niedziela, 16 lutego 2014

Coś nowego i świeżego - czyli osobna historia, która może stać się nowym opowiadaniem!

Hej, hej, heeeeej! <3 Wita was Ashtray, która właśnie zaczęła ferie! I najlepsze jest to, że zaczęła je - uwaga - od 39-stopniowej gorączki i powolnym zgonem w łóżku. Dzisiaj postanowiłam napisać coś innego - jeśli ta historia wam się spodoba, mogę prowadzić ją naprzemiennie z życiem Elixa i Ana. Dajcie znać jak wyszło.
Kochająca, chora, pijana i zakochana Ashtray <3 

***

Obserwowałem go za każdym razem, gdy jechaliśmy razem autobusem. Wysoki, nieziemsko przystojny, niebieskooki blondyn imieniem Aleks. Chodzimy razem do szkoły, jest w równoległej klasie i tak jak ja pisze za parę miesięcy maturę.
Dzisiaj miał na sobie czarną kurtkę z grubym, futrzanym kapturem. Niektórzy powiedzieliby, że nie pasuje on chłopakowi, jednak na nim wyglądał niesamowicie dobrze. Grał w coś na telefonie, uśmiechając się co chwila pod nosem. Jaka szkoda, że nie wiedział o moim istnieniu.
Autobus gwałtownie zahamował, a jakaś starsza pani walnęła mnie torbą w plecy. Zachwiałem się i upuściłem na ziemię notatki z polskiego. Dwóch starszych facetów rzuciło się, żeby pomóc mi je pozbierać.
- Dziękuję bardzo! - Ukłoniłem się grzecznie. - Były dla mnie bardzo ważne.
- Ucz się chłopcze, wyjdzie ci to na dobre. - Uśmiechnął się jeden z nich. - Bez wykształcenia nigdzie nie zajdziesz!
Spojrzałem się jeszcze raz na Aleksego. Zdawał się niczego nie zauważyć. I całe szczęście!

- Ty brudasie! - Monika, moja przyjaciółka spojrzała na mnie z wyrzutem. - Coś zrobił z tymi notatkami?
- Wypadły mi w busie. - Wzruszyłem ramionami. - To po części nie moja wina, jakieś babsko na mnie wpadło.
- Co znowu przeskrobał Mikołaj? - Kamil i Anka usiedli naprzeciwko nas. - Wy w przyszłości na pewno się pobierzecie. Już teraz zachowujecie się jak stare małżeństwo.
- Sądzisz że darcie się na mnie za każdym razem jest przejawem jakichkolwiek głębszych uczuć? - Uśmiechnąłem się do kumpla. - Sorry, Monika nie jest w moim typie. Wolę blondynki.
- Ja nie jestem w twoim typie? - Machnęła mi przed nosem kruczoczarnymi kłakami. - Sorry koleś, ale to ty masz jakiś problem! Foch! - Pociągnęła Ankę ze sobą. - Idziemy od was!
- Nie będziemy tęsknić! - Pomachałem jej radośnie.
- Daję wam miesiąc.
- Na co?
- Na zostanie parą.
- Już daj spokój. Ona mi się nie podoba. - Kamil przyjrzał mi się uważnie.
- Taka laska? Jakim cudem?
- No po prostu... Nie mój typ...
- Nie twój typ? Stary, to dziewczyna idealna... Wiesz co o niej mówią...
- Nie obchodzi mnie to. To tylko przyjaciółka. I nikt więcej.
- Jak wolisz. Ale wiesz.. faceci gadają...
- Niby o czym?
- Że nie spotykasz się z żadną laską, nawet na studniówkę żadnej nie wziąłeś. To podejrzane.
- Nie spotykam się z żadną, bo w żadnej się jeszcze nie zakochałem. - Uciąłem temat. To akurat była prawda. Już od dawna podejrzewałem że jestem gejem, ale dopóki nie będę pewny swoich uczuć, nie będę nic mówić. Po co mi dodatkowe problemy?
Dziewczyny po prostu mi się nie podobały. To nie tak, że któreś nie uważałem za ładną czy coś, ale.. nie pociągały mnie fizycznie. Po prostu.
- Słuchaj, a o co chodzi w ogóle w „Szewcach”? - Kamil podsunął mi książkę pod nos. Nie chwaląc się zbytnio jestem typowym przykładem szurniętego humana, który jakoś to wszystko ogarnia. Zacząłem tłumaczyć mu główne założenia Witkacego. Gdy wspomniałem mu o Czystej Formie spojrzał na mnie jakbym tłumaczył mu o biologii molekularnej.
- Dobra, wyluzuj. To co powiedziałeś mi do tej pory, wystarczy. Nie jestem aż tak ambitny jak ty.
- Jak wolisz. W ogóle mam do ciebie pytanie.
- Wal.
- Jest taki konkurs.. Trzeba napisać sztukę teatralną, ale... trzeba pracować w grupach. Chciałbyś może wziąć w nim udział ze mną?
Przyjaciel pociągnął dolną powiekę.
- Jedzie mi tu czołg? Nie bawię się w takie rzeczy. Poza tym polonistka powiedziała że ci kogoś poszuka.
- Ale też nie może znaleźć chętnego. No weeeź, jeśli wygramy to sztuka będzie grana w Teatrze Narodowym i dostaniemy jakąś kasę. Nie interesuje cię to?
- Chyba zwariowałeś. Będę musiał na to poświęcić mnóstwo czasu, a tego mi się nie chce. Mam ważniejsze rzeczy do roboty.
- Jak granie w Skyrim? - Spytałem zirytowany.
- Nie wściekaj się. Po prostu jestem najgorszym możliwym partnerem. Popytaj się dziewczyn, może one będą chciały z tobą to napisać.
W tym samym czasie zadzwonił dzwonek na lekcje. Zza rogu wyłoniła się nasza polonistka.
- Mikołaj! - Krzyknęła na mój widok. - Znalazłam ci towarzystwo do pisania sztuki! Na następnej lekcji idziemy do biblioteki!
- Oczywiście.. - Mruknąłem zaskoczony. - Jak pani to zrobiła?
- Popytałam, dałam odpowiednią motywację i ta-dam! - Otworzyła drzwi do sali, wpuszczając uczniów. - Znalazł się jeden chętny.
- Dziękuję pani serdecznie! Sam próbowałem kogoś znaleźć, ale niestety nikt nie był chętny.
- Rozumiem. Szczerze powiedziawszy, gdybym nie wiedziała jak bardzo się tym interesujesz, nie szukałabym tak intensywnie. - Co za kochana kobieta!
- Nie wiem jak się teraz pani odwdzięczę!
- Wygraj to. A teraz siup do klasy!

Biegłem podekscytowany w stronę biblioteki. Zastanawiałem się kto to może być.
- Dzień dobry! - Przywitałem się z bibliotekarką. - Pani profesor Kafta powiedziała...
- Tak, wiem. - Uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie. - Czeka w czytelni.
Przebiegłem pomiędzy rzędem regałów. Tak bardzo nie mogłem się doczekać.
Odbiłem się od czyjejś klatki piersiowej i z impetem uderzyłem w jeden z regałów, który zatrząsł się niebezpiecznie. Zdążyłem zasłonić rękami głowę, zanim spadło na mnie parę ciężkich tomów.
- Nic ci nie jest? - Usłyszałem męski głos. Nieśmiało spojrzałem na niego przez palce. Chabrowe, lśniące oczy przyglądały mi się z lekką troską, zagryzł seksownie dolną wargę. Pojedyncze kosmyki złotych włosów opadały mu na czoło. - Zrobiłem ci coś?
- Nie... - Próbowałem zgrywać twardziela i wstać o własnych siłach, jednak poślizgnąłem się na kartce. Aleks złapał mnie za ramiona. - Wszystko w porządku...
- Właśnie widzę... Jesteś Mikołaj, prawda?
- Tak, Aleks...
- Znasz mnie? - Przyjrzał mi się badawczo.
- Taaaak, bo ten... No... Moje koleżanki się tobą ekscytują i plotkują o tobie. - Uśmiechnął się półgębkiem. - I tak jakoś zapamiętałem twoje imię. - GENIUSZU!
- Ładne chociaż?
- No... taaak. Ładne. - Rozejrzałem się po czytelni. Byliśmy sami. - Czy to ty jesteś osobą, która chce ze mną pisać sztukę?
Aleks podrapał się w tył głowy.
- Słuchaj, bo to nie takie proste... Otóż.. ja w ogóle nie umiem pisać, a robię to tylko dla profitów.
- Czyli że co? Dla kasy?
- Skąd. Babka od polskiego powiedziała, że jeśli ktoś pomoże ci przy tym projekcie, dostaje piątkę w randze sprawdzianu. A jeśli dostaniemy jakieś miejsce, to dostaje szóstkę w tej samej randze. A że jestem kompletnym głąbem z polskiego, muszę się jakoś ratować.
- Chyba przesadzasz. Nie może być aż tak źle...
- Oj, chyba nie. Miałem 20% z próbnej matury z polskiego, więc uwierz – tonący brzytwy się chwyta. Nie chcę nagrody, pieniędzy czy co tam można wygrać. Ja chcę zdać z polskiego. Dlatego zostawiam ci wolną rękę.
Nie mogłem w to uwierzyć. Nie wyglądał na takiego nieogarniętego, żeby nie zdać podstawowej matury.
- Skoro masz takie problemy z polskim.. - Zacząłem nieśmiało. - To może spróbowałbym ci pomóc? Jakieś korki czy coś?
- Muszę ci odmówić. Nie mam pieniędzy, żeby ci zapłacić.
- Ale ja nie chcę za to pieniędzy... - Wzruszyłem ramionami.
- Nie no, przestań.. Nie będę cię wykorzystywał.
- Skoro ja wykorzystuję ciebie do wzięcia udziału w konkursie, ty możesz wykorzystać mnie do poprawienia ocen z polskiego.
- Ale serio.. Nie masz nic przeciwko? - Spojrzał się na mnie wątpliwie. Nasza znajomość rozwijała się zaskakująco szybko.
- Sam ci to zaproponowałem. Zgódź się, nie pożałujesz. - Jezu, ale to było lamerskie. Jakbym go podrywał lub coś.
- No to.. dobra. - Kiwnął głową i podał mi dłoń. Uścisnąłem ją entuzjastycznie. - W ogóle.. powiedz mi o co chodzi w tym konkursie..
- No to tak... Mamy miesiąc na napisanie sztuki. Możemy napisać o czymkolwiek chcemy – o czymś co nas śmieszy, martwi lub smuci. Tylko ma być to naprawdę długie i historia ma być oryginalna i ciekawa.
- I masz jakiś pomysł?
- Na razie nie. Ale wszystko przed nami.
- Nami? - Uśmiechnął się cynicznie. - Powiedziałem, że zostawiam ci to wszystko. Ja tylko chcę dostać moją piątkę z polskiego.
- Nie chcesz nawet wiedzieć o czym będzie ta sztuka? Poza tym możesz mieć jakiś fajny pomysł. A jeśli ktoś cię o to spyta?
- No dobra.. Ale pisaniem zajmujesz się ty, ok? - Zniecierpliwiony przeczesał włosy. - A co do naszych korków.. Chcesz załatwiać to w szkole czy gdzieś poza? Na przykład u mnie w domu czy u ciebie? Gdzie mieszkasz?
- Targówek. A ty?
- Ooo, ja też! Czyli bardziej opłaci nam się spotkać gdzie indziej.. W ogóle.. spoko z ciebie gość. - Aleks klepnął mnie w ramię. - Gdy cię zobaczyłem, uznałem że możesz być jakimś frajerem z którym nie będę miał o czym gadać.
- Dziękuję za komplement? - Spytałem podejrzliwie. Aleks w odpowiedzi roześmiał się perliście.
- Nie ma za co. Dobra, ja muszę spadać. Daj mi swój numer, żebyśmy mieli się jak skontaktować. Jakbyś czegoś chciał, to napisz do mnie, dobra? - Podyktowałem mu numer, a on zapisał go w telefonie. - Trzymaj się. - Podał mi rękę
- Cześć! - Patrzyłem jak znika pomiędzy regałami, nie wierząc we własne szczęście. Piękny i wspaniały Aleks będzie moim partnerem w pisaniu sztuki.. Może podczas wspólnych obrad przypadkowo złapię go za rękę, ewentualnie skradnie mi buziaka lub co gorsza – serce... Bylibyśmy parą do końca życia i... Wstrzymaj konie! Przecież Aleks jest hetero, prawda? Co chwila zmienia dziewczyny, niemożliwe żeby zainteresował się chłopakiem. I to jeszcze takim dziwakiem jak ja. Westchnąłem i zabrałem się za poukładanie książek, które rozwaliłem. Może nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło? Może zyskam nowego kumpla? Albo przynajmniej wygram ten konkurs? Ech, co będzie, to będzie...

- Cześć mamo! - Krzyknąłem, zatrzaskując za sobą drzwi.
- Mikołaj, nie musisz się wydzierać. - Upomniała mnie, wychodząc z kuchni. - Mieszkamy w bloku, sąsiedzi zaraz będą się czepiać, że im przeszkadzasz..
Od razu widać że jestem jej synem. Oboje mamy brązowe oczy, kasztanowe, podatne na kręcenie włosy i brzoskwiniową, ciepłą cerę. Tylko że ja dodatkowo odziedziczyłem po ojcu pojedyncze, ciemne piegi umiejscowione wokół nosa. Nie znam ojca, moja mama wpadła z nim na piątym roku studiów. Płaci alimenty, ale nie chce żebym wiedział kim jest. Ale nie przeszkadzało mi to, gdyż wychowywał mnie brat mojej matki, Artur. Był najlepszym zastępczym ojcem, jakiego tylko mogłem sobie wyobrazić i nie było mi przykro z faktu że wychowuje się w „niepełnej” rodzinie.
- Przepraszam.. Wiesz co się stało? Dzisiaj poznałem chłopaka z którym piszę tę sztukę do konkursu!
- W końcu! - Ucieszyła się. - I co, macie już jakieś pomysły?
- Na razie nieee.. Zaczniemy nad tym pracować od jutra. Ale nawet nie wiesz jaki jestem zadowolony! - Usiadłem przy stole w kuchni.
- Chcesz herbaty? - Spytała z ciepłym uśmiechem. - Obiad będzie dopiero za pół godziny.
- Poproszę. A co u ciebie w pracy? - Mama pracowała w wydawnictwie jako korektor. Twierdzi że to najlepsze co ją spotkało w życiu, zaraz po posiadaniu dziecka.
- Zamierzają wydać książkę nastoletniego chłopca, który co prawda ma talent, ale robi mnóstwo błędów. I mam co do niego mieszane uczucia. Ale będę to poprawiać, dopóki nie przestaną mi za to płacić. - Zaśmiała się.
- A o czym jest ta książka?
- Spodobałaby ci się. Wszystko dzieje się podczas II wojny światowej, gdzie ss-mann zakochuje się w żydówce. Nic dobrego z tego nie wynika, ale książka jest naprawdę bardzo dobra.
- Przyniesiesz mi jeden egzemplarz? - Poprosiłem.
- Jak tylko się wydrukuje. Tymczasem czytaj lektury. - Pokazała mi język. Mieliśmy ze sobą świetny kontakt, nie ukrywałem nic przed mamą.
- Zawsze czytam. Inaczej nie byłbym postrzegany za dziwaka. - Uśmiechnąłem się. - Idę od ciebie, zobaczyć co się dzieje w magicznym świecie internetu.
- Zawołam cię jak ziemniaki się dogotują!

Usiadłem przed laptopem i odpaliłem facebooka. Dostałem jedno zaproszenie do znajomych.
- Aleksander Zakrzewski chce dodać cię do swoich znajomych.. - Przeczytałem na głos, a serce zaczęło mi bić szybciej. Niemalże od razu zaakceptowałem. Jak on mnie znalazł? Przecież dałem mu tylko swój numer telefonu.
Dźwięk wiadomości przywrócił mnie do życia. „Aleksander napisał do Ciebie...”
„Siemasz, masz może jutro czas? :)” - przełknąłem głośno ślinę. Poczułem jak czerwienią mi się policzki.
„Pewnie. A coś się stało?” - Odpisałem mniej niż dziesięć sekund później. Zachowuję się jak napalona gimnazjalistka, wstyd!
„W piątek mam sprawdzian z Młodej Polski i chciałbym powtórzyć to i owo... Mogę liczyć na Twoją pomoc?” - cała moja ekscytacja spadła do poziomu Rowu Mariańskiego. No pewnie, że nie chciał się ze mną umówić. Potrzebuje pomocy.
„Pewnie.. Zgadamy się w szkole?” - głupek ze mnie. Zawsze zaczynam się przedwcześnie przywiązywać i wyobrażać nie-wiadomo-co.
„Ech... Jutro mnie nie będzie w szkole, dlatego lepiej jakbyś przyszedł do mnie do domu...” - Wysłał mi adres. „O której kończysz zajęcia?”
„O 13, więc będę u ciebie tak około 14, zgoda?”
„Pewnie. Dzięki wielkie, stary!” - Zielona kropka przy jego nazwisku zniknęła.
-Wielkie dzięki... Stary... - Westchnąłem ciężko.
- Co ty tam mamroczesz pod nosem? - Mama położyła mi pranie na fotelu.
- Nic takiego. Tekst piosenki.. - Mruknąłem.
- Wszystko w porządku? - Podrapała mnie po głowie.
- Tak, w porządku. Pomóc ci z obiadem?
- Skoro tak bardzo chcesz...

Zadzwoniłem do jednego z najlepiej wyglądających apartamentowców w okolicy. Aleks mieszkał w pięknej okolicy. W przeciwieństwie do mojego obskurnego i niebezpiecznego osiedla, gdzie możesz dostać nożem w brzuch przy każdej możliwej okazji.
- Kto tam? - Aleks wydawał się poddenerwowany.
- Mikołaj. Przeszkadzam?
- No skąd. Właź. - Pchnąłem szklane drzwi i wszedłem do środka. Przywitał mnie uśmiechnięty portier.
- Dzień dobry, mogę prosić pana imię i nazwisko? I nazwisko osób, którym składa pan wizytę?
- Mikołaj Sawko. A przychodzę do państwa Zakrzewskich. - Nieśmiało ukłoniłem się mężczyźnie.
- Dziękuję panu bardzo! Miłego dnia!
- I wzajemnie!
Podjechałem windą na 4 piętro i poszedłem prosto do mieszkania nr 12. Ostrożnie zapukałem do drzwi.
- Wchodź! - Aleks otworzył drzwi, ubrany tylko w spodnie od dresu. Przez kark miał przerzucony biały ręcznik, a mokre włosy przyklejały mu się do twarzy. - Sorry, że otworzyłem ci prawie nagi, ale dopiero wstałem i musiałem się wykąpać. Rozgość się, a ja założę coś na siebie. - Zniknął za drzwiami (najprawdopodobniej) swojego pokoju. Dopiero teraz mój mózg zaczął normalnie pracować. Był pięknie zbudowany i bardzo pociągający. Potrząsnąłem głową, próbując wymazać z niej ten niesamowity widok.
- Myślałem o ten sztuce i wpadłem na pewien pomysł... - Wrócił do przedpokoju, zarzucając na siebie czerwoną bluzę.
- Słucham.. - Uśmiechnąłem się przyjaźnie.
- Może to będzie kontrowersyjna sztuka?
- Jak bardzo kontrowersyjna?
- Nooo... opowiadająca o miłości między rodzeństwem.
Oczy wyszły mi z orbit.
- Skąd czerpałeś inspirację? - Spytałem lekko przerażony.
- Wczoraj oglądałem taki film... I tak jakoś.. Mi wyszło...
- Myślę że jednak to będzie zbyt wystrzałowe.. Możemy się podjąć tematów tabu, ale nie aż takich. Już myślę że wątek homoseksualnej miłości albo dziecka bitego przez rodziców byłby bardziej na miejscu.
- Czyli pomysł do dupy? - Chyba się zmartwił.
- Nieee, tylko... Zbyt odważny.
- Trochę jak nowa Miley Cyrus, co? - Zadrwił.
- Kto?
- Miley. Hannah Montana. Disney. Wielka gwiazda.. - Próbował tłumaczyć.
- Nie kojarzę jej. Sorry. Nie interesuję się gwiazdami popu i tym podobnymi.
- Prawdziwy, szalony human. Dobra, chcesz coś do picia? Herbaty, soku czy coś?
- Może trochę soku..
- To ja idę po szklanki, a ty idź do mojego pokoju. - Serce na chwile przestało mi bić. Mikołaj, spokojnie. Bądź poważny.
- Jasne... - Jego pokój był ciepły i przytulny. Czerwono-pomarańczowe ściany ze zdjęciami Aleksa przedstawiającego go w różnych okresach. Widać było małego chłopca przebranego za Indianina, nastolatka w otoczeniu kumpli i bobasa z mamą i tatą. Uśmiechnąłem się mimowolnie. To było zbyt słodkie.
- Och, nie patrz na te zdjęcia. - Zaśmiał się, wchodząc do pokoju. - Są bardzo stare i trochę żenujące.
- No przestań, to świetna pamiątka na całe życie... Szczególnie to zdjęcie jak jeździsz z ojcem samochodzikiem w wesołym miasteczku!
- No coś ty.. Nie mów że nigdy nie robiłeś tego ze swoim ojcem!
- Nie robiłem. Nie mam ojca. - Zanim zorientowałem się że w pokoju jest za cicho, minęło parę dobrych sekund. Spojrzałem na Aleksego. Wyglądałby jakby dał mi w twarz.
- Przepraszam! - Krzyknął. - Nie wiedziałem!
- Ależ to nie twoja wina. - Uśmiechnąłem się smutno. - Zabieramy się do nauki?
- Tak... chyba powinniśmy..

- Po prostu naucz się młodopolskich nurtów.. Wbrew pozorom nie ma ich aż tak wiele. - Okazał się bardzo pojętnym uczniem, który potrzebował tylko trochę uwagi. - I przeczytaj te parę wierszy, które masz tu zapisane. Chyba nie będziesz miał aż tak trudnego tego sprawdzianu. - Zaśmiałem się.
- Zastanawiałeś się kiedyś jak to jest całować się z mężczyzną? - Przez sekundę myślałem że się przesłyszałem.
- O czym ty gadasz?
- Nie chciałeś kiedyś sprawdzić jak to jest być z facetem? - Zapytał zupełnie poważnie.
- Kiedyś może o tym pomyślałem...
- Bo ja ostatnio myślę o tym cały czas. Baby są irytujące. - Oparł się o stół. - Pieprzą o głupotach, tylko się malują i ta wstrętna maź zostaje ci na ubraniach i nie pozwalają ci na nic. Faceci są inni.
- Fakt. - Przyznałem. - Masz zupełną rację.
- Ty na przykład jesteś inny. - Wskazał na mnie palcem. - Mówisz mądrze, jesteś fajny i inteligentny. Plus jesteś przystojny. Chcesz ze mną spróbować? - Spojrzałem na niego przerażony, ale i podniecony.
- Ale przecież...
- Dawaj, to tylko pocałunek. - Zaśmiał się, wstając z fotela. Złapał moją dłoń i jednym ruchem pociągnął tak, że znalazłem się w jego objęciach. Czułem odurzający zapach kokosowego szamponu do włosów i jakieś wody po goleniu. Widziałem jego piękne, błyszczące, niebieskie oczy i pełne wargi, centymetry od mojej twarzy. Poczułem jak cała krew odpływa mi z twarzy i spływa... no właśnie.
- Aleks, nie powinniśmy... - Mruknąłem cicho.
- Czemu nie? - Pogładził mnie po policzku. - To tylko niewinny buziak. - Subtelnie wsunął język w moje usta, a ja całkowicie mu się poddałem. Wargi miał ciepłe i wilgotne, w jego oddechu wyczuwałem smaczek miętowej pasty do zębów. Pociągnąłem jeden ze złotych kosmyków jego włosów. W odpowiedzi przyciągnął mnie jeszcze bliżej.
Jego język manipulował mną niezwykle umiejętnie. Pocałunek był wyjątkowo namiętny. Przez chwilę zastanawiałem się czy to nie jest sen.
Gdy jeden z palców niebezpiecznie zsunął się pod gumkę od moich bokserek zacząłem panikować. Co on do cholery robi?! Czy ma zamiar...?!
W tej samej chwili w głębi mieszkania zadzwonił telefon. Aleks niechętnie się ode mnie odsunął.
- Poczekaj tu na mnie. - Cmoknął mnie w nos i wyszedł. Jezu, co ja robię, CO JA ROBIĘ?! Przecież to szaleństwo! Nie mogę, po prostu nie mogę!
Złapałem swoją torbę i szybko wyszedłem na korytarz. Ubrałem się w ekspresowym tempie i wybiegłem z budynku, nie żegnając się nawet z portierem. Co to było, co to do chuja było? Czy ja właśnie całowałem się z...? Nie, nie mogę o tym myśleć. Pewnie robił sobie jaja. Pewnie słyszał o tym że podejrzewają że jestem gejem. Chciał sprawdzić, czy to prawda...
Trzasnąłem drzwiami od domu tak mocno, po domu przeszedł głuchy huk. Na szczęście mama jeszcze nie wróciła. Na szczęście.
Spojrzałem na ekran telefonu. 3 połączenia od nieznanego numeru. Numeru Aleksa. Czym prędzej wyłączyłem telefon i wpakowałem się pod kołdrę.. Chciałem by ten dzień się skończył...

Siedziałem w czytelni, dokańczając swoje zadanie domowe z historii. Nagle tuż obok mnie wylądował gruby, czarny zeszyt od polskiego.
- Zapomniałeś go wczoraj. - Miękki głos odbił się echem w mojej głowie. - Sprawdzian napisałem chyba dobrze, wszystko dzięki tobie. - Mówił wprost do mojego ucha. Dobrze że nie widział mojej twarzy, byłem cały czerwony. - Dziękuję ci za wszystko. Teraz już się ode mnie nie uwolnisz. - Poczułem jak składa delikatny pocałunek na moim karku. Przyjemnie załaskotało. - Do zobaczenia.. - Podrapał mnie po głowie i wyszedł. A ja jeszcze przez dziesięć minut nie mogłem dojść do siebie...  

niedziela, 2 lutego 2014

Rozdział 18 - Pożegnanie

I'm back! Przepraszam za całe 2 tygodnie nieobecności, ale zdarzyło się za dużo rzeczy. Plus nie miałam dobrego pomysłu na notkę, a nie chciałam wam na siłę wciskać czegoś mega żenującego. Za tydzień prawdopodobnie wstawię one-shota, który jeśli Wam się spodoba, może stać się zupełnie nowym opowiadaniem. Tymczasem powróćmy do mojego ukochanego Ana i Elixa <3 

*** 

Nie wierzyłem że może być aż tak cholernie zimno. Opatulony dwoma szalikami przebiegałem pomiędzy materiałami, żeby pogadać z kierownikiem budowy.
- Dzień dobry, panie Elixie. Myślałem że wczoraj było zimno.
- Dzień dobry, panie Marvinie. Ostatnio mój chłopak powiedział że idzie zima stulecia. Nie chciałem mu wierzyć, ale chyba miał rację. - Mężczyzna roześmiał się głośno. Coraz odważniej mówiłem o swoim związku z Anem. Co najdziwniejsze, większość ludzi nie miała z tym żadnego problemu. Gdzie są ci wszyscy nienawistni ludzie, których widzę w telewizji?
- Dlatego chyba powinniśmy porozmawiać z naszym szefem, żeby wstrzymał budowę. W tych warunkach po prostu nie da się pracować. Przepraszam za śmiałość, ale podobno zna się pan z nim już od dawna. Nie mógłby pan szepnąć słówka na ten temat?
- Oczywiście, że mogę z nim porozmawiać. I tak mam do niego sprawę. - Uśmiechnąłem się przyjaźnie.
- A skąd się panowie znają, jeśli można wiedzieć?
Opowiedziałem mu historię z liceum, pomijając wątek naszego tragicznego romansu. Marvin z zainteresowaniem wysłuchał opowieści.
- Świat jest mały. Skoro pan Jacoby studiował fizykę, jakim cudem skończył prowadząc duże wydawnictwo?
- Nie odpowiem panu na to pytanie, bo sam nie mam na ten temat zielonego pojęcia. Jacoby jest specyficznym człowiekiem i działa według własnego widzimisię.
- Ciekawy przypadek. - Skwitował. - W każdym razie, liczymy na pana.
- Postaram się nie nawalić. - Obiecałem i odwróciłem się w stronę starego domu mojego szefa. Ciekawe co z nim zrobi po zakończeniu budowy... Tak się zamyśliłem, że przypadkowo wpadłem na Maję. Jej policzki były czerwone od tego przenikliwego zimna.
- Przepraszam cię! - Złapałem ją w pasie, żeby nie upadła.
- Nic się nie stało.. - Zadygotała. - Chyba wezmę wolne... jakoś do sierpnia...
- Postaram się coś z tym zrobić. - Poklepałem ją po głowie. - Chcesz dodatkowy szalik?
- Nie, dziękuję. Mam swoje trzy! - Pobiegła w stronę przyczepy, gdzie dwóch chłopaków robiło sobie herbatę. Jacoby to tyran, serio!
W jego gabinecie jak zawsze było cicho i spokojnie. Marco wyglądał na wyjątkowo poddenerwowanego. Ciekawe co się stało...
- Cześć! - Przywitałem się przyjacielsko. Młody hipster rzucił mi gniewne spojrzenie, ale Jacoby pomachał do mnie ze szczerym uśmiechem. Dobry znak.
- Wita, witam mojego ulubionego architekta! Zapraszam! - Wskazał na krzesło. - Cóż cię do mnie sprowadza?
Marco prychnął tak, że nawet ja się przestraszyłem. Pomimo to grzecznie usiadłem na krześle.
- Czy nie mogę po prostu odwiedzić mojego wspaniałego szefa? - Postanowiłem być równie urokliwy.
- Ooo, idziesz w dobrą stronę! - Jacoby zaśmiał się radośnie. - Chyba wiem po co tu jesteś. Słuchaj, nie chcę łamać zasad BHP i tym podobnych pierdół, więc na razie wstrzymuję budowę. Ale jak tylko zrobi się ciepło – wracacie do pracy, jasne?
- Skąd wiesz że byłem właśnie w tej sprawie?
- Elix, znam cię na wylot. - Sięgnął po jakąś teczkę z papierami. - Marco, zanieś to księgowej, niech powrzuca ludziom wypłaty za ten miesiąc plus premie. Żeby chcieli później do mnie wrócić.
Zrezygnowany chłopak wstał i wyrwał Jacobiemu teczkę z rąk. Wyszedł, głośno trzaskając drzwiami.
- Co mu jest? - Łypnąłem podejrzliwie na szefa.
- Nic takiego. Młody się trochę na mnie wkurzył. - Uśmiechnął się przepraszająco.
- Zasłużenie?
- Znaczy... Ja bym nie był za to zły, ale młodzi są teraz tacy... napompowani tymi emocjami i wyznaniami, że trudno im odróżnić prawdziwe życie od fikcji.
- Wyznał ci miłość?
- Tak.
- A ty je odrzuciłeś?
- Nie odrzuciłem, tylko powiedziałem mu żeby przestał się wygłupiać.
Westchnąłem. Nie zmienił się nic, a nic.
- Jeśli zależało ci na czymś niezobowiązującym, było mu powiedzieć od razu. Bez urazy, ale ten chłopak nie wygląda jakby sypiał z byle kim.
- Sugerujesz, że jestem byle kim? - Jacoby zmierzył mnie wzrokiem.
- No właśnie nie dla tego chłopca. A z resztą, co mnie to obchodzi.. - Machnąłem ręką. - W imieniu wszystkich dziękujemy za wyrozumiałość. Licz na to że twoje domy będą niesamowite. - Uśmiechnąłem się i wyszedłem. Na korytarzu wpadł na mnie Marco.
- Sorry. - Próbował mnie wyminąć, ale złapałem go za rękaw.
- Poczekaj. Co się dzieje?
- Nie twoja sprawa. - Syknął.
- Odrzucił cię, prawda? - Młody popatrzył na mnie gniewnie.
- Tak. Ale to mój problem. Choćbym nie wiem jak się starał, nigdy nie będę tobą. - Zagryzł wargę.
- Wtedy byłbyś niesamowicie nudny. Marco, jesteś jeszcze młody, zapytaj samego siebie czy to ma sens. Uganianie się za kimś, komu służysz tylko jako rozrywka. Zasługujesz na kogoś lepszego. - Klepnąłem go w ramię i poszedłem w swoją stronę. Było mi go naprawdę szkoda, ale nie mogłem ingerować w jego życie. Musi sam zdecydować co z nim zrobi.
- Elix! - Krzyknął za mną. Spojrzałem na niego przez ramię. - Dziękuję ci.
Uśmiechnąłem się do niego.
- Nie masz za co.

Gdy wróciłem do domu, An siedział skulony na kanapie, obgryzając kciuk. W drugiej ręce trzymał telefon. Coś się stało.
- Hej skarbie. - Cmoknąłem go w tył głowy.
- Cześć. Co tak wcześnie? - Spojrzał na zegarek.
- Jacoby wstrzymał budowę, dopóki nie zrobi się ciepło. Wracam do pracy w biurze. - Uśmiechnięty uniosłem kciuki do góry. - A co u ciebie? Coś się stało?
- Nie, wszystko w porządku. - Odpowiedział bez przekonania.
- Na pewno? Wiesz że możesz mi powiedzieć o wszystkim. - Usiadłem obok niego.
- Tak.. Po prostu... - Spojrzał na mnie. - Potrzebuję trochę uczucia. - Wtulił się we mnie. Pogładziłem delikatnie jego włosy.
- Jeśli chciałbyś pogadać... - Nie skończyłem, gdyż An niemalże wdrapał się na mnie i łapczywie wpił się w moje usta. Niecierpliwie przebiegł palcami po mojej koszuli, szukając guzików. Coś niewątpliwie było na rzeczy. Złapałem jego nadgarstki.
- Co jest?
- Albo powiesz mi co się stało, ale nie będzie seksu przez najbliższy tydzień. - Antoine przez chwile milczał, ale posłusznie zszedł mi z kolan. Widziałem wahanie w jego oczach.
- Pół roku temu... - Zaczął. - W pracy zaczęli mówić o takim programie międzynarodowym.. Chodziło o to, że przyjeżdża do nas paru kucharzy zagranicznych, a ktoś od nas jedzie do nich.. No i dowiedziałem się przed chwilą że się zakwalifikowałem...
- To świetnie! - Ucieszyłem się szczerze. - Czemu nie powiedziałeś mi wcześniej?
- Bo nie byłem pewien, czy się dostanę. Zazwyczaj biorą albo bardzo młodych, albo bardzo doświadczonych... Ale teraz postawili na wiek, najwidoczniej...
- I tym się martwisz? Przecież to twoja życiowa okazja, Antoine! - Cmoknąłem go w policzek. - Już wiadomo, gdzie i kiedy jedziesz? Pewnie za parę miesięcy, bo to sporo biegania...
- Jadę do Singapuru. Za tydzień. - Bąknął.
- Czekaj, co? Przecież to bez sensu, w tydzień nie załatwisz...
- Wiem o tym wyjeździe już od dwóch miesięcy.
- Dlaczego mówisz mi o nim dopiero teraz? - Zapytałem bardzo poważnie.
- No bo.. - Próbował się tłumaczyć. - Ja nie wiem... Tak jakoś wyszło..
- Tak jakoś wyszło? Kurwa, Antoine. Nie planujesz wycieczki do rodziny, tylko wyjazd zagranicę. I zapewne jedziesz na więcej niż miesiąc, zgadłem?
- Dwa. Spędzę tam dwa miesiące.
- Świetnie. - Zdenerwowałem się nie na żarty. - Kiedy zamierzałeś mi powiedzieć?
Mój chłopak siedział cicho.
- A może chciałeś zostawić mi liścik pożegnalny i pojechać, co? An, jesteś niepoważny. Idę stąd. - Zgarnąłem marynarkę z fotela i ruszyłem do drzwi.
- Elix, proszę cię.. - An poszedł za mną. - Porozmawiajmy, wytłumaczę ci wszystko.
- Nie chcę tego słuchać. Miałeś tyle czasu. Zrozumiałbym twój wyjazd, serio. Byłoby mi ciężko, że tracę cię na dwa miesiące, ale to dla ciebie niesamowita okazja i warto, żebyś ją wykorzystał. Ale ty chciałeś zachować się jak dzieciak i zrobić... no właśnie, co? Co chciałeś tym osiągnąć? Sądziłeś że będę się cieszył razem z tobą i kupię ci szczęśliwy breloczek na podróż? Zawiodłem się na tobie. - Trzasnąłem drzwiami, zanim on zdążył cokolwiek powiedzieć. W windzie osunąłem się na podłogę. Co za kretyn. Myślałem że choć trochę dorósł. A on nic. Zachowuje się nadal jak pieprzony gimnazjalista. Na następnym piętrze do windy weszła starsza pani z pieskiem. Spojrzała się na mnie zdziwiona.
- Dobrze się pan czuje?
- Tak, dziękuję za troskę. - Muszę przestać się wygłupiać. - Wszystko w porządku.
Starsza pani przyjrzała mi się uważnie.
- A mógłby pan się chwilę ze mną przejść? W takie ślizgawice łatwo mi o upadek.
- Oczywiście. - Zaoferowałem jej ramię i chwile później wyszliśmy na dwór. Kobieta spuściła pieska ze smyczy.
- Jednak musiało się coś stać... Młody, przystojny mężczyzna nie ma czasu na spacery ze starą, zrzędliwą babą, jeśli nie jest jego babcią. Powiesz mi co się stało? Wygadanie się obcej osobie czasem pomaga, uwierz mi.
- Wie pani.. To nie jest takie proste.. Czasem mam wrażenie że osoba, którą kocham nie jest w stanie mi zaufać i powiedzieć o ważnych dla niej rzeczach.
- W jaki sposób?
- Nie powiedziała mi o tym że za tydzień wyjeżdża na dwa miesiące do Azji. Podobno się bała. - Przedrzeźniałem ton głosu Ana. Starsza pani pokiwała głową ze zrozumieniem.
- Rozumiem. A nie pomyślałeś że nie powiedziała ci o tym, bo do końca zastanawiała się czy w ogóle jechać? Może nie chciała cię opuścić? - Ten tok myślenia kompletnie mnie zaskoczył.
- Ale.. przecież nie zamykam jej w domu. Chodzi do pracy, ma przyjaciół, swoje życie. Może korzystać ze wszystkiego. A ten wyjazd... doskonała okazja do podszkolenia umiejętności, zwiedzenia świata. Powinna tam jechać. Będzie mi ciężko samemu, będę tęsknił, ale chcę żeby on tam jechał. - Dopiero pod koniec zorientowałem się, że wygadałem się starszej kobiecie. Co jak co, ale one zazwyczaj nie są takie tolerancyjne.
- Ach, to ty mieszkasz z tym prześlicznym blondynkiem piętro wyżej? - Kobieta zaśmiała się cicho. - Ty jesteś Elix, prawda? Twój ukochany opowiada mi często o tobie... Uroczy chłopiec.
- Zna pani Ana?
- Pewnie. Często spotykamy się w windzie, jak rano wychodzę na zakupy.
- I co ja mam zrobić?
- Porozmawiać z nim i wysłuchać go uważnie. Następnie uszanować jego decyzję. Ale skoro jesteście razem już tyle lat, na pewno się dogadacie. Nie musisz iść ze mną dalej. - Zatrzymała się. - Wróć do swoich spraw. Ja już sobie poradzę. - Pożegnała się i poszła. Przez chwilę miałem ochotę wrócić do domu, jednak duma mi na to nie pozwalała. Wybrałem numer Daniela. Dziesięć minut później byłem już w drodze do jego domu.

Pięć następnych dni ja i An spędziliśmy praktycznie się do siebie nie odzywając. Dziewczyna Daniela bardzo podpuściła mnie na zachowanie Ana i byłem na niego niemiłosiernie wściekły. Chociaż mój chłopak starał się jak nigdy. Wieczorem, dwa dni przed jego odjazdem zadzwonił do mnie Lykke.
- Odpierdoliło ci, pajacu? - Wrzasnął, zanim zdążyłem się przywitać.
- O co ci chodzi?
- O twojego chłopaka. Przestań zachowywać się jak pieprzona królewna i pogadaj z nim. Wczoraj gadał z Timem dobre dwie godziny, głównie o tym jak cię przeprosić. Jest skłonny wcale tam nie jechać. A wszystko przez ciebie. Nie obchodzi mnie twoje marne tłumaczenie że on ci nie powiedział, itp. Dobra, zrobił głupotę, ale to nie znaczy że masz go teraz karać. Pamiętaj że przez dwa miesiące nie będziesz mógł go dotknąć, pocałować czy uprawiać z nim seksu. To się źle skończy, jeśli nie pogodzicie się przed wyjazdem. Przemyśl to, stary. Nie warto z tego powodu mieć do siebie jakiś urazów czy coś. Jesteście dla siebie zbyt ważni. - Usłyszałem trzaśnięcie drzwi. - Przemyśl to.
- Dobra. Przemyślę.. - Antoine wszedł do pokoju i spojrzał się na mnie pytająco. Przez chwile mierzyliśmy się wzrokiem.
- Tylko nie odpieprz czegoś i się z nim nie rozstawaj, dobra?
- Obiecuję, że tego nie zrobię.
- Dobra, to do usłyszenia!
- Trzymaj się.
Odłożyłem słuchawkę, cały czas patrząc się na Ana.
- Siadaj. - Poklepałem miejsce obok siebie.
Odetchnął z ulgą i uśmiechnął się słabo. Wyglądał, jakby zrzucił wielki ciężar z serca.
- Tak? - Mówił dość cicho. Właśnie sobie uświadomiłem że w tym tygodniu prawie nie sypiał. I to wszystko moja wina.
- Chcę wysłuchać tego, co masz do powiedzenia. Dlaczego nic mi wcześniej nie powiedziałeś i czekałeś do ostatniej chwili. Czy aż tak nie umiesz mi zaufać?
- To nie tak, Elix... Po prostu... Wiesz jak mi ciężko zostawić cię na dwa miesiące, żeby lecieć na drugi koniec świata? Nie byłoby żadnego problemu, gdybym był sam, wtedy mógłbym wyjechać i na rok. Ale teraz nie wyobrażam sobie tego wyjazdu. I dlatego zastanawiam się czy w ogóle mam tam lecieć.
- Powinieneś. Zwiedzisz kawałek świata, a przede wszystkim nauczysz się wielu nowych rzeczy.
- Nie będziesz tęsknić?
- An, serce mnie boli na samą myśl, ale cholera.. Powinniśmy mieć własne życie, powinniśmy się rozwijać. To jest twoja szansa i nie chcę byś ją zmarnował.
- Serio?
- Jak najbardziej. Kocham cię i wolałbym cię mieć zawsze przy sobie, ale to niemożliwe. A ufam ci na tyle, że wiem że w ciągu tych dwóch miesięcy nie zdarzy się nic głupiego.
Antoine wtulił się we mnie.
- Nie wiem czemu los mi ciebie zesłał. Jesteś najlepszym co mnie w życiu spotkało. - Pocałował mnie w szyję. - Jak mi wytrzymamy bez siebie?
- Są rozmowy na video-chatach, telefony... Damy jakoś radę. - Pogłaskałem go po karku.
- A co z seksem?
- Pójdziemy z duchem czasu. Cyberseks jest podobno niesamowicie modny. - Mój chłopak roześmiał się głośno. - Ale nie myśl sobie że przez te dwie noce będziesz miał spokój.. Muszę się z tobą odpowiednio pożegnać. - Ugryzłem go w czubek ucha.
- Też mam taką nadzieję... - Mruknął.
Przez pół godziny leżeliśmy wtuleni w siebie na kanapie. Będę za tym tęsknił. Za tym delikatnym i świeżym zapachem jego wody toaletowej, cudownie miękką skórą i za tym subtelnie muskał moją szyję za każdym razem gdy tylko poruszał głową. Spojrzałem na niego. Był tak zjawiskowo piękny, że na pewno nie jeden będzie chciał się z nim umówić. An leniwie otworzył jedno oko.
- Co jest? - Uśmiechnął się lekko.
- Wiesz ilu ludzi na tym świecie chciałoby się z tobą umówić? Mógłbym liczyć w milionach.
- I wzajemnie. - Cmoknął mnie czule. - Nie traktuj siebie jak bestii, bo jesteś przystojniejszy niż ja.
- Zwariowałeś. Jesteś modelowym przykładem ciacha. Nie ma osoby, która by nie powiedziała że nie jesteś przystojny.
- Tak samo jak w twoim przypadku, skarbie. Każdy, kogo znam mówi mi że jesteś jednym z najpiękniejszych facetów, jakich widzieli. Jeśli nie wierzysz, spytaj Fabiana. On ci to potwierdzi.
- A właśnie, Fabian też wyjeżdża?
- Tak. Ja, Fabian, Paula i Monika. Jeszcze nie mamy tak źle, bo dziewczyny zostawiają w domu małe dzieci. To by było dopiero ciężkie, co?
- Masz rację... An..
- Tak?
- Idziemy się pieprzyć?
Zachichotał cicho.
- No nie wiem, nie wiem.. Olewałeś mnie cały tydzień, a teraz żądasz, żebym na pierwsze twoje skinienie wyskoczył ze spodni? Jestem pewien że potrafisz mnie uwieść.. - Wstał z kanapy. - Liczę na twoją inwencję... - Zagryzł wargę i poszedł do kuchni. Usłyszałem, jak nawołuje kotkę, żeby dać jej jeść. Mam go uwodzić? Chyba zwariował. Ruszyłem za nim.
Stał oparty o blat, uśmiechając się do mnie szelmowsko.
- Wymyśliłeś coś? - Objąłem go wokół talii.
- Taaak.. - Mruknąłem do jego ucha.
- No i? - Zadrżał, gdy ugryzłem go pieszczotliwie w szyje. Poczułem jak drżą mu kolana. Dobry znak.
- Muszę zostawić po sobie znak, żeby nikt nie próbował mi ciebie odbić. - Wessałem się w skórę na jego szyi, od czasu do czasu ją podgryzając. An głośno wciągał powietrze, co chwila pojękując. Wbił łapczywie palce w moje plecy. - To będzie piękna malinka... - Uśmiechnąłem się sam do siebie. - Chcesz jeszcze jedną?
- Tak.. - Wymruczał, nadstawiając szyję. Drugie znamię było większe i wymagało więcej zachodu, ale Antoine wydawał się być zadowolony.
Prawą ręką zanurkowałem pod jego koszulkę, łaskocząc go pieszczotliwie. An popiskiwał ze śmiechu.
- Błagam cię, przestań. - Przyciągnął mnie bliżej. Trąciłem go nosem.
- Niby czemu? Chcę cię trochę rozerwać przed wyjazdem. - Pocałowałem go bardzo ostrożnie. Antoine miał jednak inne zachcianki. Zacisnął dłonie na moich pośladkach, a jego język prawie znalazł się w moim gardle. Przez chwile obściskiwaliśmy się jak para nastolatków.
- W kuchni? - Szepnął, oddychając głośno.
- Czemu nie? - Złapałem rąbek jego koszulki i podniosłem ją do góry. Materiał rzuciłem na podłogę.
- To szalone! - Mruknął, podczas gdy bawiłem się jego sutkami. - Wiesz ile będzie sprzątania?
- Nie myśl o tym, An. - Ugryzłem jego dolną wargę. - Daj się ponieść... - Położyłem rękę na jego rozporku. Już teraz był niezwykle podniecony. Ucieszyło mnie to niesamowicie.
Jednym ruchem podniosłem go i położyłem na stole. Krzyknął zaskoczony.
- Kretyn z ciebie... - Mówił, podczas gdy zdejmowałem mu spodnie. - Zobaczysz, będzie z tego więcej szkody, niż... aaaa! - Krzyknął, gdy liznąłem jego męskość.
- Coś mówiłeś? - Rzuciłem mu niezobowiązujący uśmiech.
- Chyba nie. - Jego policzki były zaróżowione, a każdy ruch mojej dłoni wprawiał go w drgania. Teraz widziałem jak bardzo tego chciał. Już miałem zacząć go pieścić, gdy nagle przerwał nam dzwonek do drzwi.
- Jasna cholera. - Warknąłem. Antoine zaczął się pośpiesznie ubierać. Chyba coś wiedział.
- Przepraszam. - Mruknął i zniknął w drzwiach. Przez chwile słyszałem jak z kimś rozmawiał. - Dziękuję panu. - Trzaśnięcie drzwi. - Elix, wybacz mi.. Kurier dowiózł mi parę potrzebnych rzeczy... - Tłumaczył się chaotycznie.
- Połóż tę paczkę na stole. - Rozkazałem.
- Co?
- Połóż tę paczkę na stole. - Powtórzyłem, a mój ukochany posłusznie wykonał polecenie. Podszedłem do niego i złapałem za rękę.
- Teraz wypuszczę cię dopiero, gdy będziesz mnie błagał o litość. - Warknąłem.
- Zamierzasz mnie pożreć? - Młody puścił mi oczko.
- Tak. - Rzuciłem go na łóżko.
- A więc rozkoszuj się mną do woli...

Byliśmy już po drugiej rundzie. Antoine skrajnie wyczerpany leżał na mojej klatce piersiowej.
- O mamo... - Wymruczał. - To było coś...
- Rzeczywiście. - Nie mogłem złapać tchu. - Będę tęsknić, wiesz?
- Ja za tobą też.
- Nie znajdziesz sobie lepszego ode mnie?
- Nie. Bo nie ma lepszego od ciebie. - Cmoknął mnie czule. Byłem spokojny o ten wyjazd. Możliwe że wpłynie on pozytywnie na nasz związek.. Kto wie?

Nadszedł czas pożegnania. An wisiał mi na szyi niczym zakochana nastolatka.
- Dzwoń, pisz, czatuj ze mną. - Błagał ze łzami w oczach. - Będę cholernie tęsknił.
- Ja też skarbie.. - Cmoknął mnie w czoło.
- Gołąbeczki! - Paula, jego kumpela z pracy przerwała nam pożegnanie. - Musicie się rozstać. Idziemy do samolotu.
An spojrzał na mnie smutno.
- Kocham cię.. Nie zapominaj.
- Nie ma mowy.
- Więc co? Do zobaczenia?
- Jak najszybciej...
Patrzyłem tylko jak znika w korytarzu prowadzącym do samolotu. Tak zaczęły się najbardziej samotne dwa miesiące mojego życia.