sobota, 2 listopada 2013

Rozdział 8 - Dzień przeznaczenia

- Chcesz ze mną pograć? – Antoine zamachał mi przed nosem padem do konsoli. 
- Krótką chwilę. Potem pójdę pozmywać po obiedzie. – Ciężko walnąłem się na kanapę.
- Co się stało z moim dominującym samcem alfa, który krzyczał że moje miejsce jest w kuchni? – Mój chłopak oparł się o moje przedramię.
- Przeszedł na tryb partnerski. – Cmoknąłem go w czubek głowy.
- Mała bójka w Naruto? Czy wolisz się ścigać? Ewentualnie jest jeszcze Just Dance, ale to chyba nie na tę chwilę…
- Naruto. Mam dość bojowy nastrój. – Chwilę później ekran rozbłysnął kolorami, pokazując znane nawet mnie postacie z anime.  Wybraliśmy postacie, plansze i zaczęliśmy grę. Lubię grać na konsoli, tak jak zdecydowana większość facetów. Jednak z nerdem takim jak An nie miałem żadnych, ale to żadnych szans. Był niepokonany. Świadczyło o tym moje siedem przegranych z rzędu walk. 
- Tracę swoją męską godność. Daj mi choć raz wygrać. – Mój chłopak zaśmiał się na te słowa.
- Przegrywasz bo nie ładujesz sobie mocy i wybierasz beznadziejne postacie. Wybierz Kakashiego, Hinatę albo Sasuke to będziesz miał większe szanse. I używaj combosów. Wtedy może mnie nawet draśniesz. – W tym samym momencie ktoś zaczął dzwonić do drzwi. – Skarbie, idź otwórz.
- Już, już… - Równie ciężko dźwignąłem się z kanapy i przemaszerowałem przez hol. – Kto tam?
- Ma pan czas porozmawiać o Bogu? – Znajomy głos został zduszony przez chichot.
- Jeśli ma pan coś mocniejszego, to mam! – Otworzyłem drzwi i spojrzałem na dwie roześmiane postacie po drugiej stronie. – No proszę co za niespodzianka! Lykke i Tim we własnej osobie! Wchodźcie!
- Mała rekompensata za to że dawno nas już nie było u was. Mamy trochę alko i żarcia! – Nasi przyjaciele, również para z długim stażem czuli się u nas bardzo swobodnie. Lykke bez pytania otworzył szafę w której trzymaliśmy kurtki i powiesił swoją skórzaną ramoneskę na wieszaku. To samo zrobił z kurtką ukochanego. – Gdzie jest An? Nie mów że się ubiera?! Nie byliście w trakcie seksu prawda?
- An, nie musisz zakładać tych spodni! Nakryli nas! – Zawołałem do swojego chłopaka.
- Niezręcznie mi będzie paradować z gołym tyłkiem przed nimi! Chyba się ubiorę! – An przyszedł do nas z szerokim uśmiechem. – Myślałem że się obraziliście! Co się stało? – Podał Timowi rękę. To samo chciał zrobić Lykkiemu, ale ten mocno go przytulił. –  Myślisz że mnie tym przekupisz?
- Nie. Ale kocham was prawie tak samo jak Tima. – Z Ana przerzucił się na mnie. Klepnąłem najlepszego kumpla po plecach.  – I chcę wam wynagrodzić ten miesiąc beze mnie. I bez mojego ukochanego. – Poprawił się szybko, spoglądając na niego zalotnie.  Nigdy w życiu nie powiedziałbym że tak różne osoby jak oni mogą się w sobie zakochać, ale prawda była bezlitosna. Tim był… bardzo przeciętny. Aż za przeciętny.  Księgowy średniego wzrostu brunet o piwnych oczach i żadnych znaków szczególnych zazwyczaj nie wiąże się z kimś takim jak Lykke.
Znamy się od podstawówki. Los tak chciał że obaj przez cały czas naszej edukacji lądowaliśmy w tych samych klasach, więc zawsze trzymaliśmy się razem. Od początku wiedział że jest gejem i nigdy się z tym nie krył, co często przysparzało mi kłopotów. I to ja byłem tym, który go z nich wyciągał. Jednak dzięki temu nasza więź jest tak silna, że niemal nie do zniszczenia.
Ly, jak go zwykłem nazywać jest najniższym facetem jakiego znam. Niewiele ponad metr pięćdziesiąt pięć wzrostu, jest przeraźliwie chudy i bardzo drobny w swojej budowie. Ma również niebieskie włosy na których widnieją pojedyncze fioletowe pasemka i oczy, których kolor zmienia się codziennie. Dzisiaj były różowe. Ekscentryczny styl jednak odzwierciedla jego kolorową i bogatą osobowość i  bardzo pomaga mu jako malarzowi (tak przynajmniej twierdzi sam Lykke).
- Gdzie byliście? Już się zamartwialiśmy z Elixem. – Antoine zaprosił chłopaków do środka. – Rozsiądźcie się, a ja przyniosę jakieś miski i szklanki. – Zniknął  w kuchni.
- Miałem wystawę swoich prac w Holandii. I zabawiłem tam trochę dłużej. A Tim cały czas pracował i wstydził się odwiedzić was dwóch ot tak. – Lykke wygodnie rozłożył się na kanapie. – A co u was? Dlaczego nie idziecie do Dannego na imprezę?
- Skąd wiesz że nie idziemy? – Spytałem, siadając naprzeciwko chłopaków.
- Antoine odrzucił zaproszenie na Facebooku. – Odparł. Był śmiertelnie poważny. Antoine, który wszedł właśnie do salonu spojrzał się na mnie wzrokiem pt. „A ty się śmiałeś. Widzisz?!” . W odpowiedzi przewróciłem oczami.
- Mamy już inne plany. – Mój chłopak uśmiechnął się sympatycznie. – Niestety nie możemy tego odwołać.
- A co się stało? – Tim zainteresował się sprawą. Nie wiedzieć czemu mieli z Anem świetny kontakt.
- Musimy jechać do domu. Mama ma urodziny. – Kłamał. Nie chciał się przyznać?
- No to rzeczywiście nie możecie iść… Szkoda, bo my właściwie szliśmy tam tylko dla was. – Tim wyraźnie się zmartwił.
Chwilę później wszyscy czterej pogodnie rozmawialiśmy na różne tematy. Jak za starych, dobrych czasów.

-  Słyszałem ostatnio o ciekawej sprawie… -  Lykke usiadł na blacie stołu. Tim i An grali na konsoli, a ja poszedłem po picie do kuchni.
- Co się stało?
- Podobno Danny ma złamany nos. – Próbowałem być spokojny.
- Taak? A co się stało?
- Nie bawmy się w to Elix. Wiem że to ty. Chcę tylko wiedzieć co się stało. – Zgarnął opadającą grzywkę z czoła.
- Wszyscy wiedzą?
- Nie, tylko ja. Znam dziewczynę, która pracuje razem z Anem i mi o tym powiedziała. Tylko że była zbyt pijana i do końca nie pamięta co się stało. Słyszałem tylko że na imprezę wpadł nieprawdopodobnie przystojny gość, poszedł na górę, zrobiło się głośno i wyszedł z Anem. Opowiadaj.
- Danny przystawiał się do mojego chłopaka, więc dałem mu po mordzie. Ot cała historia. – Lykke przez chwile przyglądał mi się bez słowa.
- Cud, że go nie zabiłeś.
- Jeśli chodzi o Ana, nie umiem się kontrolować.
- A on nie próbował się bronić przed Dannym?
- Próbował, ale był pijany i czymś otumaniony.
- Niech on uważa. Danny ma bardzo dobry dostęp do narkotyków i innych tego typu substancji. Jego brat jest jakimś dilerem i mu to wszystko załatwia.
- Skąd wiesz? 
- Tim mi powiedział. A skąd on wie – nie pytaj. Sam Danny podobno mówi o jakimś wypadku, jednak wiesz… po kątach chodzą inne plotki. Ale spokojnie – nikt nie wie że to ty. Poza tym nawet jakby się dowiedzieli, to większość byłaby po twojej stronie.
- Już zapomniałem jaki to mały świat…
- Masz rację. To mały, trochę patologiczny światek. Ale nic na to nie poradzisz.
- Wiem. Nie żałuję tego co zrobiłem. Ta menda przystawiała się do mojego chłopaka. Nie obchodzi mnie że kiedyś ze sobą sypiali. Od czterech lat jest mój i nikt nie ma prawa kłaść na nim rąk.
- Czyli następnym razem nie złamiesz mu tylko nosa? – Lykke zaśmiał się radośnie.
- Nie będzie następnego  razu. Antoine obiecał mi że to już koniec. Że odcina się od dawnego życia.
- No coś ty? Myślisz że mu się uda? – Zagryzł dolną wargę.
- Muszę mu zaufać. Mam inny wybór? -  Wzruszyłem ramionami.
- Nie masz. Ale na twoim miejscu bym się nie martwił. Antoine szaleje za tobą i myślę że nie była to pusta obietnica. Co prawda nie jest asertywny, ale myślę że nigdy cię nie zdradzi i cię nie zdradził.
- Mówisz mi rzeczy, które doskonale wiem. – Uśmiechnąłem się do przyjaciela. – Ale dzięki za wsparcie.
- Po to tu jestem. –  Kąciki jego bladych ust lekko uniosły się do góry. – A jak w pracy? Coś nowego?
- Że zapomniałem ci o tym powiedzieć.. – Przywaliłem dłonią w czoło.
- O czym? – Lykke wyraźnie zainteresował się tematem.
- Wiesz kto jest moim nowym zleceniodawcą?
- Hm?
- Jacoby.
- TEN JACOBY?! – Lykke niemal poderwał się z miejsca. – Nasz były nauczyciel fizyki, facet, który pozbawił cię dziewictwa? – Dodał ciszej. – Antoine wie?
- Tylko że nas uczył. Wiesz że Jacoby ma żonę i dzieci?
- Pieprzysz. Żadna przykrywka?
- Poznałem ją. Niesamowicie miła i normalna.
- A dwa miesiące temu widziałem go z jakimś młodym chłopcem w klubie gejowskim. – Zdziwił się. To maleńki świat. – I jakie są wasze stosunki?
- Bardzo profesjonalne. Udajemy że między nami nic nie było. Czysta relacja pracownik – szef. Choć nadal go nie znoszę.
- Jezu pamiętam jaki byłeś załamany po tym wszystkim. Aż mi się serce krajało….
- Chłopaki! – An wpadł do kuchni.
- Co jest?
- Co wy u robicie tak długo?
- Narzekamy na was dwóch. – Lykke wypiął Anowi język. – Sprawiacie nam same kłopoty.
- Ohohoho, i kto to mówi?  – An zawrócił się do salonu. 
- Już do was wracamy. – Złapałem dwie butelki coli i dwie dodatkowe paczki nachos i obaj dołączyliśmy do chłopaków.

- Szkoda że już idziecie. – Spojrzałem na zegarek. Dochodziła pierwsza w nocy.
- Jeszcze nie raz się spotkamy! Poza tym zarówno ty jak i ja musimy być od rana w biurze. – Tim zakładał Lykkowi kurtkę. – Musisz też kiedyś spać, prawda?
- Antoine, my byliśmy mądrzejsi i wybraliśmy sobie lepsze prace! – Lykke, któremu zbyt duża ilość alkoholu uderzyła do głowy mamrotał coś bez większego sensu.
- Idziemy już skarbie. Taksóweczka na nas czeka. Następnym razem zapraszamy do nas!
-  Na pewno wpadniemy! – Antoine zamknął za nimi drzwi. – O stary, ale jestem zmęczony!
- A co ja mam powiedzieć?  - Spojrzałem na niego pochmurnym wzrokiem. Trudno uwierzyć że nie minęła nawet doba od tego wszystkiego.
- Idziemy spać? – Wymamrotał mój chłopak, owijając dłonie wokół moich bioder. Potem dał mi szybkiego całusa.
- Taak. Tylko najpierw wezmę prysznic.
- Ok. Spróbuję na ciebie poczekać, ale nie wiem czy mi się uda. Oczy strasznie mi się kleją. 
-  To pewnie przez te imprezy i ciągłe picie mój drogi. – Pogładziłem go po policzku.
- Jestem młody, muszę się wyszaleć. W moim wieku byłeś taki sam.
- W twoim wieku byłem już  od roku w związku. – Roześmiałem się.
- Nic się nie mogę z tobą droczyć. – Przewrócił oczami. – Idź się myć i wracaj do mnie do łóżeczka.
- Ty się nie myjesz? Idziesz jutro do pracy.
- Wezmę prysznic rano, dziś już nie mam siły.
- Jak chcesz. Tylko jak będziesz śmierdział, to cię w nocy wyniosę na balkon.
- Nie jest chyba aż tak źle. – Powąchał rękaw swojej bluzy.  – Ej, da się wytrzymać. Można uznać to za męski zapach.
Pokręciwszy głową z udawanym rozczarowaniem, poszedłem się umyć. Gdy wróciłem do łóżka, An już smacznie spał. Rozłożyłem się wygodnie na łóżku. Powinienem być wykończony, jednak w chwili gdy już się położyłem, zmęczenie odeszło. Miałem chwilę czasu, by spokojnie wszystko przemyśleć. Lykke zapytał czy wierzę że uda mu się z tym wszystkim skończyć raz na zawsze? Niczego w życiu nie można być pewnym, jednak w tej sprawie jestem prawie przekonany że An da radę.  W końcu parę lat temu odszedł od Dannego i przez jakiś czas skutecznie go unikał. Uśmiechnąłem się na wspomnienie mojego ukochanego sprzed kilku lat. Jak on się zmienił. Jak długą drogę i jak wiele pracy włożył w ukształtowanie samego siebie. Był okropny. Był okropnym, rozpieszczonym bachorem, który myślał że wszystko mu wolno. Ech… aż się łezka kręci na to wspomnienie.

23 kwietnia 2006

Pamiętam że byłem na jakieś imprezie. Niewiele pamiętam, pomimo iż była to jedna z niewielu imprez na których byłem całkowicie trzeźwy. Chyba dlatego że niedawno zmieniałem samochód i nie chciałem go od razu rozbić. Pamiętam jednak że chciałem znaleźć sobie kogoś na noc. I prawie mi się udało. Gdyby nie stało się to.
Nie pamiętam jak miała na imię moja potencjalna zdobycz. Nie pamiętam nawet jak wyglądał – nie było to raczej istotne. Na typowych, gejowskich imprezach takie szczegóły nie miały żadnego znaczenia. Pamiętam że miałem go już prawie pocałować, aż….
- Jeśli chcesz się z nim przelizać, to wynajmij sobie pokój. – Z niechęcią odwróciłem się w stronę głosu i popatrzyłem na osobę, która śmiała przerwać wielkiemu Elixowi podryw. Co najdziwniejsze stał przede mną nastolatek. Młody chłopiec, dopiero co wkraczający w dorosłość. Uroczy, mały blondynek o  zielonych oczach patrzył na mnie jakbym był największą kanalią na tym świecie.
- Już dawno po dobranocce, więc idź zrobić siusiu, umyć ząbki i spać, bo jutro szkoła. – Rzuciłem niedbale, chcąc go spławić.
- Myślisz że jesteś lepszy, bo sypiasz sobie z kim popadnie?! – Naskoczył na mnie.
-  Tak, tak właśnie myślę. Spieprzaj stąd, bo działasz mi na nerwy gówniarzu.
- Jakiś ty ważny. – Zaczął mnie przedrzeźniać. – Uważaj, bo kiedyś stanie ci na drodze prawdziwa miłość, a ty będziesz zbyt nastawiony na seks, żeby zwracać uwagę na uczucia.
- Masz jakiś problem? –Spojrzałem na niego zdenerwowany. – Jeśli czegoś chcesz, to powiedz, a nie stoisz i pierdolisz jakieś głupoty. Ciekawe co taki szczyl jak ty, wie o prawdziwej miłości?
- Na pewno więcej niż ty. – Oburzył się. – Ja przynajmniej od pół roku jestem w prawdziwym związku.
- Tylko nie zamęcz tego wibratora na śmierć. Spierdalaj i nie męcz mnie jakimiś głupotami. – Machnąłem na niego ręką.
- Kutas z ciebie, wiesz? Mam nadzieję, że nigdy nie spotkasz kogoś, kto cię pokocha! – Młody krzyknął i wylał na mnie jakiegoś drinka, którego miał w ręce. Następnie odwrócił się na pięcie i odszedł  w drugą stronę.
- Co za popieprzony bachor. – Zauważył chłopak do którego zarywałem. – Sam się zaczął pruć,  a potem miał pretensję. Chodź, zrobimy coś z tą koszulą… - Zaciągnął mnie do łazienki. Nie wiedzieć czemu ten młodziutki blondynek jeszcze przez dwie godziny siedział w mojej głowie…

Wyszedłem z imprezy wcześniej. Nie wiem czemu, ale strasznie mi się tam nudziło.  Było dość chłodno, jednak ja uwielbiałem taką pogodę i powolutku zmierzałem do samochodu. Kiedy już tam dotarłem  usłyszałem straszne krzyki.
- To że ja to mogę robić, to nie znaczy że ty też mała kurwo! – Przystanąłem nieco zaciekawiony. Co się stało?
- Przepraszam. Danny, naprawdę cię przepraszam! – Rozpoznałem ten głos, pomimo iż nie był aż tak zuchwały i pewny siebie. Mały blondasek się z kimś kłócił. Albo raczej dostawał opieprz.  – To już się nie powtórzy!
- Mam ci uwierzyć?! Jakiś kretyn obściskuje cie w kącie i myślisz że ja ci to wybaczę?
- Przecież w tym samym momencie byłeś w łóżku z jakimś chłopakiem! Danny, pomyśl o tym co czuję… -  Młody płakał.  W tym momencie zrobiło mi się go nawet szkoda.
- Co ty czujesz?! – Głośna salwa szyderczego śmiechu przecięła powietrze. – Ty nie masz czuć. Ty masz być moją seksualną zabawką. Zrozum, nie jesteśmy w związku. Ja cię tylko posuwam. Jeśli ci to przeszkadza, to wypierdalaj. Ale pamiętaj  że do mnie nie ma już powrotu! – Przez chwile byłem przekonany że młody wróci do niego  na klęczkach.
- Stary, obrzydliwy chuj z ciebie! – Młody krzyknął tak, że zaskoczyło to nawet mnie. – Bawisz się ludźmi, jakby byli twoją własnością. Wstyd mi że pozwoliłem się dotykać komuś tak żałosnemu jak ty!
Grobowa cisza jaka nastała była nie tyle niezręczna, co przerażająca. Wtem usłyszałem odgłos odbezpieczanej broni.
- Masz dziesięć sekund na ucieczkę. Później zacznę do ciebie strzelać. Jeśli przeżyjesz, nie masz prawa pokazać mi się już więcej na oczy! Rozumiesz?! – Chłopak zaczął uciekać, a ja w myślach odliczałem sekundy. W ostatniej chwili wybiegł za róg, cały zdyszany i przerażony. Spojrzał na mnie z lekkim niedowierzaniem.
- Wsiadaj! – Krzyknąłem do niego. Czemu? Nadal zadaję sobie to pytanie. Jednak chłopak skorzystał z okazji. Szybko odpaliłem silnik i z piskiem ruszyłem z miejsca. Chłopak wtulił się w siedzenie, spuszczając smutno głowę.
- W porządku? – Było to najgłupsze pytanie jakie mogłem zadać.
- Czuję się jak dziwka. – Wypalił, powstrzymując łzy. – Słyszałeś wszystko?
- Nie chciałem, nie podsłuchiwałem… - Próbowałem się tłumaczyć.
- Wszystko w porządku, rozumiem. – Kiwnął głową. – To przecież nie twoja wina.
- Jestem Elix. – Wyciągnąłem do niego rękę.
- Antoine. – Jego uścisk był delikatny, a dłonie bardzo zimne. – Dokąd mnie wieziesz?
- Mieszkałeś z nim, prawda?
- Yhy.
- Więc jedziesz do mnie. Spokojnie, nic ci się nie stanie.  Zimno ci.
- No. – Przystanęliśmy na czerwonym świetle. Zdjąłem kurtkę.
- Trzymaj! Tylko ostrzegam – mam kanapę, która może nie jest za wielka, ale całkiem wygodna. Więc nie  będzie ci się źle spało. – Próbowałem go zagadać, jednak Antoine odpowiadał tylko jakimiś półsłówkami.  W sumie nie dziwiłem mu się ani trochę.

- Jeśli chcesz, weź prysznic. Zaraz dam ci ręczniki. – Sięgnąłem do szafy i wyjąłem z niego też czysty podkoszulek i spodnie od dresu.  – Trzymaj też ciuchy, do spania będą wygodniejsze.
- Czemu? – Zapytał, patrząc się na mnie jak na kretyna. – Czemu jesteś dla mnie taki miły, pomimo że wcześniej byłem dla ciebie taki wredny?
- Eeee…. Więc… - Próbowałem znaleźć racjonalne wytłumaczenie.  Właśnie, czemu ja to w ogóle zrobiłem? Ten szczyl jest sam sobie winien.
- Rozumiem. – Uśmiechnął się smutno. – Było tak od razu. – Rzucił ręczniki na podłogę i uklęknął przede mną. – Nie ma obaw że nie lubisz facetów, więc baw się dobrze. – Pociągnął za pasek.
- NIEEEE! – Krzyknąłem i niemalże od niego odskoczyłem. – Nie chcę się z tobą kochać! Po prostu… Zrobiło mi się ciebie szkoda, bo sam wiem jak to jest być oszukanym przez osobę, którą myślisz że kochasz. – Przyznałem się, pomagając mu wstać. – Nie oczekuję od ciebie nic w zamian. To tylko pomoc wynikając a  z mojego dobrego serca. – Patrzył na mnie z niedowierzaniem.
- Nie chcesz nic w zamian? – Powtórzył głucho. – Bierzesz obcego chłopaka do domu, dajesz ciuchy, miejsce do spania i nie chcesz nic w zamian?
- Chciałem, żeby nic ci się nie stało… - Co ja gadam? Boże, brzmię jakbym był bohaterką jakiegoś romansidła dla bab. Antoine jednak uśmiechnął się do mnie.
- Dziękuję. – Jego drobne ciało przylgnęło do mojego. – Już od dawna nikt nie był dla mnie aż tak dobry.  Dziękuję ci Elixie. – Zaczął płakać. Koszula na mojej piersi zrobiła się wilgotna. Pogłaskałem go po głowie.
- Nie płacz, Antoine. Nikt cię tu nie skrzywdzi. – Pozwoliłem mu uwolnić wszelkie emocje. Dlaczego? Może chciałem, by ten biedny chłopak w chwili tak wielkiego psychicznego załamania nie został zupełnie sam. Tak jak inny chłopiec, którego znałem.

 Obudził mnie niesamowity zapach. Dźwignąłem się z łóżka, sprawdzając godzinę. Była dziesiąta rano. Kroki w kuchni obudziły mnie do reszty, jednak chwilę później przypomniałem sobie że ktoś u mnie nocował. Ktoś, kogo nawet nie znałem.
- Dzień dobry! – Wesoły głos powitał mnie, gdy tylko przekroczyłem próg mojej salono-kuchni. To była typowa kawalerka przystosowana pod studenta. Ciasna, ale własna.
- Cześć. – Spojrzałem na Antoine’a, który był w o wiele lepszym nastroju. Przyjrzałem się kuchni. Coś gotował. – Co ty robisz?
- To mój mały gest wdzięczności.  Nie zdążyliśmy wczoraj porozmawiać, więc nie wiesz że uczę się w szkole gastronomicznej i chcę zostać kucharzem. Robię ci wrapy z cienkich omletów, a w piekarniku pieką się bułeczki z serem feta i suszonymi pomidorami. Przepraszam, ale rano wziąłem 50 zł i poszedłem zrobić ci zakupy.  Masz straszne braki w lodówce. Resztę położyłem na blacie. W ogóle siadaj, bo zaraz będzie gotowe. – Patrzyłem na niego jak zaczarowany.
- Tak, już. – Co się działo? – Wyjąć talerze?
- Jeśli byś mógł. – Zaśmiał się. – Dobrze spałeś?
- Taaak. A ty? Przepraszam za tę kanapę, ale nie często nocują u mnie inni.
- Jest bardzo wygodna, nie przesadzaj! – Na talerzu przede mną wylądowały bosko wyglądające wrapy z ziołami w środku. Niepewnie spróbowałem jednego. Był nieziemski.
- Smakuje? – Antoine spojrzał na mnie z uśmiechem.  W świetle porannego dnia wyglądał zupełnie inaczej niż wczoraj – miał promienną, idealną cerę, błyszczące włosy i intensywnie zielone oczy, które lśniły niczym szmaragdy. Można by powiedzieć że był prześliczny.
- Pyszne. Szkoda że nie mam ciebie codziennie. Robiłbyś mi jedzenie. – Zaśmiałem się. – Słuchaj, masz gdzie mieszkać? – Pytanie zaskoczyło nie tylko jego, ale i mnie.
- Szczerze? Nie za bardzo. Dannego nie chcę widzieć, a moja rodzina mieszka sto kilometrów stąd. Dodatkowo wszystko prócz komórki i portfela mam u niego.
- Zostań u mnie. – Zaproponowałem. – Przyda mi się czyjeś towarzystwo, a potem coś wykombinujemy. –Po raz drugi tego dnia mogłem zobaczyć idealnie białe zęby Antoine’a.
- Jesteś najlepszym co mnie do tej pory w życiu spotkało. Nie wiem czy kiedykolwiek ci się odwdzięczę.
Nie wiedziałem jeszcze że ten dzień był początkiem mojego nowego życia. Że pomimo wszelkich starań i niechęci nie uda mi się uciec od przeznaczenia. 

2 komentarze:

  1. Z prawdziwą przyjemnością przeczytałam. Bardzo sprawnie prowadzisz tę historię, nie męczę się czytając, a to prawdziwy wyczyn i chwała ci za to.
    Najlepsza scena dla mnie z tych, które do tej pory opisałaś, to to wielkie rozczarowanie Elixa po niecnym jego wykorzystaniu w młodości. Dla mnie przełomowy moment tego opowiadania, jak na razie. Nie zniechęcaj się, kontynuuj tę historię jest naprawdę ciekawa. Życzę wytrwałości.

    P.S Google coś miesza blogger też i właściwie nawet nie wiem pod jakim kontem teraz mnie zalogowało :) więc dla uwiarygodnienia się daje linka do mojego bloga http://yaoistyczni.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak mi miło, że ktoś docenił tę scenę, bo strasznie starałam się żeby wyszła dobrze. Dziękuję, dziękuję za miłe słowa i na peeewno Cię odwiedzę :D

      Usuń