niedziela, 2 lutego 2014

Rozdział 18 - Pożegnanie

I'm back! Przepraszam za całe 2 tygodnie nieobecności, ale zdarzyło się za dużo rzeczy. Plus nie miałam dobrego pomysłu na notkę, a nie chciałam wam na siłę wciskać czegoś mega żenującego. Za tydzień prawdopodobnie wstawię one-shota, który jeśli Wam się spodoba, może stać się zupełnie nowym opowiadaniem. Tymczasem powróćmy do mojego ukochanego Ana i Elixa <3 

*** 

Nie wierzyłem że może być aż tak cholernie zimno. Opatulony dwoma szalikami przebiegałem pomiędzy materiałami, żeby pogadać z kierownikiem budowy.
- Dzień dobry, panie Elixie. Myślałem że wczoraj było zimno.
- Dzień dobry, panie Marvinie. Ostatnio mój chłopak powiedział że idzie zima stulecia. Nie chciałem mu wierzyć, ale chyba miał rację. - Mężczyzna roześmiał się głośno. Coraz odważniej mówiłem o swoim związku z Anem. Co najdziwniejsze, większość ludzi nie miała z tym żadnego problemu. Gdzie są ci wszyscy nienawistni ludzie, których widzę w telewizji?
- Dlatego chyba powinniśmy porozmawiać z naszym szefem, żeby wstrzymał budowę. W tych warunkach po prostu nie da się pracować. Przepraszam za śmiałość, ale podobno zna się pan z nim już od dawna. Nie mógłby pan szepnąć słówka na ten temat?
- Oczywiście, że mogę z nim porozmawiać. I tak mam do niego sprawę. - Uśmiechnąłem się przyjaźnie.
- A skąd się panowie znają, jeśli można wiedzieć?
Opowiedziałem mu historię z liceum, pomijając wątek naszego tragicznego romansu. Marvin z zainteresowaniem wysłuchał opowieści.
- Świat jest mały. Skoro pan Jacoby studiował fizykę, jakim cudem skończył prowadząc duże wydawnictwo?
- Nie odpowiem panu na to pytanie, bo sam nie mam na ten temat zielonego pojęcia. Jacoby jest specyficznym człowiekiem i działa według własnego widzimisię.
- Ciekawy przypadek. - Skwitował. - W każdym razie, liczymy na pana.
- Postaram się nie nawalić. - Obiecałem i odwróciłem się w stronę starego domu mojego szefa. Ciekawe co z nim zrobi po zakończeniu budowy... Tak się zamyśliłem, że przypadkowo wpadłem na Maję. Jej policzki były czerwone od tego przenikliwego zimna.
- Przepraszam cię! - Złapałem ją w pasie, żeby nie upadła.
- Nic się nie stało.. - Zadygotała. - Chyba wezmę wolne... jakoś do sierpnia...
- Postaram się coś z tym zrobić. - Poklepałem ją po głowie. - Chcesz dodatkowy szalik?
- Nie, dziękuję. Mam swoje trzy! - Pobiegła w stronę przyczepy, gdzie dwóch chłopaków robiło sobie herbatę. Jacoby to tyran, serio!
W jego gabinecie jak zawsze było cicho i spokojnie. Marco wyglądał na wyjątkowo poddenerwowanego. Ciekawe co się stało...
- Cześć! - Przywitałem się przyjacielsko. Młody hipster rzucił mi gniewne spojrzenie, ale Jacoby pomachał do mnie ze szczerym uśmiechem. Dobry znak.
- Wita, witam mojego ulubionego architekta! Zapraszam! - Wskazał na krzesło. - Cóż cię do mnie sprowadza?
Marco prychnął tak, że nawet ja się przestraszyłem. Pomimo to grzecznie usiadłem na krześle.
- Czy nie mogę po prostu odwiedzić mojego wspaniałego szefa? - Postanowiłem być równie urokliwy.
- Ooo, idziesz w dobrą stronę! - Jacoby zaśmiał się radośnie. - Chyba wiem po co tu jesteś. Słuchaj, nie chcę łamać zasad BHP i tym podobnych pierdół, więc na razie wstrzymuję budowę. Ale jak tylko zrobi się ciepło – wracacie do pracy, jasne?
- Skąd wiesz że byłem właśnie w tej sprawie?
- Elix, znam cię na wylot. - Sięgnął po jakąś teczkę z papierami. - Marco, zanieś to księgowej, niech powrzuca ludziom wypłaty za ten miesiąc plus premie. Żeby chcieli później do mnie wrócić.
Zrezygnowany chłopak wstał i wyrwał Jacobiemu teczkę z rąk. Wyszedł, głośno trzaskając drzwiami.
- Co mu jest? - Łypnąłem podejrzliwie na szefa.
- Nic takiego. Młody się trochę na mnie wkurzył. - Uśmiechnął się przepraszająco.
- Zasłużenie?
- Znaczy... Ja bym nie był za to zły, ale młodzi są teraz tacy... napompowani tymi emocjami i wyznaniami, że trudno im odróżnić prawdziwe życie od fikcji.
- Wyznał ci miłość?
- Tak.
- A ty je odrzuciłeś?
- Nie odrzuciłem, tylko powiedziałem mu żeby przestał się wygłupiać.
Westchnąłem. Nie zmienił się nic, a nic.
- Jeśli zależało ci na czymś niezobowiązującym, było mu powiedzieć od razu. Bez urazy, ale ten chłopak nie wygląda jakby sypiał z byle kim.
- Sugerujesz, że jestem byle kim? - Jacoby zmierzył mnie wzrokiem.
- No właśnie nie dla tego chłopca. A z resztą, co mnie to obchodzi.. - Machnąłem ręką. - W imieniu wszystkich dziękujemy za wyrozumiałość. Licz na to że twoje domy będą niesamowite. - Uśmiechnąłem się i wyszedłem. Na korytarzu wpadł na mnie Marco.
- Sorry. - Próbował mnie wyminąć, ale złapałem go za rękaw.
- Poczekaj. Co się dzieje?
- Nie twoja sprawa. - Syknął.
- Odrzucił cię, prawda? - Młody popatrzył na mnie gniewnie.
- Tak. Ale to mój problem. Choćbym nie wiem jak się starał, nigdy nie będę tobą. - Zagryzł wargę.
- Wtedy byłbyś niesamowicie nudny. Marco, jesteś jeszcze młody, zapytaj samego siebie czy to ma sens. Uganianie się za kimś, komu służysz tylko jako rozrywka. Zasługujesz na kogoś lepszego. - Klepnąłem go w ramię i poszedłem w swoją stronę. Było mi go naprawdę szkoda, ale nie mogłem ingerować w jego życie. Musi sam zdecydować co z nim zrobi.
- Elix! - Krzyknął za mną. Spojrzałem na niego przez ramię. - Dziękuję ci.
Uśmiechnąłem się do niego.
- Nie masz za co.

Gdy wróciłem do domu, An siedział skulony na kanapie, obgryzając kciuk. W drugiej ręce trzymał telefon. Coś się stało.
- Hej skarbie. - Cmoknąłem go w tył głowy.
- Cześć. Co tak wcześnie? - Spojrzał na zegarek.
- Jacoby wstrzymał budowę, dopóki nie zrobi się ciepło. Wracam do pracy w biurze. - Uśmiechnięty uniosłem kciuki do góry. - A co u ciebie? Coś się stało?
- Nie, wszystko w porządku. - Odpowiedział bez przekonania.
- Na pewno? Wiesz że możesz mi powiedzieć o wszystkim. - Usiadłem obok niego.
- Tak.. Po prostu... - Spojrzał na mnie. - Potrzebuję trochę uczucia. - Wtulił się we mnie. Pogładziłem delikatnie jego włosy.
- Jeśli chciałbyś pogadać... - Nie skończyłem, gdyż An niemalże wdrapał się na mnie i łapczywie wpił się w moje usta. Niecierpliwie przebiegł palcami po mojej koszuli, szukając guzików. Coś niewątpliwie było na rzeczy. Złapałem jego nadgarstki.
- Co jest?
- Albo powiesz mi co się stało, ale nie będzie seksu przez najbliższy tydzień. - Antoine przez chwile milczał, ale posłusznie zszedł mi z kolan. Widziałem wahanie w jego oczach.
- Pół roku temu... - Zaczął. - W pracy zaczęli mówić o takim programie międzynarodowym.. Chodziło o to, że przyjeżdża do nas paru kucharzy zagranicznych, a ktoś od nas jedzie do nich.. No i dowiedziałem się przed chwilą że się zakwalifikowałem...
- To świetnie! - Ucieszyłem się szczerze. - Czemu nie powiedziałeś mi wcześniej?
- Bo nie byłem pewien, czy się dostanę. Zazwyczaj biorą albo bardzo młodych, albo bardzo doświadczonych... Ale teraz postawili na wiek, najwidoczniej...
- I tym się martwisz? Przecież to twoja życiowa okazja, Antoine! - Cmoknąłem go w policzek. - Już wiadomo, gdzie i kiedy jedziesz? Pewnie za parę miesięcy, bo to sporo biegania...
- Jadę do Singapuru. Za tydzień. - Bąknął.
- Czekaj, co? Przecież to bez sensu, w tydzień nie załatwisz...
- Wiem o tym wyjeździe już od dwóch miesięcy.
- Dlaczego mówisz mi o nim dopiero teraz? - Zapytałem bardzo poważnie.
- No bo.. - Próbował się tłumaczyć. - Ja nie wiem... Tak jakoś wyszło..
- Tak jakoś wyszło? Kurwa, Antoine. Nie planujesz wycieczki do rodziny, tylko wyjazd zagranicę. I zapewne jedziesz na więcej niż miesiąc, zgadłem?
- Dwa. Spędzę tam dwa miesiące.
- Świetnie. - Zdenerwowałem się nie na żarty. - Kiedy zamierzałeś mi powiedzieć?
Mój chłopak siedział cicho.
- A może chciałeś zostawić mi liścik pożegnalny i pojechać, co? An, jesteś niepoważny. Idę stąd. - Zgarnąłem marynarkę z fotela i ruszyłem do drzwi.
- Elix, proszę cię.. - An poszedł za mną. - Porozmawiajmy, wytłumaczę ci wszystko.
- Nie chcę tego słuchać. Miałeś tyle czasu. Zrozumiałbym twój wyjazd, serio. Byłoby mi ciężko, że tracę cię na dwa miesiące, ale to dla ciebie niesamowita okazja i warto, żebyś ją wykorzystał. Ale ty chciałeś zachować się jak dzieciak i zrobić... no właśnie, co? Co chciałeś tym osiągnąć? Sądziłeś że będę się cieszył razem z tobą i kupię ci szczęśliwy breloczek na podróż? Zawiodłem się na tobie. - Trzasnąłem drzwiami, zanim on zdążył cokolwiek powiedzieć. W windzie osunąłem się na podłogę. Co za kretyn. Myślałem że choć trochę dorósł. A on nic. Zachowuje się nadal jak pieprzony gimnazjalista. Na następnym piętrze do windy weszła starsza pani z pieskiem. Spojrzała się na mnie zdziwiona.
- Dobrze się pan czuje?
- Tak, dziękuję za troskę. - Muszę przestać się wygłupiać. - Wszystko w porządku.
Starsza pani przyjrzała mi się uważnie.
- A mógłby pan się chwilę ze mną przejść? W takie ślizgawice łatwo mi o upadek.
- Oczywiście. - Zaoferowałem jej ramię i chwile później wyszliśmy na dwór. Kobieta spuściła pieska ze smyczy.
- Jednak musiało się coś stać... Młody, przystojny mężczyzna nie ma czasu na spacery ze starą, zrzędliwą babą, jeśli nie jest jego babcią. Powiesz mi co się stało? Wygadanie się obcej osobie czasem pomaga, uwierz mi.
- Wie pani.. To nie jest takie proste.. Czasem mam wrażenie że osoba, którą kocham nie jest w stanie mi zaufać i powiedzieć o ważnych dla niej rzeczach.
- W jaki sposób?
- Nie powiedziała mi o tym że za tydzień wyjeżdża na dwa miesiące do Azji. Podobno się bała. - Przedrzeźniałem ton głosu Ana. Starsza pani pokiwała głową ze zrozumieniem.
- Rozumiem. A nie pomyślałeś że nie powiedziała ci o tym, bo do końca zastanawiała się czy w ogóle jechać? Może nie chciała cię opuścić? - Ten tok myślenia kompletnie mnie zaskoczył.
- Ale.. przecież nie zamykam jej w domu. Chodzi do pracy, ma przyjaciół, swoje życie. Może korzystać ze wszystkiego. A ten wyjazd... doskonała okazja do podszkolenia umiejętności, zwiedzenia świata. Powinna tam jechać. Będzie mi ciężko samemu, będę tęsknił, ale chcę żeby on tam jechał. - Dopiero pod koniec zorientowałem się, że wygadałem się starszej kobiecie. Co jak co, ale one zazwyczaj nie są takie tolerancyjne.
- Ach, to ty mieszkasz z tym prześlicznym blondynkiem piętro wyżej? - Kobieta zaśmiała się cicho. - Ty jesteś Elix, prawda? Twój ukochany opowiada mi często o tobie... Uroczy chłopiec.
- Zna pani Ana?
- Pewnie. Często spotykamy się w windzie, jak rano wychodzę na zakupy.
- I co ja mam zrobić?
- Porozmawiać z nim i wysłuchać go uważnie. Następnie uszanować jego decyzję. Ale skoro jesteście razem już tyle lat, na pewno się dogadacie. Nie musisz iść ze mną dalej. - Zatrzymała się. - Wróć do swoich spraw. Ja już sobie poradzę. - Pożegnała się i poszła. Przez chwilę miałem ochotę wrócić do domu, jednak duma mi na to nie pozwalała. Wybrałem numer Daniela. Dziesięć minut później byłem już w drodze do jego domu.

Pięć następnych dni ja i An spędziliśmy praktycznie się do siebie nie odzywając. Dziewczyna Daniela bardzo podpuściła mnie na zachowanie Ana i byłem na niego niemiłosiernie wściekły. Chociaż mój chłopak starał się jak nigdy. Wieczorem, dwa dni przed jego odjazdem zadzwonił do mnie Lykke.
- Odpierdoliło ci, pajacu? - Wrzasnął, zanim zdążyłem się przywitać.
- O co ci chodzi?
- O twojego chłopaka. Przestań zachowywać się jak pieprzona królewna i pogadaj z nim. Wczoraj gadał z Timem dobre dwie godziny, głównie o tym jak cię przeprosić. Jest skłonny wcale tam nie jechać. A wszystko przez ciebie. Nie obchodzi mnie twoje marne tłumaczenie że on ci nie powiedział, itp. Dobra, zrobił głupotę, ale to nie znaczy że masz go teraz karać. Pamiętaj że przez dwa miesiące nie będziesz mógł go dotknąć, pocałować czy uprawiać z nim seksu. To się źle skończy, jeśli nie pogodzicie się przed wyjazdem. Przemyśl to, stary. Nie warto z tego powodu mieć do siebie jakiś urazów czy coś. Jesteście dla siebie zbyt ważni. - Usłyszałem trzaśnięcie drzwi. - Przemyśl to.
- Dobra. Przemyślę.. - Antoine wszedł do pokoju i spojrzał się na mnie pytająco. Przez chwile mierzyliśmy się wzrokiem.
- Tylko nie odpieprz czegoś i się z nim nie rozstawaj, dobra?
- Obiecuję, że tego nie zrobię.
- Dobra, to do usłyszenia!
- Trzymaj się.
Odłożyłem słuchawkę, cały czas patrząc się na Ana.
- Siadaj. - Poklepałem miejsce obok siebie.
Odetchnął z ulgą i uśmiechnął się słabo. Wyglądał, jakby zrzucił wielki ciężar z serca.
- Tak? - Mówił dość cicho. Właśnie sobie uświadomiłem że w tym tygodniu prawie nie sypiał. I to wszystko moja wina.
- Chcę wysłuchać tego, co masz do powiedzenia. Dlaczego nic mi wcześniej nie powiedziałeś i czekałeś do ostatniej chwili. Czy aż tak nie umiesz mi zaufać?
- To nie tak, Elix... Po prostu... Wiesz jak mi ciężko zostawić cię na dwa miesiące, żeby lecieć na drugi koniec świata? Nie byłoby żadnego problemu, gdybym był sam, wtedy mógłbym wyjechać i na rok. Ale teraz nie wyobrażam sobie tego wyjazdu. I dlatego zastanawiam się czy w ogóle mam tam lecieć.
- Powinieneś. Zwiedzisz kawałek świata, a przede wszystkim nauczysz się wielu nowych rzeczy.
- Nie będziesz tęsknić?
- An, serce mnie boli na samą myśl, ale cholera.. Powinniśmy mieć własne życie, powinniśmy się rozwijać. To jest twoja szansa i nie chcę byś ją zmarnował.
- Serio?
- Jak najbardziej. Kocham cię i wolałbym cię mieć zawsze przy sobie, ale to niemożliwe. A ufam ci na tyle, że wiem że w ciągu tych dwóch miesięcy nie zdarzy się nic głupiego.
Antoine wtulił się we mnie.
- Nie wiem czemu los mi ciebie zesłał. Jesteś najlepszym co mnie w życiu spotkało. - Pocałował mnie w szyję. - Jak mi wytrzymamy bez siebie?
- Są rozmowy na video-chatach, telefony... Damy jakoś radę. - Pogłaskałem go po karku.
- A co z seksem?
- Pójdziemy z duchem czasu. Cyberseks jest podobno niesamowicie modny. - Mój chłopak roześmiał się głośno. - Ale nie myśl sobie że przez te dwie noce będziesz miał spokój.. Muszę się z tobą odpowiednio pożegnać. - Ugryzłem go w czubek ucha.
- Też mam taką nadzieję... - Mruknął.
Przez pół godziny leżeliśmy wtuleni w siebie na kanapie. Będę za tym tęsknił. Za tym delikatnym i świeżym zapachem jego wody toaletowej, cudownie miękką skórą i za tym subtelnie muskał moją szyję za każdym razem gdy tylko poruszał głową. Spojrzałem na niego. Był tak zjawiskowo piękny, że na pewno nie jeden będzie chciał się z nim umówić. An leniwie otworzył jedno oko.
- Co jest? - Uśmiechnął się lekko.
- Wiesz ilu ludzi na tym świecie chciałoby się z tobą umówić? Mógłbym liczyć w milionach.
- I wzajemnie. - Cmoknął mnie czule. - Nie traktuj siebie jak bestii, bo jesteś przystojniejszy niż ja.
- Zwariowałeś. Jesteś modelowym przykładem ciacha. Nie ma osoby, która by nie powiedziała że nie jesteś przystojny.
- Tak samo jak w twoim przypadku, skarbie. Każdy, kogo znam mówi mi że jesteś jednym z najpiękniejszych facetów, jakich widzieli. Jeśli nie wierzysz, spytaj Fabiana. On ci to potwierdzi.
- A właśnie, Fabian też wyjeżdża?
- Tak. Ja, Fabian, Paula i Monika. Jeszcze nie mamy tak źle, bo dziewczyny zostawiają w domu małe dzieci. To by było dopiero ciężkie, co?
- Masz rację... An..
- Tak?
- Idziemy się pieprzyć?
Zachichotał cicho.
- No nie wiem, nie wiem.. Olewałeś mnie cały tydzień, a teraz żądasz, żebym na pierwsze twoje skinienie wyskoczył ze spodni? Jestem pewien że potrafisz mnie uwieść.. - Wstał z kanapy. - Liczę na twoją inwencję... - Zagryzł wargę i poszedł do kuchni. Usłyszałem, jak nawołuje kotkę, żeby dać jej jeść. Mam go uwodzić? Chyba zwariował. Ruszyłem za nim.
Stał oparty o blat, uśmiechając się do mnie szelmowsko.
- Wymyśliłeś coś? - Objąłem go wokół talii.
- Taaak.. - Mruknąłem do jego ucha.
- No i? - Zadrżał, gdy ugryzłem go pieszczotliwie w szyje. Poczułem jak drżą mu kolana. Dobry znak.
- Muszę zostawić po sobie znak, żeby nikt nie próbował mi ciebie odbić. - Wessałem się w skórę na jego szyi, od czasu do czasu ją podgryzając. An głośno wciągał powietrze, co chwila pojękując. Wbił łapczywie palce w moje plecy. - To będzie piękna malinka... - Uśmiechnąłem się sam do siebie. - Chcesz jeszcze jedną?
- Tak.. - Wymruczał, nadstawiając szyję. Drugie znamię było większe i wymagało więcej zachodu, ale Antoine wydawał się być zadowolony.
Prawą ręką zanurkowałem pod jego koszulkę, łaskocząc go pieszczotliwie. An popiskiwał ze śmiechu.
- Błagam cię, przestań. - Przyciągnął mnie bliżej. Trąciłem go nosem.
- Niby czemu? Chcę cię trochę rozerwać przed wyjazdem. - Pocałowałem go bardzo ostrożnie. Antoine miał jednak inne zachcianki. Zacisnął dłonie na moich pośladkach, a jego język prawie znalazł się w moim gardle. Przez chwile obściskiwaliśmy się jak para nastolatków.
- W kuchni? - Szepnął, oddychając głośno.
- Czemu nie? - Złapałem rąbek jego koszulki i podniosłem ją do góry. Materiał rzuciłem na podłogę.
- To szalone! - Mruknął, podczas gdy bawiłem się jego sutkami. - Wiesz ile będzie sprzątania?
- Nie myśl o tym, An. - Ugryzłem jego dolną wargę. - Daj się ponieść... - Położyłem rękę na jego rozporku. Już teraz był niezwykle podniecony. Ucieszyło mnie to niesamowicie.
Jednym ruchem podniosłem go i położyłem na stole. Krzyknął zaskoczony.
- Kretyn z ciebie... - Mówił, podczas gdy zdejmowałem mu spodnie. - Zobaczysz, będzie z tego więcej szkody, niż... aaaa! - Krzyknął, gdy liznąłem jego męskość.
- Coś mówiłeś? - Rzuciłem mu niezobowiązujący uśmiech.
- Chyba nie. - Jego policzki były zaróżowione, a każdy ruch mojej dłoni wprawiał go w drgania. Teraz widziałem jak bardzo tego chciał. Już miałem zacząć go pieścić, gdy nagle przerwał nam dzwonek do drzwi.
- Jasna cholera. - Warknąłem. Antoine zaczął się pośpiesznie ubierać. Chyba coś wiedział.
- Przepraszam. - Mruknął i zniknął w drzwiach. Przez chwile słyszałem jak z kimś rozmawiał. - Dziękuję panu. - Trzaśnięcie drzwi. - Elix, wybacz mi.. Kurier dowiózł mi parę potrzebnych rzeczy... - Tłumaczył się chaotycznie.
- Połóż tę paczkę na stole. - Rozkazałem.
- Co?
- Połóż tę paczkę na stole. - Powtórzyłem, a mój ukochany posłusznie wykonał polecenie. Podszedłem do niego i złapałem za rękę.
- Teraz wypuszczę cię dopiero, gdy będziesz mnie błagał o litość. - Warknąłem.
- Zamierzasz mnie pożreć? - Młody puścił mi oczko.
- Tak. - Rzuciłem go na łóżko.
- A więc rozkoszuj się mną do woli...

Byliśmy już po drugiej rundzie. Antoine skrajnie wyczerpany leżał na mojej klatce piersiowej.
- O mamo... - Wymruczał. - To było coś...
- Rzeczywiście. - Nie mogłem złapać tchu. - Będę tęsknić, wiesz?
- Ja za tobą też.
- Nie znajdziesz sobie lepszego ode mnie?
- Nie. Bo nie ma lepszego od ciebie. - Cmoknął mnie czule. Byłem spokojny o ten wyjazd. Możliwe że wpłynie on pozytywnie na nasz związek.. Kto wie?

Nadszedł czas pożegnania. An wisiał mi na szyi niczym zakochana nastolatka.
- Dzwoń, pisz, czatuj ze mną. - Błagał ze łzami w oczach. - Będę cholernie tęsknił.
- Ja też skarbie.. - Cmoknął mnie w czoło.
- Gołąbeczki! - Paula, jego kumpela z pracy przerwała nam pożegnanie. - Musicie się rozstać. Idziemy do samolotu.
An spojrzał na mnie smutno.
- Kocham cię.. Nie zapominaj.
- Nie ma mowy.
- Więc co? Do zobaczenia?
- Jak najszybciej...
Patrzyłem tylko jak znika w korytarzu prowadzącym do samolotu. Tak zaczęły się najbardziej samotne dwa miesiące mojego życia.  

5 komentarzy:

  1. W zasadzie przeczytałam już wczoraj, ale robiłam to w ukryciu, późno w nocy i na telefonie, dlatego też komentuję dopiero teraz. Przepraszam (:
    Co tu dużo mówić?
    Rozdział jak zwykle cudowny i powala. W dialogach nie ma takiego bezsensu, a to bardzo dobrze. :D
    Wyjazd Antoine'a wprowadził... hmm... swego rodzaju napięcie. Już się nie mogę doczekać, jakie to rzeczy będą się działy u niego i u Elixa.
    Czekam ze zniecierpliwieniem.
    Weny, czasu i wszystkiego, czego pragniesz ;**
    Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Ach... Rozdzialik cudny *o* Nie wiem, skąd ty czerpiesz tyle inspiracji, ech... Tak sobię myślę, że naprawdę poprawiłaś się z pisaniem od pierwszej notki... Teraz mają o wiele więcej sensu, są składne i bardzo przyjemnie się je czyta. No i są długie *o*. Uwielbiam twój styl pisania i tylko czekam na moment, kiedy będę mogła pochwalić się znajomym yaoistką, że to ja byłam twoją pierwszą fanką. Sukcesu, weny, obserwatorów, komciów i czego Ci tam dusza artysty potrzebuję. Czekam z niecierpliwością na kolejną notkę i zapraszam do siebie...
    http://yaoi-fanfic-mio-chan.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. PS. Nie waż mi się już NIGDY znikać ta tak długo... To twoja wina, uzależniłaś mnie od tego opowiadania....

      Usuń
    2. Przepraszam, robię wszystko co w mojej mocy, żeby wstawiać je jak najczęściej <3

      Usuń
    3. Wiem, wiem kochana, ale jak jeszcze raz zrobisz taką przerwę... Dobra, no nie uduszę, bo masz mi pisać nowe notki, ale będę sobie płakusiać cicho w poduszkę. (mojej siostry z Miyavim XD)

      Usuń