niedziela, 13 października 2013

Rozdział 6 - Walka

Z impetem wypuściłem powietrze z płuc. Przede mną, na desce kreślarskiej leżał skończony projekt dwóch domów dla Jacobiego. 10 stron idealnych, nieskazitelnych szkiców, tydzień przed umawianym deadlinem. Przez te ostatnie dni pracowałem dzień i noc, rezygnując ze snu, posiłków, życia towarzyskiego i wszelkich pasji. Liczyło się tylko skończenie tych rysunków.
- Brawo, Frencer. – Mruknąłem sam do siebie. – To jest coś.
Dwa piękne, monstrualne budynki w staro angielskim stylu, dopracowane w najdrobniejszych szczegółach były… po prostu wspaniałe. Tak przynajmniej uważał najwybredniejszy człowiek na tym świecie – ja.
Wyjąłem z kieszeni telefon, żeby zadzwonić do mojego obecnego szefa. Przez chwilę zastanawiałem się czy wypada mi dzwonić do niego grubo po 11 w nocy. Z drugiej strony Jacoby nie należał do osób, które kładły się spać wcześnie. Wybrałem jego numer.
- Elix! – Odebrał po trzecim sygnale. – Czyżby dobre wieści?
- Skończyłem. Jutro ci go dostarczę. – Nie chciałem rozmawiać z nim dłużej niż to konieczne.
- Od kiedy to ty dyktujesz MI warunki? – Mruknął do słuchawki.
- Od momentu, gdy powiedziałeś mi że dostanę więcej kasy, jeśli skończę wcześniej. –  Salwa szczerego, głośnego śmiechu odrzuciła mnie od telefonu.
- Jutro o 7.30. – Zmienił ton. – Masz mój adres, prawda?
- Mam jechać do ciebie do domu? – Zdziwiłem się. – Przecież to jakieś dwie godziny drogi ode mnie.
- Myślałem że chcesz tych pieniędzy. Poza tym godzinę później mam klienta. Zabiorę ci czas rano albo dopiero o 23.30. Wybieraj.
Przez chwilę zastanawiałem się co zrobić. Musiałbym wstać przed piątą.. ale miałbym wszystko z głowy. Na dłuższy czas. A wieczorem… czy chciałoby mi się jechać? Niekoniecznie. Pojutrze muszę być w biurze…
- Przyjadę rano. – Zadecydowałem. – Czekaj na mnie.
- Nie mogę się doczekać. – Dałbym głowę że uśmiecha się do słuchawki. Dwie sekundy później odłożył słuchawkę, nie mówiąc nawet „dobrej nocy”. Świr.
Ponownie przeszukałem listę kontaktów i znalazłem odpowiedni numer.
- Halo! – W tle słyszałem tylko podenerwowane rozmowy i brzęk talerzy. Antoine wydawał się być wytrącony z równowagi. – Wiesz że cię kocham, ale masz minutę. Mów co się dzieje.
- Jadę jutro oddać projekty do Jacobiego i musze wstać o 5, żeby do niego dojechać. Błagam cię, nie rób hałasu jak wrócisz. – An wracając z pracy zawsze zachowywał się tak głośno, że skutecznie mnie budził. - I proszę cię nie dzwoń do mnie w środku nocy i nie budź mnie na seks czy na co innego. Jutro muszę być w formie.
- Dobra… - Mruknął zdezorientowany. – Co prawda miałem plany na dzisiejszy wieczór, ale ok..  No cóż.. Śpij dobrze. Mam rano wstać razem z tobą? Zrobię ci śniadanie albo coś..
- Przestań. Nie musisz tego robić. – Zaśmiałem się. – Nie wiem czy w ogóle będę miał czas na jedzenie. – Nagle w słuchawce coś bardzo głośno brzdęknęło. Antoine zaklął.
- Kończę. – Warknął. – Powodzenia jutro!
- Nie dziękuję, ale tobie również życzę powodzenia. – Cmoknąłem do słuchawki i rozłączyłem się.  Następnie umyłem się i położyłem do łóżka.  Niemalże natychmiast zasnąłem.

Ktoś dzwonił. W środku nocy. Nieźle wkurzony zerwałem się z łóżka i spojrzałem na wyświetlacz. Nieznany numer.
- Halo! – Nie brzmiałem zbyt przyjemnie. W końcu ktoś dzwonił do mnie o drugiej w nocy.
- Elix? – Dźwięczny, kobiecy głos wydawał się nie zauważyć mojej wściekłości.
- Tak. Czego pani chce? – Nie wiem co bardziej mnie wkurzyło – to że mnie obudziła, czy to że była w aż tak dobrym humorze.
- Posłuchaj mnie. Znasz Antoine’a, prawda? – Coś ukłuło mnie w sercu.
- Tak… Coś mu się stało?
- I tak.. I nie. – Zaczęła. –  Po pierwsze nie denerwuj się na niego, on był przeciwny dzwonieniu do ciebie, bo wiedział że jutro musisz rano wstać. Jednak…
- Jednak… - Powtórzyłem głucho.
- Musisz po niego przyjechać.  – Wkurzyłem się na żarty.
- Czemu?
- Ponieważ nie ma pieniędzy na taksówkę, nikt z nas nie może prowadzić bo jesteśmy troszeczkę pijani. - zaśmiała się – No i nasza impreza wymknęła się troszkę spod kontroli.
- Co się stało? – Impreza? Pierwsze słyszę…
- No po pracy postanowiliśmy sobie spędzić trochę czasu razem…  - Dziewczyna zaczęła opowiadać. – Przyszliśmy do mnie do domu, żeby napić się czegoś, pogadać, pograć itp… Jednak godzinę później niewiadomo skąd znalazła się tu kupa ludzi, w tym niejaki Danny. Znasz go? – Krew zagotowała mi się w żyłach. – No i on strasznie przyczepił się do Antoine’a, który nie wydaje się być tym zachwycony i nie wie co zrobić.
- Podaj mi adres. – Warknąłem głucho, ignorując  jej dalsze słowa. Skąd ten rudy skurwiel tam się wziął.
- Już.. – Chyba nie na żarty przestraszyła się mojego tonu. – To niedaleko od waszego domu, tak ze dwadzieścia minut… - Zapisałem sobie jej adres, ubrałem się i niemal wybiegłem z domu. Czułem że dwanaście lat trenowania Kick-boxingu dziś na coś mi się przyda.

Jechałem ponad 150 km/h , ale nadal było to dla mnie zbyt wolno. Danny… Skąd wziął tam się Danny? Wzdrygnąłem się na myśl, co może teraz robić mojemu chłopakowi. Ale chwilę później coś zaświtało mi w głowie.
Od kilku dni An bez przerwy z kimś pisał. Non stop. Zaczynał już rano, a kończył dopiero parę chwil przed pójściem spać. Gdy pytałem go z kim rozmawia, odpowiadał zdawkowo: „z nikim ważnym”. Czyżby… Czyżby cały czas kontaktował się ze swoim byłym, a dziś zadzwonił, żeby wpadł na imprezę? Na samą myśl zacisnąłem zęby. 
Chwila, spokojnie! Żadnych pochopnych wniosków. Przecież ta dziewczyna sama mówiła że An „nie wydaje się być tym zachwycony’’. Czyli jak zawsze Danny przyczepił się do Ana, a ta uległa sierota, nie umie mu powiedzieć nie. Już ja się tym zajmę…
Dwadzieścia minut później stałem przed domem tej dziewczyny. Słychać było dudniącą w środku muzykę. Parę osób leżało na werandzie przed domem, zupełnie nie ogarniając co się dzieje. Wkurzony pokonałem parę schodków i wszedłem do środka. Było tłoczno, głośno i cuchnęło papierosami, marychą i alkoholem.  Rozejrzałem się dokładnie po otoczeniu. Ana nigdzie nie było.
- Elix?! – Niska brunetka uczepiła się mojego ramienia. Skinąłem głową. – Danny zaciągnął Ana na górę. Chodź za mną! – Ruszyłem po schodach, spodziewając się najgorszego. Jeśli nie daj Boże przespali się ze sobą… nie ręczę za siebie.
- An! – Krzyknęła brunetka, ciągnąc mnie za rękaw. - Ostatnie drzwi po lewej.. – Wskazała.
Zacisnąłem pięści, żeby w razie czego ktoś mógł dostać po twarzy i złapałem za klamkę.  To co zobaczyłem, wytrąciło mnie z równowagi.
An stał przyparty do ściany, niezdarnie próbując odepchnąć od siebie tę małą, rudą gnidę, która obmacywała go w najlepsze.
- Zostaw mnie… - Mój chłopak miał zachrypnięty głos. Coś było nie tak..  – Danny, mówiłem ci że nie chce ciebie… - On nie był po prostu pijany, on był… na prochach?
- Daj mi siebie ten jeden raz. Masz ochotę na seks, prawda? – A to szmata…
- Ale nie z tobą… - Mruknął mój chłopak resztkami sił.
- Wolisz to robić ze swoim chłoptasiem? – Zaśmiał się Danny. – Ale popatrz, jego tu nie ma..
- Ale gdyby był.. Nie wyszedłbyś stąd cały…
- Och, dostałbym od niego z liścia tak jak od ciebie. Skarbie, obaj wiemy co robiliśmy parę lat temu. Było to o wiele bardziej bolesne niż twoja marna podróbka prawdziwego ciosu..
- Bo on nie ma odwagi krzywdzić ludzi. – Wtrąciłem się do rozmowy. – W przeciwieństwie do mnie.
Danny wzdrygnął się i natychmiastowo odsunął się od Ana.
- Elix..  – Mój chłopak ciężko osunął się na podłogę.
- Co mu zrobiłeś? – Podwinąłem rękawy kurtki, szykując się do walki.
- To on sam.. Wypił za dużo… - Tłumaczył się niezręcznie, tracąc wątek. – Sam się na mnie rzucił.. Praktycznie…
Prosty, idealnie wyważony cios w szczękę odrzucił go na ścianę. Odbił się od niej z hukiem.
- Jeszcze raz.. – Złapałem Dannego za włosy. – Jeszcze raz zbliżysz się choć do mojego chłopaka, a oderwę ci jaja, rozumiesz? – Spojrzałem na jego zakrwawioną twarz. – Tolerowałem to że do niego dzwoniłeś, pisałeś i próbowałeś poderwać. Ale upijanie i narkotyzowanie go to przesada. – Rzuciłem nim o ścianę i zająłem się moim chłopakiem. – Możesz wstać?
- Tak… - Złapał się mojego ramienia. – Jest mi zimno… - Czułem jak drży.
- Zaraz będzie ci lepiej. – Objąłem go w pasie i zaprowadziłem do samochodu. Ułożył się wygodnie w fotelu, cały czas ciężko oddychając i drżąc z zimna. Chyba miał gorączkę.
- Przepraszam.. – Wymamrotał, gdy odpaliłem silnik. – Miało być inaczej…
- Skąd on się tam wziął?
- Nie wiem… Nagle się pojawił i zaczął mnie zaczepiać… Elix…
- Hm?
- On mi chyba coś dał… - Powiedział prawie szeptem. – Musiał mi coś wrzucić do picia.
- A co się stało?
- Moje ciało… Czuję jakbym się palił… - Syknął z przejęciem.
- Było od niego nie brać żadnych drinków. An, czemu się nadal z nim zadajesz?
- Sam się przyczepił…
- A ty nie umiałeś powiedzieć mu nie. No super! – Warknąłem.
- Jesteś zły? – Spojrzał na mnie nieprzytomnym wzrokiem. Nie wiedziałem co mam powiedzieć. No pewnie że byłem zły. Byłem wściekły że pozwolił się zbliżyć temu sukinsynowi choć na milimetr.
- Jestem. – Przyznałem szczerze. – Wkurza mnie twoja nieodpowiedzialność. To że mówisz że nie znosisz Dannego i nie chcesz mieć z nim nic wspólnego, a i tak przy każdej możliwej okazji do niego lecisz i nie umiesz się mu postawić. Ja dla ciebie zrezygnowałem z kontaktów z moimi byłymi, bo nie byłeś zadowolony, gdy którykolwiek z nich chciał ze mną porozmawiać. Więc dlaczego ty nie jesteś w stanie się poświęcić?
Przez chwilę w samochodzie było irytująco cicho. Żaden z nas nie miał odwagi powiedzieć już czegokolwiek, więc zrezygnowany włączyłem radio. Nowa piosenka Miley Cyrus irytująco wdzierała się do mojego umysłu. Tekst również. Zirytowany zmieniłem stację. One Republic już bardziej mi pasowało. Przez całą drogę powrotną nie zamieniliśmy ze sobą ani słowa.

Pomogłem mojemu chłopakowi wejść do mieszkania i pozbyć się butów i kurtki. Widać było że na dziś ma już dość.
- Elix.. – Zaczął, gdy starałem się go położyć do łóżka.
- Co jest?
- Tylko jedno… - Pocałował mnie delikatnie, jakbym był jakimś kruchym materiałem. – Przepraszam cię. Naprawdę cię przepraszam.
Nie odpowiedziałem mu, tylko delikatnie przejechałem dłonią po policzku.
- Porozmawiamy jak wrócę. Śpij.
- Nie położysz się obok mnie?  - Spojrzał zdezorientowany. – Elix, powiedziałem ci że cię potrzebuję… TERAZ! – Prawie krzyczał.
- Wiem. Ale złamałeś też obietnicę że nie będziesz mi przeszkadzał oraz nieźle mnie wkurzyłeś. To jest twoja kara kochanie. – Zostawiłem go samego w pokoju. Niech cierpi, należy mu się. Spojrzałem na zegarek, który wskazywał na prawie czwartą nad ranem. Cholera. Zeszło się dłużej niż się spodziewałem. Nie opłaca mi się kłaść, więc postanowiłem zrobić sobie duże śniadanie….
- Jest pan fenomenalny! – Żona Jacobiego, Ellie przyglądała się szkicom z szeroko otwartą buzią. Była zachwycona.
- Podoba ci się skarbie? – Mój szef pogłaskał ją po głowie.
- Jeszcze się pytasz! – Spojrzała na mnie z szerokim uśmiechem. – Panie Elixie, zrobił pan coś niesamowitego! Oba domy są przepiękne!
- Cieszę się że trafiłem w pani gust. – Uśmiechnąłem się szczerze. W porównaniu do małżonka, Ellie była przeuroczą kobietą. Średniego wzrostu, o bardzo kobiecej sylwetce, rudowłosa, naturalna dziewczyna. Aż dziw brał co ona robi z takim bucem jak Jacoby.
- Kochanie, muszę cię przeprosić. Chcę pomówić z Elixem o pieniądzach.
- Mam iść? Ale pan Elix jest taki sympatyczny… - Westchnęła.
- Na pewno w przyszłości będziemy mieli okazję jeszcze porozmawiać. – Ukłoniłem się jej z szerokim uśmiechem. Trudno było jej nie lubić.
- Skoro tak… Do widzenia panu!
- Do zobaczenia pani Quercy! – Chwilę później ja i Jacoby zostaliśmy sami. Spojrzał na mnie uważnie, poprawiając okulary.
- Miałeś ciężką noc, czy jesteś taki zniechęcony, bo widzisz mnie? – Spytał bez ogródek.
- Dzisiaj akurat bardzo ciężka noc.
- Nadal masz do mnie żal, prawda? – To pytanie mnie zaskoczyło. Jednak postanowiłem być szczery.
- Tak. Zabawiłeś się uczuciami młodego, niedoświadczonego chłopca. Nawet nie wiesz jak bardzo cierpiałem. – W jego oczach przez chwilę widziałem coś w rodzaju troski. Jednak po kilku sekundach zaczął się śmiać.
- Dałem ci lekcję życia, Elixie. Nie mów że ci się nie przydała? – Patrzyłem z nienawiścią na jego parszywy, prześmiewczy wzrok. – Ale skoro tak cię to boli… - Złapał mnie za podbródek. – Przepraszam za to że cię zraniłem. Obiecuję że więcej tego nie zrobię.
Dystans między nami drastycznie zmalał. Patrzyłem na jego twarz. Twarz, która mnie odrzucała, ale jednocześnie cholernie pociągała.
- To tego nie rób. – Odepchnąłem jego rękę. – Bądźmy profesjonalistami i zachowujmy się tak jak powinniśmy zachowywać się względem siebie. – Starałem się opanować drżący głos.
Patrzył na mnie w skupieniu.
- Masz rację.. Powinniśmy być profesjonalni. – Uśmiechnął się nieco chłodno. – Profesjonalni… - Powtórzył głucho. – No dobrze. A więc uwinąłeś się z pracą tydzień przed terminem. Ile obiecałem ci za każdy dzień przed? Pięć tysięcy?
- Tak.
- Za ten projekt mogę zapłacić ci… 60 tysięcy. – Przez chwilę słyszałem tylko głośne bicie swojego serca. – Są doskonałe. Idealnie trafiłeś w mój gust. I w gust mojej żony. Zasługujesz na to plus oczywiście na premię. – Uśmiechnął się sympatycznie, a ja nie mogłem uwierzyć własnym uszom. Pierwszy raz w życiu słyszałem o takich pieniądzach za prywatne zlecenie.
- Dziękuję… - Wydukałem nieśmiało.
- Duże pieniądze, prawda? Jeśli regularnie będziesz pojawiać się na placu budowy, zobaczysz ich znacznie więcej, a te marne 60 tyś to będzie pikuś. Plus nie zapominajmy o premiach. – Jacoby przeczesał włosy palcami. – Niestety muszę cię już pożegnać. Mam zaraz klienta. Zostawiam ci dwa tygodnie na wypoczęcie i zapraszam na budowę. – Podał mi dłoń.
- Oczywiście. – Starałem się być miły. – Do zobaczenia.
- Do zobaczenia. – Uśmiechnął się.

Gdy wróciłem do domu, było prawie południe. Pomimo że prawie nie spałem i jechałem dziś ponad cztery godziny nie czułem zmęczenia.  Usłyszałem brzdęk garnków.
- Jesteś? – Antoine wyjrzał z kuchni. – Jak było? Chcesz kawy?
- Chętnie. Lepiej niż się spodziewałem.. – Zamiast do kuchni, powędrowałem prosto do pokoju. – Powiem ci wszystko jak się przebiorę.
- Mów. – Usłyszałem głos tuż za sobą – Nie chcę czekać.
Zacząłem opowiadać o przebiegu spotkania, żonie Jacobiego i o samym Jacobym. Wspomniałem mu o horrendalnych pieniądzach, które dostałem za zlecenie i o tym jak wracając jakiś pajac prawie nie wpadł mi pod koła. An przez cały czas milczał, bacznie mnie obserwując. Poczułem się trochę niezręcznie.
- Słuchasz mnie, Antoine? Czy może cię zanudzam? – Spojrzałem na niego podenerwowany.
- Skąd. Mów dalej… - Podszedł do mnie bliżej i objął mnie w pasie. – Nie zabiłeś tego chłopaka czy nie?
- Co ty robisz? – Próbowałem się odsunąć, jednak An przyciągnął mnie bliżej, tak że nasze twarze były naprzeciw siebie.
- Czy nie mogę cię nawet przytulić? Zwłaszcza po tym jak tragicznie zachowałem się dziś w nocy? – Patrzył mi prosto w oczy. Pomimo że An był ode mnie wyższy tylko o cztery centymetry, w tej chwili zdawało mi się że jest gigantem. Nie lubiłem gdy ktoś mnie obserwował. Nawet jeśli to był on. – Elix, spójrz na mnie.
Delikatnie uniosłem powieki. Wpatrywał się we mnie, a jego piękne, zielone oczy błyszczały niczym szmaragd.
- Denerwuje mnie, gdy ktoś się na mnie patrzy. – Krew w żyłach płynęła mi coraz szybciej.
- Dlaczego się tak denerwujesz? – Jego usta dotknęły moich. – Przecież to tylko ja na ciebie patrzę.
- Chodzi o to że TO WŁAŚNIE TY na mnie patrzysz. – Antoine spojrzał na mnie zaszokowany.  – Zawstydzasz mnie tym.
- Intymnością? – Zdziwił się jeszcze bardziej. – Czyli gdy się kochamy… To wariujesz ze wstydu? – Zaśmiał się głośno.
- Śmiej się dalej. – Burknąłem, odchylając głowę.
- No cóż Elixie… Więc zrobię coś jeszcze bardziej zawstydzającego. – Jego ręce zjechały na moje pośladki, ściskając je lekko, a jego usta wtopiły się desperacko w moje. – Uwielbiam gdy się przy mnie czerwienisz. – Wyszeptał. – I gdy czuję że robisz się coraz twardszy. – Obrócił mnie i delikatnie położył na łóżku. To co robił przez następne pół godziny na dłuższy czas zapadnie mi w pamięć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz