piątek, 29 listopada 2013

Rozdział 11 - Kręta droga

Hej wam! Na początku bardzo, ale to bardzo przepraszam Was za brak notki w poprzednim tygodniu, ale mój komputer zupełnie się rozkraczył i przez prawie 2 tyg byłam odcięta od świata. Ale dziś odzyskałam go z powrotem i pierwsze co robię, to pisze dla Was notkę :D Wracamy do wątku...

***

- Nie mogę w to uwierzyć... - Kręciłem się bezcelowo po pokoju. - Bez słowa, tak nagle... Moja własna matka!
- Dlaczego cię wydziedziczyła? - Antoine był równie zdezorientowany co ja.
- Nie wiesz? - Fuknąłem. - Za to, że jestem żałosną imitacją jej syna i skompromitowałem siebie i Boga, sypiając z facetem! To jej jedyny problem!
- To nie ma sensu...  - Mruknął mój chłopak.
- Prawda?! Co ją obchodzi moja orientacja?!
- Nie, Elix. Mówię o nas. Skoro masz przeze mnie aż takie problemy, to nie ma sensu, żeby...
- Przestań. - Usiadłem naprzeciw niego, łapiąc go za ręce. - W tej całej, chorej sytuacji najmniej jest twojej winy, An. - Cmoknąłem go w nos. Uśmiechnął się słodko. - Poza tym nie chodzi o pieniądze. Nie chcę jej majątku, nie jest mi on potrzebny do szczęścia. Tylko chodzi o to jak mnie potraktowała. Rozumiesz?
- Chyba.. - Ścisnął delikatnie moje dłonie. Sam miał wręcz nienaturalnie dobry kontakt z rodzicami, więc oczywiste, że nie wiedział jak się czułem. - Przepraszam... nie powinienem cię teraz jeszcze dodatkowo stresować.
- Nic nie szkodzi... Chyba muszę zadzwonić do domu... - Chciałem się podnieść, ale nie byłem w stanie.
- Nie chce ci się?
- Nawet nie wiem co mam powiedzieć. Co ty byś zrobił na moim miejscu?
- Pfff... Trudno powiedzieć. Zadzwonię może do mojej mamy i z nią pogadam? Albo lepiej - ty sobie z nią porozmawiasz!
- Ja?! Przecież... - Próbowałem się wybronić.
- Nawet nie próbuj. Moja mama cię uwielbia. Na pewno zrobi co w jej mocy, żeby ci pomóc. - Wyjął z kieszeni telefon i wybrał numer. - Hej mamuś! To ja, twoje ukochane dziecko! Co w domu?
Przez chwilę siedział w ciszy i uważnie wysłuchiwał głosu matki. Co chwila uśmiechał się do słuchawki.
- U mnie wszystko gra. Ale Elix ma problem i potrzebuje matczynej rady. - Podał mi słuchawkę.
- Dzień dobry pani... - Mruknąłem nieśmiało.
- Elix! Moje słoneczko! Co się stało? - Gdy usłyszałem jej głos, automatycznie zrobiło mi się cieplej na sercu.
- Sytuacja na froncie jest bardzo, ale to bardzo niebezpieczna. - Przyznałem szczerze, a następnie szybko wytłumaczyłem co się stało. O tym, że nie byłem w dobrych kontaktach z moją rodziną, wiedziała od bardzo dawna. Dlatego traktowała mnie jak jedno ze swoich kolejnych dzieci. "Szóstka, czy siódemka, nie robi mi  to różnicy" - zwykła mawiać.
- Zadzwoń do niej natychmiast. - Powiedziała bardzo poważnie. - I spotkajcie się jak najszybciej. Musicie to obgadać w cztery oczy. A ojciec?
- Nie zamieniłem z nim ani słowa od czterech lat. Podobnie z bratem. Nie mam kontaktu z nikim ze swojej rodziny.
- Elix, musisz się przełamać i jednak z nimi w końcu porozmawiać.
- Ale ja nawet nie wiem o czym.
- Na początku pogadaj o tej całej sytuacji z wydziedziczeniem. Potem już jakoś pójdzie.
- Tak pani myśli?
- Jestem tego pewna.
- Dziękuję. Może rzeczywiście powinienem tak zrobić.
- Nie masz za co, skarbie.
- Ależ mam. To właśnie pani uszczęśliwiła mnie w życiu najbardziej. - Antoine wytrzeszczył na mnie oczy.
- Niby jak? - Zaśmiała się do słuchawki.
- Urodziła pani kogoś, kto jest dla mnie w życiu wszystkim. - Podniosłem dłoń Ana do ust i cmoknąłem ją delikatnie. Policzki mojego chłopaka zrobiły się czerwone jak cegła.
- Elix, naucz mojego męża takiego romantyzmu! - Poprosiła. - Jak tylko załatwisz sprawy ze swoją mamą, przyjedźcie do nas. Z tego co słyszę obaj musicie odpocząć od tego miasta.
- Na pewno skorzystamy z zaproszenia. Do usłyszenia!
- Trzymajcie się! - Rozłączyła się.
Przez chwilę siedzieliśmy z Anem w ciszy, patrząc sobie w oczy.
- Frajer z ciebie. - W końcu mój chłopak przywalił mi delikatnie w przedramię. - Brzmiałeś jak jakaś szalona dziewica.
- Podobało ci się to.
- No skąd. - Otworzył szeroko usta. - Nie lubię takich lamerskich tekstów.
- A te policzki zrobiły ci się takie czerwone, bo ci było zimno, tak? - Rzuciłem mu telefon na kolana. - Ehh, czas odwalić najgorszą część.
- Dzwonisz?
- Dzwonię.
- Chcesz żebym poszedł?
- Nie obrazisz się?
- Skąd.
- Będę w kuchni.
Wyjąłem telefon i wybrałem numer do biura, w którym pracowała moja matka. Nie odebrałaby, gdybym zadzwonił do niej na komórkę.
- Nora Frencer, manager, słucham? - Jej zimny i lodowaty głos rozległ się w słuchawce.
- Dzień dobry, pani matko.
- Elix, cóż za niespodzianka. - Powiedziała tak nieszczerze, że aż mnie to zabolało. - Czemu dzwonisz?
- Bo właśnie dostałem pisemko z urzędu.  Mamo, w co ty pogrywasz?
- Nie mów tak do mnie. Wychowałeś się w normalnej rodzinie, nie jesteś jakimś obdartusem z patologicznej rodziny, więc takie zboczenie w twoim przypadku nie powinno mieć miejsca. Ja tylko chciałam żeby moje dzieci były normalne. I żeby żyły tak jak przykazał nam Pan Bóg. Skoro nie możesz dostosować się do jednej mojej zasady, nie ma sensu żebyś nazywał się moim synem.
- Dlaczego? - Poczułem wilgoć pod powiekami. - Dlaczego tak bardzo ci to przeszkadza?
- To wbrew naturze, prawu ludzkiemu i prawu bożemu. Nie chcę mieć nienormalnych dzieci. Twój brat ma piękną żonę, dwóch synów. A co zostanie po tobie? Tylko zła opinia publiczna! Powinieneś się wstydzić, Elixie. To co robisz jest po prostu żenujące i obrzydliwe. Cofnę pismo, jeśli ty zaczniesz żyć jak człowiek.
- Więc będzie lepiej, jeśli jak najszybciej się spotkamy i zakończymy to raz na zawsze. - Nagle wszelkie emocje ode mnie odpłynęły.
- Mówisz serio? - Chyba ją tym zaskoczyłem .
- Tak. Skoro osoba, która powinna mi być najbliższa, czyli moja matka mnie nie akceptuje, to znaczy że nie ma sensu ciągnąć tego dalej. Nie chcę mieć już z wami nic wspólnego. Przyjedźcie do mnie.. we środę za tydzień? Ty i ojciec. Skończmy to. Masz mój adres, prawda?
- Mam... - Matka była zdezorientowana.
- Więc pogadamy we środę. Z mojej strony to tyle. - Rozłączyłem się, nawet nie czekając na jej odpowiedź. Byłem wściekły, naprawdę wściekły. Poszedłem do kuchni. Antoine krzątał się przy blacie. Strasznie się denerwował. Widziałem to po jego nerwowych, nieskoordynowanych ruchach.
- An.. - Odwrócił się szybko w moją stronę.
- Jak poszło? - Zapytał zmartwiony.
- Przyjedzie we środę. - Podszedłem bliżej.
- Wszystko będzie dobrze?
- Mam nadzieję. - Przytuliłem go mocno. - Antoine...
- Co skarbie? - Podrapał mnie po ramieniu. Wtedy poczułem przypływ niesamowitej adrenaliny. Moje dłonie powędrowały pod koszulkę Ana, a moje usta łapczywie wtopiły się w jego. Zaskoczony nagłym przypływem uczuć An złapał się blatu, jakby tracąc grunt pod nogami.
- Wyjdź za mnie. - Szepnąłem pomiędzy dwoma namiętnymi pocałunkami.
- Co? - Przerwał zaskoczony.
- Wyjdź za mnie, Antoine. - Powtórzyłem poważnie.
- Elix, ale nie mamy prawa, małżeństwa homoseksualne są zabronione...
- Więc się przeprowadźmy, pobierzmy się i załóżmy rodzinę. - Byłem tak poważny, jak jeszcze nigdy. - Bądź mój już na zawsze.
Ciepły uśmiech mojego chłopaka na chwile mnie rozchmurzył.
- Jestem twój, Elixie. - Szepnął. - Poza tym jesteśmy już rodziną. Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. A z przeprowadzką wiążą się spore kłopoty - obaj musielibyśmy rzucić pracę i zacząć wszystko od nowa. A na to nie jesteśmy jeszcze przygotowani, prawda?  - Pocałował mnie długo i namiętnie. Miał rację. To było szalone, dziwne i głupie. Porwałem się z motyką na słońce. Przecież... - Tak.
- Co? - Mruknąłem zaskoczony.
- Tak. Chcę za ciebie wyjść. - W oczach Antoine'a widziałem tę samą powagę, co w moich parę chwil temu. Nie żartował. Chciał tego. Naprawdę chciał!
- An... - Przysunąłem jego głowę bliżej. - Człowieku, ile razy jeszcze sprawisz, że będę wariował ze szczęścia? - Uśmiechnąłem się szeroko, zapominając o problemach. Moja przyszłość, moja rodzina i moja miłość były ze mną cały czas. Potrzebowałem tylko czasu, żeby to dostrzec.

- Panie Frencer! - Maya, moja osobista asystentka, biegała za mną przez cały dzień. Jacoby naprawdę się postarał. Nie dość że miałem własną asystentkę, przyczepę, w której miałem swój mini-gabinet, to również dostałem pozwolenie, by chodzić swobodnie po starym domu Jacobiego, gdzie obecnie mieszkał z żoną i dziećmi. - Pan Jacoby prosił pana do swojego gabinetu. Mam się czymś zająć?
- Dopilnuj, żeby wyliczyli dokładnie odległość między oknami. Ma być dokładnie 178 cm. Inaczej wszystkie inne plany szlag trafi. - Maya jest trochę starsza ode mnie, jednak już po dwóch dniach pracy z nią, miałem wrażenie że jest ona moją prawą ręką. Inteligentna, wygadana i zorientowana we wszystkim, zjednoczyła sobie całą ekipę.
- Jasne, możesz mi zaufać. - Odgarnęła opadającą jej na oczy grzywkę i zajęła się wydawanie poleceń budowlańcom, którzy byli skorzy zrobić dla niej wszystko.
Szybko skierowałem się do gabinetu Jacobiego. Oglądałem nowobogacki dom, urządzony trochę kiczowato, jednak wskazujący na status właściciela.
- Co jest.... - Wszedłem do środka i od razu zawróciłem na pięcie. Na biurku widziałem odchylonego Jacobiego, a od pasa w dół zasłaniał go... Marco? Cholera.
- Wejdź Elix! - Jacoby zawołał po kilku chwilach. Nieśmiało wetknąłem głowę do pomieszczenia. - Spokojnie, już jest w porządku. Nie wiedziałem że Maya tak szybko cię znajdzie.
Marco patrzył na mnie tak, jakbym wymordował mu pół rodziny. Poprawił rozczochrane włosy i założył okulary.
- Sorry, powinienem pukać.
- Celowa gra słów? - Jacoby puścił do mnie oczko, a ja złapałem się za usta.
- Nie, znaczy... następnym razem, zanim wejdę... będę krzyczał już na środku korytarza! - Poprawiłem się szybko.
- Tak się z ciebie śmieję, Elix. Nic się nie zmieniłeś, wiesz?
- Chyba tylko ty tak sądzisz. - Burknąłem.
- Nie bocz się na mnie. Jak go uczyłem... - zwrócił się do Marco. - ...to cały czas się na mnie obrażał.
- Bo mówiłeś że jestem głąbem!
- Chciałem cię zagonić do roboty, leniu! Byłeś zdolny, ale leniwy jak cholera.
- Nieprawda! - Chciałem w niego rzucić długopisem, ale przypominałem sobie że to mój szef. - Co pan chciał ode mnie, szefie? - Poprawiłem się.
Jacoby uśmiechnął się, odsłaniając idealnie białe zęby.
- Mam do ciebie... Marco co jest? - Spojrzał na młodego. - Ooo, nie bądź zazdrosny o Elixa, to już przeszłość.
- Przerwał nam. - Fuknął.
- Jesteśmy w pracy. Poza tym jak pójdzie, to możemy dokończyć. - Pieszczotliwie pogładził go po policzku.
- Tylko żeby twoja żona was nie przyłapała. Ja to ja, ale ona...
- Jest na Hawajach, razem z dziećmi. - Marco niemalże na mnie syknął. - Nie interesuj się tym aż tak.
- Przepraszam! - Uniosłem ręce do góry, wycofując  się z tej dziwnej sytuacji.  To nie była moja sprawa. - A więc Jacoby,  co ode mnie chciałeś?

W pokoju było chłodno. Bardzo chłodno. A ja czułem tylko dotyk delikatnych, sprawnych palców, przesuwających się po moim ciele. Byłem nagi, miałem związane ręce i opaskę na oczach.
Wydałem długi, dość kobiecy jęk, gdy mój penis znalazł się w ustach Antoine'a. Kiedy zaczęliśmy się kochać? Nie pamiętam. Wiem jednak, że było to niesamowicie przyjemne.
Prawie doszedłem, byłem już niesamowicie blisko szczytu, gdy nagle mój chłopak przestał.
- Antoine, co się stało? Proszę cię, skarbie nie przestawaj... - Błagałem.
- On nie przestanie, Elixie. - Niski, chropowaty głos na początku bardzo mnie przestraszył.
- Jacoby? Co się dzieje? Zostaw mnie!
- Nie schowasz się przed przeszłością. On musi wiedzieć o nas. - Opaska znikła mi z oczu. Parę centymetrów nad moją twarzą zawisł mój obecny szef i były kochanek.
- Nie musi. To nie jest coś, czym chciałbym się chwalić. - Syknąłem.
- Na to już za późno. - Jacoby obrócił moją głowę w prawo, gdzie znajdowało się krzesło, na którym siedział Antoine. Również był związany, jednak widział wszystko, co działo się przed chwilą. Oczy miał pełne łez.
- Powiedziałeś że nie chcesz mnie skrzywdzić. - Prawie krzyknął. - Obiecywałeś! Jesteś takim samym oszustem jak oni! Nie chcę już z tobą być! - Z jego oczu popłynęły łzy.

Wtedy się obudziłem. Zaniepokojony rozejrzałem się po ciemnej sypialni, obok było słychać tylko spokojny oddech Ana. Cmoknąłem go w czoło i na chwilę wyszedłem na balkon. Było zimno jak cholera, ale jakoś mnie to nie obchodziło. Ten sen... Był przerażający. Czyżby Jacoby znowu zaczął coś znaczyć w moim życiu? Niemożliwe. Skrzywdził mnie tak bardzo, że miałem go dosyć. To że mi się przyśnił jest tylko nieporozumieniem. Westchnąłem ciężko. Boże, co ja mam za życie...
- Elix, co ty tu robisz? - Zaspany, opatulony kocem Antoine wyszedł za mną.
- Po co wstałeś?
- Bo rozpieprzyłeś drzwi od balkonu na całą szerokość i piździ jak sto czortów. - Warknął na mnie. Taaak, Antoine, którego budzi się zbyt wcześnie, to najgorszy Antoine, jakiego można sobie wyobrazić.
- Chodź, wracamy. - Pokierowałem go w stronę łóżka. Następnie zamknąłem okno i spokojnie położyłem się obok. Do rozmyślań wróciłem już w ciepłym łóżku.

8 komentarzy:

  1. W zasadzie to trafiłam na Twojego bloga jakiś czas temu. Od razu przeczytałam wszystko i dodałam do obserwowanych i wgl itp. itd. xDDDD No w każdym razie, jak się pojawił ten rozdział, to chciałam skoemntować, ale zupełnie nie miałam czasu, ale kupiłam sobie trochę na targu i mam czas :D
    Zatem Twoje opowiadanie mnie bardzo zainteresowało. Jest to taka historia z urokiem, która łapie mnie za kostkę i targa za sobą i każe czytać. Nie no dobra, joke. Ta historia zmusza to czytania, ale w sposób mentalny. Tzn. caly czas o tym myślę i nie mogę się doczekać, co będzie dalej, także... Czekam! ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, dziękuję i jeszcze raz dziękuję! To miód na moje serce! :D

      Usuń
  2. Czytam, nie zapominam o opowiadaniu. Bardzo mi się podoba związek An i Elixa, nie wiem czy chce aby wtrącał się w to Jacob, ale pewnie dramat musi być, więc czekan na rozwój wypadków w takim razie :D

    http://yaoistyczni.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pamiętam, jak początkowo ktoś uznał ich związek jako związek "bez uczucia". Dlatego cieszę się że Ci się podoba :D

      Usuń
    2. Jeśli do mnie to picie w temacie, to ja nie napisałam, że bez uczucia ;) tylko tak jakoś wtedy Elix dla mnie przeskoczył co najmniej kilka etapów w pewnym momencie.

      Usuń
    3. Nie, nie chodziło o Ciebie :D Rzeczywiście, przyznaję że on troszkę tak zaszalał z tymi swoimi emocjami i nie był to dobrze widoczny moment.

      Usuń
  3. Heh... To ja napisałam, że bez uczucia, bo na początku to było takie... sztywne... Jednak teraz w życiu bym go tak nie nazwała... Różnica poziomów, jak niebo, a ziemia...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo początki są zawsze trudne i jeszcze wtedy się nie rozkręciłam. To pewnie było tego przyczyną ;)

      Usuń