słodko.
- Boli?
- Bardziej łaskocze. Elix! Proszę, przestań! - Zaśmiał się cicho. - Nie możemy być głośno, moja siostra śpi w pokoju obok!
- I dlatego to będzie takie podniecające. - Mruknąłem mu do ucha.
- No proszę cię... - Cmoknął mnie w policzek i oparł swoją skroń o moją. - Twoje oczy są jak ocean, wiesz? - Przyjrzał mi się uważnie.
- Więc spróbuj w nich utonąć. - Poprosiłem, skradając pocałunek. Usta miał cudownie słodkie i wilgotne. Nie opierał się, więc przyciągnąłem go bliżej siebie.
Znowu byliśmy jednością – nasze ciała znały się na pamięć. Antoine doskonale wiedział gdzie mnie dotknąć, a ja znałem najczulsze punkty, które rozgrzewały go do czerwoności.
- Mogę zrobić ci malinkę? - Szepnąłem, z trudem odrywając się od jego szyi.
- Tylko nie za mocną, dobrze? - Pokierował mnie w miejsce, gdzie łatwo by było ją zasłonić. Nieco zbyt gwałtownie i agresywnie wessałem się w jego skórę. Moje szczęście wygięło plecy w łuk.
- Aaaah! Boli! - Krzyknął nieco zbyt głośno.
- Wybacz.. - Liznąłem zaczerwienione miejsce. - Zejdę niżej... - Rozkoszowałem się smakiem i dotykiem jego skóry, wycałowując każde możliwe miejsce. An co chwila chichotał i wzdychał.
- Przez ten twój zarost na przemian mnie łaskoczesz i muskasz..
- To źle?
- Nie... - Delikatnie się wygiął. - To bardzo przyjemne..
Uśmiechnąłem się, powoli ściągając jego spodnie dresowe. Na bieliźnie odznaczało się widoczne wybrzuszenie.
- An, jak to dziś robimy?
- Mam ochotę na jeźdźca. Dawno tego tak nie robiliśmy. - Uśmiechnął się. - Możemy?
- Jasne. - Położyłem się wygodnie na plecach. - Działaj!
Wyjął z szafki lubrykant i wylał troszeczkę na dłoń. Ja w tym czasie pozbyłem się swojej bielizny.
Antoine przez chwilę pieścił mojego penisa, a ja próbowałem powstrzymać każdy jęk wydobywający się z mojego gardła.
- Jesteś gotowy. - Stwierdził po chwili i zdjął z siebie bokserki. Nachylił się nade mną. - Muszę ci o czymś przypomnieć...
- Słucham?
- Kocham cię. - Przez chwile całowaliśmy się tak namiętnie, że aż na chwilę straciłem oddech. Ten facet doprowadza mnie do szaleństwa!
- Ja ciebie też... - Nie zważając już na nic, wbiłem się w niego. Zaskoczony falą przyjemności, Antoine spojrzał w sufit, próbując złapać oddech. Gdy odzyskał kontrolę nad ciałem, położył rękę na mojej klatce piersiowej i sam zaczął się poruszać. Wykonywał subtelne i delikatne ruchy, lekko unosił się i niemal bezszelestnie opadał na mnie. Delektowałem się prywatnym pokazem, pozwalając, by to mój chłopak odebrał najwięcej przyjemności. Pojękiwał i wzdychał z każdym ruchem. Wyglądał, jakby był blisko finiszu.
Nagłe pukanie wytrąciło nas obu z rytmu. Antoine szybko schował się pod kołdrę, przykrywając przy okazji i mnie.
- Bądźcie ciszej! - Ada była bezlitosna. - Chce mi się spać!
Przez parę sekund patrzyliśmy się na siebie osłupiali. Potem obaj roześmieliśmy się tak głośno, że na pewno usłyszeli nas sąsiedzi.
- Jak ona mogła?! - An wyglądał na niezadowolonego. - A byłem już bardzo blisko!
- Będziesz cicho? - Postarałem się brzmieć najpoważniej jak tylko mogę.
- Tak. - Trochę się przeraził. - A co?
- To zaraz skończysz w moich ustach. - Zanurkowałem pod kołdrę.

Obudziły mnie cichutkie kroki w sypialni. Wczorajszej nocy obaj przekonaliśmy się, że jednak stara, dobra miłość francuska potrafi być najlepsza. Zasnęliśmy nadzy, zrelaksowani i wtuleni w siebie. Zarejestrowałem Adę, która biegła do łazienki.
- Bądź cicho, ok? - Poprosiłem. Spojrzała się znacząco na bieliznę leżącą na podłodze.
- Tak jak wy wczoraj?
- Po tym jak nas uciszyłaś, staraliśmy zredukować hałas do minimum.
- Ale nadal słyszałam piskliwy okrzyk „Och Elix, jesteś najlepszy!” o jakieś drugiej. - Przewróciła oczami.
- Twój brat ma spore potrzeby.
- Widziały gały, co brały. Dobra, dam wam spokój. Ale mogę iść do kibla?
- Jasne. Jesteś najlepsza! 

niedziela, 11 maja 2014

Historia Mikołaja - Tak naprawdę rozdział pierwszy

Nie myślcie sobie, że o was zapomniałam! Po prostu musiałam jakoś przygotować się do matur. Ale teraz, odkąd będę miała więcej czasu (jeszcze tylko 3 matury i finito), postaram się wrzucać notki regularnie. Dziękuję za Wasze komentarze, wsparcie i zrozumienie, pomimo że blog jest dla mnie ważny, to jednak na razie egzaminy były ważniejsze. Jako iż historia Mikołaja Wam się spodobała, postanowiłam ją podtrzymać. Na jak długo? Dopóki wam się nie znudzi! Ach, no i nie mam dobrego pomysłu na nazwanie tego opowiadania. Jeśli macie pomysły - jestem otwarta :D
Trzymajcie kciuki za moje wyniki! Kochająca, wiecznie pamiętająca i nierozgarnięta Ashtray! 

***

Nie mogłem otworzyć oczu, bo oślepiało mnie irytująco jasne pomieszczenie. Co jest? Przecież w bibliotece było tak cudownie ciemno... I był ze mną Aleks... Mój kochany Aleks...
- Słyszysz mnie? - Głos mojego ukochanego odbił się echem w mojej głowie. Uśmiechnąłem się słodko.
- Tak, skarbie.. - Wymruczałem, składając usta w dzióbek. Czekałem na buziaczka.
- Stary... Ty chyba nadal jesteś nieprzytomny... - W jego głosie słychać było lekką panikę. - Wróć na ziemię! Jesteś w szpitalu!
Szybko otworzyłem oczy. Otaczały mnie białe, sterylnie czyste ściany, mnóstwo aparatury mierzącej puls, oraz masa kroplówek. Poczułem pulsujący ból głowy.
Aleks siedział tuż obok, wpatrując się we mnie ze zmieszaniem i lękiem. Był potargany i brudny, a jego prawa ręka owinięta była bandażem. Zaniepokoiłem się.
- Co tu się dzieje? Dlaczego jesteśmy w szpitalu?
Blondyn podrapał się po głowie.
- Ty nic nie pamiętasz... - Mruknął. - Jechaliśmy razem autobusem, który miał wypadek. Jakiś pajac wjechał kierowcy pod koła, a ten trafił w słup. No i niefortunnie, wpadła na ciebie starsza pani, waląc się laską w głowę, przez co przeleciałeś przez pół autobusu, rozbijając sobie głowę o szklaną szybę. - Zabawnie wytrzeszczył swoje granatowe oczy. Opowiadał z takim zapałem. - Byłem pewien, że zginąłeś na miejscu.... Stary, krew była wszędzie!
- Boże... - Jęknąłem przerażony.
- No, a potem przyjechała karetka.. I pomimo zakazów, wzięli nas obu do jednej, bo cię znałem i sam miałem kłopoty z ręką... Twoja mama będzie dopiero wieczorem. Już do niej zadzwoniłem.
- Pewnie jest przerażona...
- Nie powiem, prawie się popłakała. Ale lekarz mówił, że nic ci nie jest, tylko przez kilka dni będziesz musiał leżeć i odpoczywać, bo ładnie sobie główkę rozciąłeś... Aaa, no i jeśli chcesz wymiotować, albo coś, to mów – tutaj stoi specjalne wiadro dla ciebie. Jest ci niedobrze?
- Nie... - Mruknąłem, nadal łącząc wszystko co usłyszałem. Czyli to wszystko było tylko snem. Wróciłem do rzeczywistości. No tak, kto normalny uwierzyłby w takie love story? - Kretyn...
- Co? - Aleks natychmiast się ożywił. - Źle się czujesz?
- Nie... Ale chętnie bym się napił. - Rozejrzałem się, szukając czegokolwiek. Już miałem sięgnąć po butelkę wody, stojącą na stoliku, ale on złapał ją pierwszy.
- Nie przemęczaj się. - Podetknął mi ją do ust. Wziąłem kilka łapczywych łyków.
- Dziękuję.. - Uśmiechnąłem się.
- A tak w ogóle, to ja ci się jeszcze nie przedstawiłem! Chodziliśmy razem do gimbo, ale nigdy nie mieliśmy okazji się poznać. Jestem Aleks! - Wziął moją rękę i ją uścisnął.
- Mikołaj. Nie mieliśmy wspólnych znajomych... - Dodałem smutno. W środku nadal wszystko we mnie szalało. To co było między mną, a nim.. tak naprawdę nie istniało. Dupa.. Położyłem głowę na poduszce.
- Źle się czujesz? Zawołać kogoś? - Popatrzył na mnie z przerażeniem.
- Nie.. Miałem po prostu fajny sen... Nawet bardzo fajny...
- Śniła ci jakaś dupeczka, co? - Uśmiechnął się do mnie znacząco. - Mamrotałeś coś przez sen.
O mamo, o mamo, o mamo...
- Taaak. Moja skryta miłość. - Starałem się na swobodny ton.
- Nie jesteś jednak taki niewinny, na jakiego wyglądasz. - Zaśmiał się. - Skryta? To nie żadna twoja dziewczyna?
Uff...
- Nie.. I wątpię żebyśmy byli kiedykolwiek razem.
- Nigdy nie mów nigdy. Moja przyjaciółka podkochiwała się w gimnazjum w pewnym kolesiu, ale ją olał. Miała jakiś czas złamane serce, ale los chciał, że spotkali się po pięciu latach. I wiesz co? Już prawie pół roku są razem. Miłość to dziwne uczucie. Ale jeśli już się pojawi, nie wolno z niego rezygnować. Choćby cały świat mówił ci, że musisz odpuścić.
Spojrzałem na niego zaciekawiony. To co mówił, było wyjątkowo... głębokie. Jakby nie mówił tego typowy mat-fiziak.
- Skoro tak twierdzisz.. Zaufam ci.
- Czasami warto. Może wyglądam jak bezmózgi mięśniak, ale coś jednak mi świta pod kopułką. - Puknął się w czoło. Chcąc, nie chcąc, roześmiałem się cicho.
Prawdziwy Aleks nie był taki, jak ten z mojego snu.
- Nie masz kłopotów z językiem polskim? - Zapytałem, nadal błądząc w nierealnym świecie.
- Nieeeee... - Spojrzał na mnie podejrzliwie. - Właściwie, to zdaję rozszerzony polski, bo szczerze uwielbiam ten przedmiot. Chciałem nawet wziąć udział w tym konkursie na napisanie sztuki, ale nie miałem osoby do współpracy...
- Ty też?! - Prawie zerwałem się z łóżka. Chłopak odskoczył, jak szalony.
- Znaczy... Ten, no.. Tak. Nikt nie chce się za to zabrać...
- Więc skoro obaj chcemy wziąć udział... Może powinniśmy pracować razem?
- Czemu nie? Tylko to już, jak wydobrzejesz. Na razie trochę się ciebie boję.
Do sali weszła pielęgniarka.
- Mikołaj, jak się czujesz? Miałeś mnie wezwać, gdy się obudzi. - Potargała mojego towarzysza po włosach.
- Przepraszam panią. - Bąknął. - Zagadaliśmy się.
- No dobrze. - Starsza pani przytknęła mi dłoń do czoła. - Wszystko w porządku? Żadnych zawrotów głowy? Zrobimy ci później prześwietlenie.
- Nie, czuję się dobrze. - Starałem się uśmiechać.
- Na pewno? Jeśli coś cię boli, mów. Możesz mieć jeszcze kawałki szkła wbite w ciało.
Przeszedł mnie zimny dreszcz i poczułem, jak moje ciało pokrywa gęsia skórka. Boże, jak to musiało mną rzucić!
- D..ddd.. dobrze, proszę pani...
- A ciebie blondasku zaraz wypiszemy. Ręka jest tylko lekko poobijana.
- Nie będę musiał rezygnować z treningów? - Zapytał z wyraźną ulgą.
- Nie, chociaż uważaj. Nigdy nie wiadomo, co mogłeś sobie obtłuc.
- Czyli mogę dzwonić już po rodziców?
- Tak, tak. Potem przyjdź do pokoju numer 51. - Uśmiechnęła się. - A ty.. - Wskazała na mnie palcem. - ..jeśli będziesz czegoś potrzebował, wciskaj guzik nad głową, dobrze? Wtedy ktoś do ciebie przyjdzie. - Wyszła, kołysząc biodrami.
- Zaraz wracam. - Aleks wskazał na telefon i również opuścił pomieszczenie. To wszystko było szalone. I trochę nierealne. Ale przynajmniej miałem partnera do pomocy, przy pisaniu sztuki. Zabawne, że pierwszą rzeczą, o której pomyślałem, była właśnie szkoła. Dziwak ze mnie.
- Kujon i geek... - Dodałem, zamykając oczy.
- Mikołaj! - Blondyn wetknął głowę do środka. - Ja idę do tej babki. Rodzice już po mnie jadą, więc... do zobaczenia w szkole! - Pomachał mi i zamknął za sobą drzwi.
Uśmiechnąłem się do siebie.
- Do zobaczenia, mój drogi... Do zobaczenia.

- Synu, połóż się i leż. - Mama owinęła mnie kocem, jakbym co najmniej przez tydzień przebywał na Syberii. - Kakałko, herbatka? Zrobię ci naleśniczki! Albo kurczaczka!
- Mamo, spokojnie. Nic mi nie jest.
- Lekarz kazał ci leżeć w domu przez tydzień. Dodatkowo powiedział, że powinieneś przytyć, bo jesteś za chudy. Czas zmężnieć synu! - Posadziła mnie na kanapie i zniknęła w kuchni.
Połączyłem się z wifi i wszedłem na fejsa, sprawdzić co w trawie piszczy. Ikonka zaproszenia do znajomych była czerwona.
- Aleksander Zakrzewski.. - Przeczytałem na głos i kliknąłem akceptuj. Ohohoho, był nawet online.
- Mikołaj, masz herbatę! - Mama wcisnęła mi czerwony kubek w grochy. - Bardzo dobra, waniliowo - karmelowa!
- Dzięki... Czy mogłabyś podać mi pilota? - Usadowiłem się wygodniej na kanapie. Herbata pachniała nieziemsko!
- Oczywiście. Wolisz naleśniki na słodko, czy ostro? Mamy nutellę i pyszny dżem malinowy babci, albo mogę zrobić ostry sos tajski z cukinią.
- Nutella i dżemik będą dobre. Nie fatyguj się. - Uśmiechnąłem się do niej.
- Tak się bałam, że coś ci się stało. - Cmoknęła mnie w czoło. - Nie zniosłabym, gdyby opuścił mnie najważniejszy mężczyzna mojego życia.
- Nie jestem taką ciapą, mamo. Mnie nie da się tak łatwo pozbyć. - Ścisnąłem ją za rękę, widząc jej szklane oczy. - Zbytnio cię kocham. - Dodałem niespodziewanie.
- Ja ciebie też, synku. I będę przy tobie, choćby nie wiem co...

- Ale wszystko w porządku, tak? - Monika dopytywała się po raz trzeci. - Nie potrzebujesz pomocy, niczego nie złamałeś?
- Dziękuję za troskę, ale nie. Szczęśliwie jestem cały. Jeśli chcesz, możesz do mnie jutro wpaść.
- Zrobię ci muffiny. Skoro tydzień musisz siedzieć w domu, przynajmniej nie będziesz głodny.
- Czy wy chcecie mnie spaść wszyscy? - Zaśmiałem się do słuchawki. - Mama Kamila robi mi już ciasto, a babcia jedzie z pierogami i gołąbkami.
- Żebyś szybciej wyzdrowiał, baranie! Poza tym, musisz nabrać trochę masy, bo chuchro z ciebie...
- Z moją wagą wszystko w porządku! - Oburzyłem się. - Chociaż, tak myślę, że twoimi muffinami nie pogardzę...
- Aaaa, widzisz! - Przedrzeźniła mnie. - Nikt nie jest w stanie się im oprzeć! Chcesz może coś do poczytania? Albo jakieś gry, co?
- Nieee, poczytam do matury. Ale dzięki, że o mnie myslisz.
- Tak się bałam. - Nagle zmieniła ton. - Jak się dowiedzieliśmy, że miałeś wypadek.. Boże, myślałam o najgorszym... - Zacięła się. - Ale szczęśliwie nic ci nie jest. Jutro oczekuj mnie i reszty. Tymczasem wypoczywaj. Śpij dobrze. - Cmoknęła słuchawkę i się rozłączyła.
Ciekawe, czy Kamil mówił prawdę. Czy Monika się we mnie podkochiwała? Znamy się od urodzenia – nasze mamy są najlepszymi przyjaciółkami od czasów podstawówki. Dlatego chciały, żeby ich dzieci też łączyła bliska relacja. Spędziłem z Moniką praktycznie całe życie. Ładna, wesoła i mądra dziewczyna, o przepięknych, czarnych włosach i takich samych oczach. Wyjątkowo zgrabna, miała czym oddychać, oraz na czym usiąść, a przy tym bystra i zabawna. Dla wielu – ideał. W sumie, gdybym nie był gejem... Pewnie stworzylibyśmy fajną parę. Pomimo, że kłócimy się jak stare małżeństwo. Na pewno wyciągnęłaby ze mnie to, co najlepsze. A tak... kocham ją tylko jak siostrę. Gdybym był normalny, życie na pewno byłoby prostsze. Na pewno całowałbym się częściej, niż teraz, miałbym kogoś bliskiego i ludzie nie posyłaliby mi takich dziwnych spojrzeń.
Pomimo tego, że bardzo nie chciałem, zwracałem uwagę innych. W ten nieprzyjemny sposób, jak wtedy, gdy normalny człowiek chodzi z plamą na spodniach. Ja miałem taką plamę na twarzy. I za nic w świecie nie mogłem się jej pozbyć.

Następny dzień był jednymi, wielkimi odwiedzinami. Przyjechała babcia, ciotki, sąsiadki, no i oczywiście moi przyjaciele. Przy nich nie musiałem udawać śmiertelnie chorego.
- Zazdroszczę ci! - Anka bezwstydnie obżerała mnie ze wszystkiego, co znalazła w lodówce. - Już dawno nie jadłam takich frykasów!
- To on ma przytyć, nie ty! - Monika klepnęła ją w pośladek. Zaśmiałem się głośno.
- Nie krępuj się, w końcu jesteśmy prawie jak rodzina.
- Ohohoho, jaki uczuciowy. - Przedrzeźnił mnie Kamil. - Czyżby wypadek odblokował w tobie pokłady uczuć?
- O co ci chodzi? - Zapytałem z niedowierzaniem.
- Przez te wszystkie lata naszej znajomości, ani razu nie usłyszałem, że jestem twoim przyjacielem, czy chociażby że mnie lubisz. Byłeś w takiej jednej, wielkiej, zamkniętej skorupie. A teraz nagle teksty, że jesteśmy jak rodzina... Nie poznaję cię!
- Po prostu uświadomiłem sobie coś ważnego... Jeślibym wtedy zginął, albo zapadł w śpiączkę.. Nie wiedzielibyście co do was czuję, ani że jesteście dla mnie najważniejsi. Wiecie, boję się mówić ludziom o swoich uczuciach, bo obawiam się odrzucenia i wyśmiania przez nich. Dlatego tyle z tym zwlekałem.
- Zupełnie niepotrzebnie! - Monika przycisnęła usta do mojego policzka i przytuliła mnie mocno. - Znamy się tyle lat, że myślałam że się mnie nie wstydzisz!
- Dobra, baby... dajcie spokój. Nie będziemy teraz rozmawiać o uczuciach, nie? - Kamil wywrócił oczami.
- A niby czemu nie? - Anka podłapała temat. - Czyżby twoje męskie ego nie pozwalało ci na takie rozmowy?
- Facet nie powinien mówić o takich rzeczach. Oprócz ciebie, Mikołaj... - uśmiechnął się złośliwie. - Szurnięte humany zawsze mogą o tym mówić.
- No dzięki. - Udawałem, że jestem zły.
- Nie kochasz nas, Kamilu? - Monika spojrzała na niego ze sztucznym smutkiem.
- Eeee... to znaczy... - Próbował się wymigać.
- Nie kocha nas! - Spojrzała się na mnie przerażona. - Tyle lat się przyjaźnimy, a on nic do nas nie czuje!
- Pieprzcie się! - Przyjaciel poczerwieniał na twarzy. Nasza trójka roześmiała się wesoło.
Ten dzień chyba nie mógł być lepszy.

Następnego dnia poczułem się na tyle dobrze, że olałem polecenia lekarza i poszedłem do szkoły. Większość klasy słyszała o wypadku, więc przez chwile byłem sensacją. Podczas długiej przerwy, gdy rozmawiałem z grupką ludzi, nagle poczułem silny uścisk na ramieniu. Ludzie spojrzeli z niedowierzaniem, a ja zanim zdążyłem zareagować, zostałem odciągnięty na bok.
- Co to ma znaczyć? - Niebieskie oczy Aleksa zabłyszały gniewnie. - Miałeś przez tydzień zostać w domu!
- Eee... a skąd ty o tym wiesz?
- Bo byłem przy twojej rozmowie z lekarzem?
- Matko, zupełnie zapomniałem....
- A więc? - Założył ręce na piersi. - Co tu robisz?
- Po prostu... - Próbowałem się tłumaczyć. - Poczułem się na tyle dobrze, że postanowiłem przyjść. Przed maturą nie mogę pozwolić sobie na tygodnie przerwy.
- Tutaj chodzi o twoje zdrowie.
- Mówisz jak moja mama.
- Mikołaj, posłuchaj.. Poproś kogoś, żeby przyniósł ci notatki, sam nadrób zaległości. A jeśli nagle poczujesz się źle? Mówili ci w szpitalu, że objawy mogą pojawić się parę dni później.
- Wczoraj czułem się dobrze, nic mnie nie bolało. Dlaczego dzisiaj miałoby się to zmienić?
- Nie dbasz o swoje zdrowie... - Pokręcił głową. Aż przyjemnie było patrzeć na tę jego piękną, męską twarz.
- Przesadzasz! Nigdy w życiu nie czułem się lepiej! - Dla zademonstrowania obróciłem się wokół własnej osi. I w tym samym momencie świat coś ścisnęło mnie w żołądku, głowa zaczęła mi pulsować, a przed oczami zrobiło się czarno. Słyszałem tylko krzyk ludzi wokół siebie.
- Boże, nic mu nie jest?
- Uderzył się, czy co?
- Niech ktoś pójdzie po pielęgniarkę! - Głos Aleksa wybijał się ponad wszystkie głosy. - Mikołaj! Słyszysz mnie? Mikołaj! - Delikatnie poklepał mnie po policzku. Chciałem mu odpowiedzieć, ale nie miałem siły. Wszystko było takie ciężkie...

Wiedziałem że jestem przytomny, jednak nie chciało mi się otwierać oczu. Westchnąłem ciężko, czując jak coś podchodzi mi do gardła.
- Mówiłem, że to nie był dobry pomysł... - Znajomy głos brzmiał prześmiewczo. - Ale nieee, po co słuchać lekarza, skoro można być samozwańczym medykiem, prawda? Teraz cierp.
Otworzyłem oczy.
- Czekam na jedno, ważne zdanie z twoich ust. - Bawił się swoimi złotymi włosami, unosząc brew w dość zalotny sposób. - Chcę je usłyszeć teraz!
- Miałeś racje... - Wydukałem. Obaj znajdowaliśmy się w gabinecie pielęgniarki.
- Dziękuję. Obiecałem już, że odwiozę cię do domu.
- Nie musisz.. Sam dojadę...
- Chyba zwariowałeś. Nikt normalny nie puści cię do domu samego. Poza tym, szczęśliwie jestem dziś samochodem, więc to żaden problem.
Do gabinetu weszła pielęgniarka.
- Ocknąłeś się już? Jak się czujesz? - Przyłożyła dłoń do mojego czoła. - Dobrze, że masz takich wspaniałych przyjaciół, jak Aleksander. Powiedział, że się tobą zaopiekuje.
W sumie czemu nie dziwi mnie fakt, że gość, którego poznałem wczoraj, tak bardzo się mną opiekuje?
- To prawdziwy skarb... - Mruknąłem cicho.
- Jedziemy? - Aleks pomachał kluczami.
- Tak. Tylko wezmę swoje rzeczy...

- Dlaczego to robisz? - Spytałem, gdy tłukliśmy się jego małym samochodem przez Warszawę
- Robię co?
- Pomagasz mi i tak się o mnie troszczysz? To... niespotykane.
- Nie pomyśl sobie, że może jestem jakimś gejem, czy coś, ale... od zawsze czułem, że jesteś spoko gościem i można się z tobą zakumplować.
- Serio? - Spytałem z niedowierzaniem.
- Tak. Czasem, gdy widzisz człowieka, coś się w tobie budzi. Takie przekonanie „to jest ktoś wartościowy”. Ja tak miałem z tobą. Dlatego chcę się przekonać, czy jakaś przyjaźń wchodzi w grę.
Uśmiechnąłem się najsympatyczniej jak tylko umiałem, ukrywając to, co czułem w środku. On chciał tylko przyjaźni. A ja musiałem to zaakceptować.